Pokrewne
- Strona Główna
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Narodziny Smokow
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 02 Miłosny fortel
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Moreta Pani Smokow z Pern
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Long Julie Anne Siostry Holt 02 Urocza i nieznona
- Long Julie Anne Siostry Holt 01 Piękna i szpieg
- Long Julie Anne Siostry Holt 03 Sekret uwodzenia
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Mistrz Harfiarzy z Pern
- Corel DRAW (6)
- Antropologia kultury wsi polskiej 19 wieku L.Stomma
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- negatyw24.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziałem, że jest w stanie kontynuować tak dalej aż do świtu.Był w wesołym nastroju.Przyglądałem mu się, jak przerzucał nuty, rozmyślając i zastanawiając się.Czy on może w ogóle umrzeć? Czy Klaudia naprawdę chce to zrobić? W pewnej chwili nawet chciałem wstać, pójść do niej i powiedzieć, że musi porzucić myśl o zrobieniu tego dzisiaj, że musimy odwołać wszystko, nawet naszą wcześniej umówioną podróż, żyć dalej tak jak do tej pory.Czułem jednak wyraźnie, że nie ma już odwrotu.Od dnia, w którym zaczęła stawiać mu pytania, to - cokolwiek to miało być - było nieuniknione.Czułem, że jakiś ciężar przykuwa mnie do krzesła.Zagrał dwa akordy.Miał niezwykle duży rozstaw palców i nawet za życia byłby doskonałym pianistą.Ale grał bez uczucia.Muzyka nie przechodziła przez niego, nie poruszała go.- No więc, zabiłem go? - zapytał ponownie.- Nie, nie zabiłeś - powtórzyłem, choć równie łatwo mogłem powiedzieć zupełnie coś przeciwnego.Starałem się być opanowany i nie chciałem, by wyczytał coś z mojej twarzy.- Masz rację, nie zabiłem - powiedział.-Podnieca mnie to, że jesteśmy tak blisko, a ja myślę sobie o tym, że mogę go po prostu zabić.I zabiję go, lecz jeszcze nie teraz.A potem znajdę kogoś, kto bardzo go przypomina.Gdyby miał brata.cóż zabiłbym ich wtedy jednego po drugim.Rodzinę zaatakowałaby wtedy dziwna gorączka, która wysusza całkowicie krew w ciałach! - powiedział, podrabiając głos szepczącego plotki piekarza czy sklepikarza.- Klaudia ma również upodobania do rodzin - dodał.-Jeśli chodzi o rodziny, przypuszczam, że słyszałeś.Plantacja Freniere’ów uchodzi za nawiedzoną: nie udaje im się utrzymać zarządcy, a niewolnicy uciekają na potęgę!Nie miałem ochoty wysłuchiwać takich rzeczy, szczególnie teraz.Babette umarła młodo, w obłędzie.Przestała w końcu chodzić na ruiny Pointę du Lac.Była przekonana, że widziała tam diabła i chciała go odszukać.Wiedziałem o tym z plotek.Potem zauważyłem klepsydry zapowiadające pogrzeb.Czasami zastanawiałem się, czy nie wybrać się do niej, spróbować w jakiś sposób naprawić to, com uczynił, a innym razem znowu myślałem, że samo się to wszystko jakoś naprawi.W moim nocnym życiu spędzanym na zabijaniu wyrosłem już ze szczególnego przywiązania do niej, tego uczucia, którym kiedyś obdarzałem ją, moją siostrę czy nawet innych ludzi.W końcu przyglądałem się tej tragedii niczym z teatralnego balkonu, poruszony od czasu do czasu, ale nigdy dość, by przeskoczyć balustradę i przyłączyć się do aktorów na scenie.- Nie mów o niej - odrzekłem krótko.- Proszę bardzo.Mówiłem jednak o plantacji.Nie o niej.O niej.Twojej ukochanej pani, twoim zadurzeniu.Śmiał się ze mnie.-Wiesz, w końcu stało się tak, jak ja chciałem, co? Ale, ale, mówiłem ci o moim młodym przyjacielu i o tym jak.- Wolałbym żebyś lepiej zagrał - powiedziałem cicho, pojednawczo, tak przekonywająco, jak tylko mogłem.Czasami to skutkowało.Jeśli powiedziałem coś odpowiedniego, potrafił mnie posłuchać.Teraz właśnie tak się stało.Z lekkim warknięciem, jak gdyby chciał powiedzieć: „Ty głupcze”, zaczął grać.Usłyszałem, jak drzwi w tylnym saloniku otworzyły się i zabrzmiały odgłosy kroków Klaudii.Nie przychodź tutaj, Klaudio - myślałem.Odejdź, zanim wszyscy zginiemy.Ale ona nadchodziła pewnym krokiem.Słyszałem, jak zatrzymała się w holu przy lustrze i otworzyła szufladę stojącego tam małego stoliczka, jak czesała włosy szczotką.W powietrzu poczułem woń perfum roślinnych.Obróciłem się powoli, by lepiej ją widzieć.Pojawiła się w drzwiach cała ubrana na biało.Wolno kroczyła po dywanie w kierunku fortepianu.Stanęła przy klawiaturze, oparła na drewnie łokcie, podpierając podbródek dłońmi.Oczy miała utkwione w Lestacie.Widziałem jego profil i jej małą twarzyczkę w tyle, spoglądającą w górę, na niego.- O co znowu chodzi! - warknął, obracając kartkę nut, opuszczając jednocześnie dłoń na udo.-Złościsz mnie.Sama twoja obecność mnie irytuje!Jego wzrok przesunął się po otwartych nutach.- Czyżby? - powiedziała najsłodszym głosem, na jaki było ją stać.- Tak, otóż to.I coś jeszcze ci powiem.Spotkałem kogoś, kto byłby lepszym wampirem od ciebie.Wiadomość ogłuszyła mnie.Nie musiałem jednak przynaglać go, by powiedział coś więcej.- Rozumiesz, co mam na myśli? - zapytał Lestat.- Czy to ma mnie przestraszyć? - odpowiedziała pytaniem Klaudia.- Jesteś rozpuszczona, ponieważ jesteś jedynym dzieckiem - mówił dalej.-Potrzebujesz braciszka.Czy raczej, to ja potrzebuję brata.Za bardzo lubicie rozmyślać.Nie podoba mi się to.- Przypuszczam, że moglibyśmy zaludnić całą kulę ziemską wampirami, cała nasza trójka -odpowiedziała Klaudia.- Tak myślisz? - odrzekł Lestat, uśmiechając się.W jego głosie czuć było wyraźną nutkę triumfu.-Wydaje ci się, że potrafiłabyś? Przypuszczam, że Louis powiedział ci oczywiście, jak to się robi lub jak jemu to się wydaje.Nie masz takiej mocy.Żadne z was! - dodał.Odniosłem wrażenie, że to ją zaniepokoiło.To było coś, czego nie brała wcześniej pod uwagę.Obserwowała go pilnie.Widziałem, że niezupełnie mu dowierza.- A co tobie dało taką siłę? - zapytała cicho, ale z domieszką sarkazmu.- To jest właśnie, moja droga, jedna z tych rzeczy, o której nigdy się nie dowiesz.Albowiem nawet ten Ereb, w którym żyjemy, musi mieć swoją arystokrację.- Jesteś kłamcą - odpowiedziała z krótkim śmiechem i w chwili gdy właśnie dotykał palcami klawiszy, dodała: -Ale psujesz moje plany!- Twoje plany?- Przyszłam, by zawrzeć z tobą pokój, nawet jeśli jesteś ojcem kłamstw.Jesteś też moim ojcem -powiedziała.- Chcę zawrzeć z tobą pokój.Chcę, aby było tak jak poprzednio.Teraz on patrzył na nią z niedowierzaniem.Rzucił szybkie spojrzenie w moją stronę, a potem znów spojrzał na nią.- Niech tak będzie.Po prostu przestań zadawać mi pytania.Przestań chodzić za mną.Przestań szukać w każdej alei innych wampirów.Nie ma innych wampirów! Tu mieszkasz i tu pozostaniesz! - Przez chwilę wyglądał na zmieszanego, jak gdyby samo podniesienie głosu zmieszało go.-Ja opiekuję się tobą.Niczego ci nie brak.-.Bo ty nic nie wiesz i dlatego tak nie znosisz moich pytań [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Wiedziałem, że jest w stanie kontynuować tak dalej aż do świtu.Był w wesołym nastroju.Przyglądałem mu się, jak przerzucał nuty, rozmyślając i zastanawiając się.Czy on może w ogóle umrzeć? Czy Klaudia naprawdę chce to zrobić? W pewnej chwili nawet chciałem wstać, pójść do niej i powiedzieć, że musi porzucić myśl o zrobieniu tego dzisiaj, że musimy odwołać wszystko, nawet naszą wcześniej umówioną podróż, żyć dalej tak jak do tej pory.Czułem jednak wyraźnie, że nie ma już odwrotu.Od dnia, w którym zaczęła stawiać mu pytania, to - cokolwiek to miało być - było nieuniknione.Czułem, że jakiś ciężar przykuwa mnie do krzesła.Zagrał dwa akordy.Miał niezwykle duży rozstaw palców i nawet za życia byłby doskonałym pianistą.Ale grał bez uczucia.Muzyka nie przechodziła przez niego, nie poruszała go.- No więc, zabiłem go? - zapytał ponownie.- Nie, nie zabiłeś - powtórzyłem, choć równie łatwo mogłem powiedzieć zupełnie coś przeciwnego.Starałem się być opanowany i nie chciałem, by wyczytał coś z mojej twarzy.- Masz rację, nie zabiłem - powiedział.-Podnieca mnie to, że jesteśmy tak blisko, a ja myślę sobie o tym, że mogę go po prostu zabić.I zabiję go, lecz jeszcze nie teraz.A potem znajdę kogoś, kto bardzo go przypomina.Gdyby miał brata.cóż zabiłbym ich wtedy jednego po drugim.Rodzinę zaatakowałaby wtedy dziwna gorączka, która wysusza całkowicie krew w ciałach! - powiedział, podrabiając głos szepczącego plotki piekarza czy sklepikarza.- Klaudia ma również upodobania do rodzin - dodał.-Jeśli chodzi o rodziny, przypuszczam, że słyszałeś.Plantacja Freniere’ów uchodzi za nawiedzoną: nie udaje im się utrzymać zarządcy, a niewolnicy uciekają na potęgę!Nie miałem ochoty wysłuchiwać takich rzeczy, szczególnie teraz.Babette umarła młodo, w obłędzie.Przestała w końcu chodzić na ruiny Pointę du Lac.Była przekonana, że widziała tam diabła i chciała go odszukać.Wiedziałem o tym z plotek.Potem zauważyłem klepsydry zapowiadające pogrzeb.Czasami zastanawiałem się, czy nie wybrać się do niej, spróbować w jakiś sposób naprawić to, com uczynił, a innym razem znowu myślałem, że samo się to wszystko jakoś naprawi.W moim nocnym życiu spędzanym na zabijaniu wyrosłem już ze szczególnego przywiązania do niej, tego uczucia, którym kiedyś obdarzałem ją, moją siostrę czy nawet innych ludzi.W końcu przyglądałem się tej tragedii niczym z teatralnego balkonu, poruszony od czasu do czasu, ale nigdy dość, by przeskoczyć balustradę i przyłączyć się do aktorów na scenie.- Nie mów o niej - odrzekłem krótko.- Proszę bardzo.Mówiłem jednak o plantacji.Nie o niej.O niej.Twojej ukochanej pani, twoim zadurzeniu.Śmiał się ze mnie.-Wiesz, w końcu stało się tak, jak ja chciałem, co? Ale, ale, mówiłem ci o moim młodym przyjacielu i o tym jak.- Wolałbym żebyś lepiej zagrał - powiedziałem cicho, pojednawczo, tak przekonywająco, jak tylko mogłem.Czasami to skutkowało.Jeśli powiedziałem coś odpowiedniego, potrafił mnie posłuchać.Teraz właśnie tak się stało.Z lekkim warknięciem, jak gdyby chciał powiedzieć: „Ty głupcze”, zaczął grać.Usłyszałem, jak drzwi w tylnym saloniku otworzyły się i zabrzmiały odgłosy kroków Klaudii.Nie przychodź tutaj, Klaudio - myślałem.Odejdź, zanim wszyscy zginiemy.Ale ona nadchodziła pewnym krokiem.Słyszałem, jak zatrzymała się w holu przy lustrze i otworzyła szufladę stojącego tam małego stoliczka, jak czesała włosy szczotką.W powietrzu poczułem woń perfum roślinnych.Obróciłem się powoli, by lepiej ją widzieć.Pojawiła się w drzwiach cała ubrana na biało.Wolno kroczyła po dywanie w kierunku fortepianu.Stanęła przy klawiaturze, oparła na drewnie łokcie, podpierając podbródek dłońmi.Oczy miała utkwione w Lestacie.Widziałem jego profil i jej małą twarzyczkę w tyle, spoglądającą w górę, na niego.- O co znowu chodzi! - warknął, obracając kartkę nut, opuszczając jednocześnie dłoń na udo.-Złościsz mnie.Sama twoja obecność mnie irytuje!Jego wzrok przesunął się po otwartych nutach.- Czyżby? - powiedziała najsłodszym głosem, na jaki było ją stać.- Tak, otóż to.I coś jeszcze ci powiem.Spotkałem kogoś, kto byłby lepszym wampirem od ciebie.Wiadomość ogłuszyła mnie.Nie musiałem jednak przynaglać go, by powiedział coś więcej.- Rozumiesz, co mam na myśli? - zapytał Lestat.- Czy to ma mnie przestraszyć? - odpowiedziała pytaniem Klaudia.- Jesteś rozpuszczona, ponieważ jesteś jedynym dzieckiem - mówił dalej.-Potrzebujesz braciszka.Czy raczej, to ja potrzebuję brata.Za bardzo lubicie rozmyślać.Nie podoba mi się to.- Przypuszczam, że moglibyśmy zaludnić całą kulę ziemską wampirami, cała nasza trójka -odpowiedziała Klaudia.- Tak myślisz? - odrzekł Lestat, uśmiechając się.W jego głosie czuć było wyraźną nutkę triumfu.-Wydaje ci się, że potrafiłabyś? Przypuszczam, że Louis powiedział ci oczywiście, jak to się robi lub jak jemu to się wydaje.Nie masz takiej mocy.Żadne z was! - dodał.Odniosłem wrażenie, że to ją zaniepokoiło.To było coś, czego nie brała wcześniej pod uwagę.Obserwowała go pilnie.Widziałem, że niezupełnie mu dowierza.- A co tobie dało taką siłę? - zapytała cicho, ale z domieszką sarkazmu.- To jest właśnie, moja droga, jedna z tych rzeczy, o której nigdy się nie dowiesz.Albowiem nawet ten Ereb, w którym żyjemy, musi mieć swoją arystokrację.- Jesteś kłamcą - odpowiedziała z krótkim śmiechem i w chwili gdy właśnie dotykał palcami klawiszy, dodała: -Ale psujesz moje plany!- Twoje plany?- Przyszłam, by zawrzeć z tobą pokój, nawet jeśli jesteś ojcem kłamstw.Jesteś też moim ojcem -powiedziała.- Chcę zawrzeć z tobą pokój.Chcę, aby było tak jak poprzednio.Teraz on patrzył na nią z niedowierzaniem.Rzucił szybkie spojrzenie w moją stronę, a potem znów spojrzał na nią.- Niech tak będzie.Po prostu przestań zadawać mi pytania.Przestań chodzić za mną.Przestań szukać w każdej alei innych wampirów.Nie ma innych wampirów! Tu mieszkasz i tu pozostaniesz! - Przez chwilę wyglądał na zmieszanego, jak gdyby samo podniesienie głosu zmieszało go.-Ja opiekuję się tobą.Niczego ci nie brak.-.Bo ty nic nie wiesz i dlatego tak nie znosisz moich pytań [ Pobierz całość w formacie PDF ]