Pokrewne
- Strona Główna
- Andrzej Mencwel Wiedza o kulturze Cz. I Antropologia kultury
- Wierciński Andrzej Magia i religia. Szkice z antropologii religii
- Andrzej Ziemiański Pomnik Cesarzowej Achai t2
- Bednarz Andrzej Medytacja teoria i praktyka (SC
- Brzeziecki Andrzej Lekcje historii PRL w rozmowach
- Zimniak Andrzej Stalo sie jut Zbior 31
- Pilipiuk Andrzej Czarownik Iwanow (SCAN dal 747)
- Andrzej.Ziemiański Nostalgia.za.Sluag.Side.(PDF2)
- Morrell Dav
- Jan III Sobieski Listy do Marysienki (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- okiemkrytyka.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To dla jego dobra.Nie róbciescisku, dobrzy ludzie, biedakowi trzeba powietrza.- Slyszeliscie? - spytal spokojnie, ale dzwiecznie Chappelle, przepychajac sie nagle przez tlum.-Prosze nie robic tu zbiegowiska! Prosze sie rozejsc! Zbiegowiska sa zabronione.Karanegrzywna!Tlum w mgnieniu oka rozpierzchnal sie na boki, po to tylko, by ujawnic Jaskra, nadchodzacegoszparkim krokiem, przy dzwiekach lutni.Na jego widok Vespula wrzasnela przerazliwie, rzucilapatelnie i biegiem puscila sie przez plac.- Co sie jej stalo? - spytal Jaskier.- Zobaczyla diabla?Geralt wstal z pakunku, który zaczal sie slabo ruszac.Chappelle zblizyl sie powoli.Byl sam, jegostrazy osobistej nigdzie nie bylo widac.- Nie podchodzilbym - rzekl cicho Geralt.- Jesli bylbym wami, panie Chappelle, to niepodchodzilbym.- Powiadasz? - Chappelle zacisnal waskie wargi, patrzac na niego zimno.- Gdybym byl wami, panie Chappelle, udalbym, ze niczego nie widzialem.- Tak, to pewne - rzekl Chappelle.- Ale ty nie jestes mna.Zza namiotu nadbiegl Dainty Biberveldt, zdyszany i spocony.Na widok Chappelle zatrzymal sie,pogwizdujac, zalozyl rece za plecy i udal, ze podziwia dach spichlerza.Chappelle podszedl do Geralta, bardzo blisko.Wiedzmin nie poruszyl sie, zmruzyl tylko oczy.Przez chwile patrzyli na siebie, potem Chappelle pochylil sie nad pakunkiem.- Dudu - powiedzial do sterczacych ze zrolowanego kilimu kurdybanowych, dziwaczniezdeformowanych butów Jaskra.- Kopiuj Biberveldta, szybko.- Ze co? - krzyknal Dainty, przestajac gapic sie na spichlerz.- Ze jak?- Ciszej - rzekl Chappelle.- No, Dudu, jak tam?- Juz - rozleglo sie z kilimu stlumione stekniecie.- Juz.Zaraz.Sterczace z rolki kurdybanowe buty rozlaly sie, rozmazaly i zmienily w owlosione, bose stopyniziolka.- Wylaz, Dudu - powiedzial Chappelle.- A ty, Dainty, badz cicho.Dla ludzi kazdy niziolekwyglada tak samo.Prawda?Dainty mruknal cos niewyraznie.Geralt, wciaz mruzac oczy, patrzyl na Chappelle podejrzliwie.Namiestnik zas wyprostowal sie i rozejrzal dookola, a wówczas po gapiach, którzy jeszczewytrwali w najblizszej okolicy, ostal sie jeno cichnacy w oddali stukot drewnianych chodaków.Dainty Biberveldt Drugi wygramolil sie i wyturlal z pakunku, kichnal, usiadl, przetarl oczy i nos.Jaskier przysiadl na lezacej obok skrzyni, brzdakal na lutni z wyrazem umiarkowanegozaciekawienia na twarzy.- Kto to jest, jak myslisz, Dainty? - spytal lagodnie Chappelle.- Bardzo podobny do ciebie, nieuwazasz?- To mój kuzyn - wypalil niziolek i wyszczerzyl zeby.- Bardzo bliska rodzina.Dudu Biberveldt zRdestowej Laki, wielka glowa do interesów.Postanowilem wlasnie.- Tak, Dainty?- Postanowilem mianowac go moim faktorem w Novigradzie.Co ty na to, kuzynie?- Och, dziekuje, kuzynie - usmiechnela sie szeroko bardzo bliska rodzina, chluba klanuBiberveldtów, wielka glowa do interesów.Chappelle tez sie usmiechnal.- Spelnilo sie marzenie? - mruknal Geralt.- O zyciu w miescie? Co tez wy widzicie w tymmiescie, Dudu.i ty, Chappelle?- Pomieszkalbys na wrzosowiskach - odmruknal Chappelle - pojadlbys korzonków, zmoknal izmarznal, to bys wiedzial.Nam tez sie cos nalezy od zycia, Geralt.Nie jestesmy gorsi od was.- Fakt - kiwnal glowa Geralt.- Nie jestescie.Bywa nawet, ze jestescie lepsi.Co z prawdziwymChappelle?- Szlag go trafil - szepnal Chappelle Drugi.- Bedzie ze dwa miesiace temu.Apopleksja.Niechmu ziemia lekka bedzie, a Ogien Wieczny niech mu swieci.Akurat bylem w poblizu.Nikt niezauwazyl.Geralt? Nie bedziesz chyba.- Czego nikt nie zauwazyl? - spytal wiedzmin z nieruchoma twarza.- Dziekuje - mruknal Chappelle.- Jest was tu wiecej?- Czy to wazne?- Nie - zgodzil sie wiedzmin.- Niewazne.Zza furgonów i straganów wypadla i podbiegla truchtem wysoka na dwa lokcie figurka wzielonej czapce i futerku z laciatych królików.- Panie Biberveldt - sapnal gnom i zajaknal sie, rozgladajac, wodzac oczami od jednego niziolkado drugiego.- Sadze, maly - powiedzial Dainty - ze masz sprawe do mego kuzyna, Dudu Biberveldta.Mów.Mów.Oto on.- Szczawiór donosi, ze poszlo wszystko - powiedzial gnom i usmiechnal sie szeroko, ukazujacszpiczaste zabki.- Po cztery korony sztuka.- Zdaje sie, ze wiem, o co idzie - rzekl Dainty.- Szkoda, ze nie ma tu Vivaldiego, ten migiemobliczylby zysk [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.- To dla jego dobra.Nie róbciescisku, dobrzy ludzie, biedakowi trzeba powietrza.- Slyszeliscie? - spytal spokojnie, ale dzwiecznie Chappelle, przepychajac sie nagle przez tlum.-Prosze nie robic tu zbiegowiska! Prosze sie rozejsc! Zbiegowiska sa zabronione.Karanegrzywna!Tlum w mgnieniu oka rozpierzchnal sie na boki, po to tylko, by ujawnic Jaskra, nadchodzacegoszparkim krokiem, przy dzwiekach lutni.Na jego widok Vespula wrzasnela przerazliwie, rzucilapatelnie i biegiem puscila sie przez plac.- Co sie jej stalo? - spytal Jaskier.- Zobaczyla diabla?Geralt wstal z pakunku, który zaczal sie slabo ruszac.Chappelle zblizyl sie powoli.Byl sam, jegostrazy osobistej nigdzie nie bylo widac.- Nie podchodzilbym - rzekl cicho Geralt.- Jesli bylbym wami, panie Chappelle, to niepodchodzilbym.- Powiadasz? - Chappelle zacisnal waskie wargi, patrzac na niego zimno.- Gdybym byl wami, panie Chappelle, udalbym, ze niczego nie widzialem.- Tak, to pewne - rzekl Chappelle.- Ale ty nie jestes mna.Zza namiotu nadbiegl Dainty Biberveldt, zdyszany i spocony.Na widok Chappelle zatrzymal sie,pogwizdujac, zalozyl rece za plecy i udal, ze podziwia dach spichlerza.Chappelle podszedl do Geralta, bardzo blisko.Wiedzmin nie poruszyl sie, zmruzyl tylko oczy.Przez chwile patrzyli na siebie, potem Chappelle pochylil sie nad pakunkiem.- Dudu - powiedzial do sterczacych ze zrolowanego kilimu kurdybanowych, dziwaczniezdeformowanych butów Jaskra.- Kopiuj Biberveldta, szybko.- Ze co? - krzyknal Dainty, przestajac gapic sie na spichlerz.- Ze jak?- Ciszej - rzekl Chappelle.- No, Dudu, jak tam?- Juz - rozleglo sie z kilimu stlumione stekniecie.- Juz.Zaraz.Sterczace z rolki kurdybanowe buty rozlaly sie, rozmazaly i zmienily w owlosione, bose stopyniziolka.- Wylaz, Dudu - powiedzial Chappelle.- A ty, Dainty, badz cicho.Dla ludzi kazdy niziolekwyglada tak samo.Prawda?Dainty mruknal cos niewyraznie.Geralt, wciaz mruzac oczy, patrzyl na Chappelle podejrzliwie.Namiestnik zas wyprostowal sie i rozejrzal dookola, a wówczas po gapiach, którzy jeszczewytrwali w najblizszej okolicy, ostal sie jeno cichnacy w oddali stukot drewnianych chodaków.Dainty Biberveldt Drugi wygramolil sie i wyturlal z pakunku, kichnal, usiadl, przetarl oczy i nos.Jaskier przysiadl na lezacej obok skrzyni, brzdakal na lutni z wyrazem umiarkowanegozaciekawienia na twarzy.- Kto to jest, jak myslisz, Dainty? - spytal lagodnie Chappelle.- Bardzo podobny do ciebie, nieuwazasz?- To mój kuzyn - wypalil niziolek i wyszczerzyl zeby.- Bardzo bliska rodzina.Dudu Biberveldt zRdestowej Laki, wielka glowa do interesów.Postanowilem wlasnie.- Tak, Dainty?- Postanowilem mianowac go moim faktorem w Novigradzie.Co ty na to, kuzynie?- Och, dziekuje, kuzynie - usmiechnela sie szeroko bardzo bliska rodzina, chluba klanuBiberveldtów, wielka glowa do interesów.Chappelle tez sie usmiechnal.- Spelnilo sie marzenie? - mruknal Geralt.- O zyciu w miescie? Co tez wy widzicie w tymmiescie, Dudu.i ty, Chappelle?- Pomieszkalbys na wrzosowiskach - odmruknal Chappelle - pojadlbys korzonków, zmoknal izmarznal, to bys wiedzial.Nam tez sie cos nalezy od zycia, Geralt.Nie jestesmy gorsi od was.- Fakt - kiwnal glowa Geralt.- Nie jestescie.Bywa nawet, ze jestescie lepsi.Co z prawdziwymChappelle?- Szlag go trafil - szepnal Chappelle Drugi.- Bedzie ze dwa miesiace temu.Apopleksja.Niechmu ziemia lekka bedzie, a Ogien Wieczny niech mu swieci.Akurat bylem w poblizu.Nikt niezauwazyl.Geralt? Nie bedziesz chyba.- Czego nikt nie zauwazyl? - spytal wiedzmin z nieruchoma twarza.- Dziekuje - mruknal Chappelle.- Jest was tu wiecej?- Czy to wazne?- Nie - zgodzil sie wiedzmin.- Niewazne.Zza furgonów i straganów wypadla i podbiegla truchtem wysoka na dwa lokcie figurka wzielonej czapce i futerku z laciatych królików.- Panie Biberveldt - sapnal gnom i zajaknal sie, rozgladajac, wodzac oczami od jednego niziolkado drugiego.- Sadze, maly - powiedzial Dainty - ze masz sprawe do mego kuzyna, Dudu Biberveldta.Mów.Mów.Oto on.- Szczawiór donosi, ze poszlo wszystko - powiedzial gnom i usmiechnal sie szeroko, ukazujacszpiczaste zabki.- Po cztery korony sztuka.- Zdaje sie, ze wiem, o co idzie - rzekl Dainty.- Szkoda, ze nie ma tu Vivaldiego, ten migiemobliczylby zysk [ Pobierz całość w formacie PDF ]