[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ogólnie teoria, że religia jest przypadkowym produktem ubocznym, efektem błędnego zastosowaniamechanizmów z innych względów korzystnych, jest mi bardzo bliska.Jej szczegółowy kształt pozostajeoczywiście przedmiotem dyskusji, podobnie jak konkretne mechanizmy które mogłyby w tym wypadkudziałać.Z czysto ilustracyjnych powodów skupię się dalej na mojej własnej koncepcji  dziecięcejnaiwności" i potraktuje ją jako reprezentatywnego przedstawiciela całej klasy modeli  produktuubocznego".Teoria ta, która opiera się na założeniu, że z różnych powodów dziecięcy mózg jest bardzopodatny na  umysłowe wirusy", przez wielu czytelników może jednak zostać uznana za wyjaśnieniedalece niekompletne.Może i dziecięcy umysł jest podatny na zakażenie, ale niby dlaczego właśnie tymwirusem, a nie jakimś innym! Czyżby niektóre wirusy były szczególnie zjadliwe? I dlaczego taka infekcjaobjawiać by się miała religią, a nie.No właśnie, czym?Wszystkich wątpiących chciałbym niżej przekonać między innymi i do tego, że tak naprawdę nie mawielkiego znaczenia, jaki to konkretny nonsens zainfekuje dziecięcy mózg.Ważniejsze jest to, żezarażone dziecko staje się dorosłym i przekazuje ów nonsens, czymkolwiek by był, kolejnympokoleniom.Badania antropologów  choćby to, co opisywał Frazer w Złotej gałęzi  uświadomiły nam, jakolbrzymia jest różnorodność irracjonalnych ludzkich wierzeń.Gdy już któreś z nich zakorzeni się wokreślonej kulturze, trwa, ewoluuje i dzieli się na sposób bardzo przypominający biologiczną ewolucję.Frazer wskazuje też na pewne ogólne, ponadkulturowe prawidłowości, jak choćby  magięhomeopatyczną"  założenie, iż zaklęcia czy uroki  pożyczają" sobie pewien symboliczny aspektobiektów z realnego świata, na które mają oddziaływać.(Przykładem takiego przekonania  otragicznych konsekwencjach  jest wiara, że róg nosorożca działa jak afrodyzjak.yródłem tegoidiotycznego przesądu było zapewne to, że róg skojarzył się komuś z penisem w stanie erekcji.)Powszechność owej; magii homeopatycznej" wskazuje jednak, iż nie jest wyłącznie kwestią przypadku,jaki nonsens zainfekuje łatwowierny i podatny mózg.Bardzo kuszące, by naszą biologiczną analogiępociągnać nieco dalej  czy w tym wypadku nie może przypadkiem działać jakiś proces podobny dodoboru naturalnego? Czy pewne idee nie rozprzestrzeniają się łatwiej niż inne, gdyż odwołują się dowrodzonych potrzeb lub wartości albo są zgodne z naturalnymi psychicznymi predyspozycjami? Czywreszcie możemy zastosować takie rozumowanie do analizy współczesnych religii, na tej samej zasadzie,na jakiej właściwości żyjących dziś organizmów tłumaczymy, odwołując się do doboru naturalnego?(Muszę tylko podkreślić, że określenie  wartości" użyte w tym kontekście odnosi się jedynie doprzetrwania i rozprzestrzeniania się; nie ma w nim nic wartościującego w pozytywnym znaczeniu tegosłowa, nic z czego jako ludzkość moglibyśmy być dumni.)Nawet w stricte ewolucyjnym modelu nie zawsze musimy mieć do czynienia z doborem naturalnym.Niektóre geny rozprzestrzeniają się w populacji nie dlatego, że są lepsze od innych, ale po prostu miaływięcej szczęścia.Nazywamy ten proces  dryftem genetycznym" i w biologii wciąż trwa dyskusja, na ilejest to zjawisko znaczące w porównaniu z doborem naturalnym.W każdym razie sama koncepcja jestdziś powszechnie akceptowana jako element tak zwanej neutralnej teorii w genetyce molekularnej.Założenie jest dość proste  jeżeli jakiś gen zmutował do innej wersji, lecz nie ma to wpływu na jegofunkcje w organizmie, dobór naturalny nie ma powodów, by faworyzować jedną jego wersję kosztemdrugiej, pozostaje neutralny.Niemniej jednak, na skutek działania prawidłowości zwanej w statystycebłędem losowym, w kolejnych pokoleniach nowy gen może rozprzestrzeniać się tak intensywnie, zewyprze swojego poprzednika z puli genetycznejNa poziomie molekularnym dochodzi w tej sytuacji dorzeczywistej ewolucyjnej zmiany (choć może być ona nieobserwowalna na poziomie poszczególnychosobników) i przy tym jest to proces, który nie ma żadnego związku z jakąkolwiek ewolucyjnąprzewagą, którą ów nowy gen miałby zapewniać. Idea, że ewolucja wierzeń religijnych może być ujmowana jako kulturowy odpowiednik dryftugenetycznego, jest bardzo przekonująca.Również języki ewoluują na sposób quasi-biologiczny, przyczym zmiany, jakie przechodzą, są zdecydowanie nieukierunkowane  w ich wypadku analogia zdryftem genetycznym też się narzuca: proces powolnych, kumulujących się przez stulecia zmian, które wpewnym momencie doprowadzają do tego, że poszczególne odgałęzienia stają się wzajemnie dla siebieniezrozumiałe.Można, co prawda, spotkać się z opinią, że ewolucją języków rządzi jakiś lingwistycznyodpowiednik doboru naturalnego, ale argumenty za tą tezą nie brzmią zbyt przekonująco.Próbowanowyjaśniać tak na przykład tzw.Great Vowel Shift 91*, czyli proces głębokich zmian w wymowie, jakinastąpił w Anglii między piętnastym a osiemnastym stuleciem.Takie szczegółowe hipotezy zwyklejednak nie są konieczne do wyjaśnienia większości obserwowanych przez nas zmian w językach raczej bardziej prawdopodobna wydaje się ewolucja poprzez mechanizm stanowiący kulturowyodpowiednik losowego dryftu genetycznego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl