[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przyjdziepora, że jawi się ich tysiące, przyjdą z miast, przyjdą z chałup, przyjdą ze dworów i tym ciągiem nieprzerwanym położą głowy swoje, dadzą krew swoją i padną jeden za drugim, stożąc się jak tekamienie, aż póki się z nich nie wyniesie ów święty, utęskniony Kościół.A mówię wam, że stanie itrwał będzie po wiek wieków, i już go żadna zła moc nie przezwycięży, bo wyrośnie z ochfiarnej krwie imiłowania.I opowiadał szeroko, jak to ni jedna kropla krwi, ni łza jedna, ni żaden wysiłek nie przepada na darmo,jak to ciągiem, kieby te zboża na ziemi nawożonej, rodzą się nowe brońce, nowe siły, nowe ochfiary, ażnadejdzie ów dzień święty, dzień zmartwychwstania, dzień prawdy i sprawiedliwości la całego narodu.Mówił gorąco, a chwilami tak górnie, że nie sposób było wyrozumieć wszystkiego, ale przejął ich świętyogień, serca sprężyły się uniesieniem i taką wiarą, mocą i pragnieniem, jaże Antek zawołał:- Jezu.prowadzcie jeno.a choćby na śmierć pódę, pódę.- Wszystkie pójdziemy, a co stanie na zawadzie - stratujem!- A kto się nam sprzeciwi, kto nas przemoże? Niech jeno sprobuje.Wybuchnęli jeden po drugim, a coraz zapamiętalej, aż musiał ich przyciszać i przysunąwszy się jeszczebliżej zaczął nauczać, jaki to będzie ów dzień upragniony i co im trzeba robić, aby go przyśpieszyć.Mówił tak ważkie i zgoła niespodziane rzeczy, że słuchali z zapartym tchem, z trwogą i radościązarazem, przyjmując każde jego słowo z dreszczem wiary serdecznej, jako by tę komunięprzenajświętszą.Niebo im bowiem otwierał, raje pokazywał, że dusze im poklękały w zachwyceniu,oczy widziały cudności niewypowiedziane, a serca się pasły janielskim, przesłodkim śpiewaniemnadziei.- We waszej to mocy, aby się tak stało! - zakończył niemało już utrudzony.Księżyc schował się zachmurę, poszarzało niebo i zmętniały pola, bór cosik zagadał z cicha i trwożnie zachrzęściły zboża, ikajś od wsi dalekich niesły się psie naszczekiwania, oni zaś siedzieli niemi, dziwnie cisi, jeszczezasłuchani a jakby opici jego słowami i tak jakoś uroczyści jakby po wielkiej przysiędze.- Czas mi już odejść! - rzekł powstając i brał każdego w ramiona, ściskał i całował na pożegnanie.Dziwsię nie popłakali z żalu, on zaś przyklęknął, odmówił krótką modlitwę i padł na twarz, i zapłakałobejmując ziemię rękami kieby tę mać żegnaną na zawsze.Jagusia jaże się zaniesła szlochaniem, chłopy ukradkiem wycierali oczy.I zaraz się rozeszli.Do wsi wracał tylko Antek z Jagusią, tamci zaś przepadli kajś pod borem.- A nie mówże przed nikim o tym, coś słyszała! - rzekł po długiej chwili.- Czy to ja latam z nowinami po chałupach! - warknęła gniewnie.- A już niech Bóg broni, żeby się wójt dowiedział - upominał surowo.Nie odrzekła, przyśpieszając jeno kroku, ale nie dał się wyprzedzić, trzymał się pobok zazierając raz poraz w jej twarz zapłakaną i gniewną.Księżyc znowu zaświecił i wisiał prosto nad drogą, że szli jakoby tą srebrzystą miedzą obrzeżonąpokrętnymi cieniami drzew, naraz zadrgało mu serce, tęsknica wyciągnęła nienasycone ramiona,przysunął się zdziebko, bliżej, tak blisko, że jeno sięgnąć ręką i przyciągnąć ją do siebie, ale niesięgnął, zbrakło mu bowiem śmiałości i powstrzymywało jej zawzięte, wzgardliwe milczenie, więc jenorzekł z przekąsem:- Tak lecisz, jakbyś chciała uciec przede mną.- A bo prawda! Obaczy nas kto i gotowe nowe plotki. - Albo ci śpieszno do kogo drugiego!- Juści, abo mi to nie wolno! Abom to nie wdowa!- Widzę, co nie darmo powiadają, że kierujesz się na księżą gospodynię.Porwała się jak wicher i łzy potrzęsły się jej z oczów rzęsistymi, palącymi strugami.ROZDZIAA 11Już stronami, na piaskach i lżejszych gruntach wychodzono ze sierpem, już nawet kaj niekaj powyżniach błyskały kosy, ale we wsiach, gdzie były mocniejsze ziemie, dopiero imano się przygotowań iżniwa leda dzień miały się rozpoczynać.Więc i w Lipcach, jakoś w parę dni po ucieczce Rocha, jęto się ostro sposobić do żniwa, rychtowano nagwałt drabiny i moczono we stawie wozy co barzej rozeschnięte, oprzątano stodoły, że już stojaływywarte na przestrzał, gdzie w cieniach sadów wykręcano powrósła, zaś prawie pod każdą chałupąbrząkały rozklepywane kosy, kobiety zwijały się przy pieczeniu chlebów i sposobieniu zapasów, a z tegowszystkiego zrobiło się tylachna skrzętu i rwetesów, że wieś wyglądała jakby przed jakimś wielkimświętem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl