[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkie ptaki Rzymu zdawały się akurat drzemać, a w polu widzenia nie było ani jednej chmurki, z której mogłaby strzelić błyskawica.Na wróżbę potrzeba trochę czasu.Boska wola nie objawia się na każde zawołanie, choćby najmłodszego i najbardziej czarującego augura.Bogowie mają inne rzeczy do roboty, niż zmuszać kruki do krakania albo sępy do szybowania w gorącym wietrze.Pierwszym obowiązkiem pobożnych jest cierpliwość.Mimo to nie mogłem się skupić i powoli moje myśli zaczęły błądzić wokół innych spraw.Bezwiednie odwróciłem oczy od wyznaczonego przez Rufusa skrawka nieba ku wschodowi, gdzie wspiąwszy się na palce, mogłem ponad krawędzią urwiska dostrzec część Forum.Wciąż wypełniał je tłum ludzi, ale teraz panowała tam cisza i spokój.W senacie odbywała się debata, a lud rzymski oczekiwał wieści o decyzjach podjętych przez jego przywódców.Zapewne właśnie przemawiał Cycero.Cezar i Krassus mogą włączyć się do debaty, jeśli uznają to za użyteczne, podobnie jak Kato ze swym nieznośnym moralizatorstwem i podżegacz Klodiusz, i nawet usunięty w cień drugi tegoroczny konsul, Antoniusz.Katylina będzie się bronił, atakował Cycerona i domagał się przeprowadzenia wyborów.Czy on w ogóle ma jakieś szanse? A jeśli tak, czy zdoła zmusić senat do wprowadzenia w życie jego radykalnego programu? Czy Cezar i Krassus go poprą – do jakiego stopnia? Czy republika, ulegnie rozdarciu, stoczy się w otchłań wojny domowej? Kto wtedy pozbiera odłamki – Krassus, Cezar, Pompejusz? Katylina?– Tam! – usłyszałem za sobą zduszony okrzyk.Był to Eko, który spostrzegł jakiegoś ptaka na niebie.Potrząsnąłem głową, usiłując odegnać wywołaną upałem senność i przypomnieć sobie, o czym przed chwilą myślałem.Zamrugałem kilkakroć i wpatrzyłem się w czarny punkcik nad miastem.Niestety, ptak krążył w jednym miejscu i ani razu nie wleciał w wyznaczony przez Rufusa sektor.Nie był to zatem omen.Usłyszałem zbiorowe westchnienie rozczarowania.Rufus stał tyłem do nas, na skraju urwiska, i nie widziałem jego twarzy, ale ramiona miał wyprostowane, a głowę lekko uniesioną.Miał wiarę w swą wiedzę i cierpliwość dla bogów.Nie powinienem był tyle jeść na przyjęciu, pomyślałem.Cycero ma rację; w południe należy spożywać tylko jak najlżejszy posiłek.Ale on zawsze miał delikatny żołądek.Nie czułem dolegliwości, jedynie ociężałość, do tego od upału i wysiłku wspinaczki ogarniała mnie senność.Oczy same mi się zamykały.Kiedy ostatnim razem Rzym wpadł w wir wojny domowej, skutki były tragiczne.Sulla odniósł triumf, a wraz z nim najbardziej reakcyjne siły.Anulowano wszelkie prawa dające władzę ludowi.Konstytucję zmieniono tak, by bogacze mieli większą kontrolę nad sądownictwem i wyborami, a Sulla postarał się, by wyeliminować opozycję w łonie klas wyższych.Teraz, w następnym pokoleniu, republika znalazła się w stanie większego niż kiedykolwiek chaosu.Wiele reform Sulli zniesiono i popularzy znów zaczęli działać, ale spadek po jego dyktaturze trwał w postaci nędzy dzieci jego ofiar i całkowitej klęski jego polityki agrarnej – gospodarstwa weteranów, którym nadał ziemię i których chciał obrócić w rolników, zostały doprowadzone do ruiny i teraz w desperacji zbierali się oni wokół Katyliny.Niezadowolenie było powszechne, nie odczuwała go jedynie garstka ludzi, którzy zawsze posiadali i będą posiadać więcej bogactw i potęgi, niż mogą wykorzystać w ciągu jednego życia.Wierzyli, że swoją świetną pozycję otrzymali w darze od bogów; być może Cycerona też od nich dostali, słodki głos zdolny uśpić wzburzone masy.Najgorsze ze wszystkiego były głowy, pomyślałem.Głowy wrogów Sulli zatknięte na tykach na Forum, by wszyscy je widzieli.Łowcy nagród odcinali je ofiarom i przynosili je Sulli w zamian za wypłatę.Ciała nie były im do niczego potrzebne.Co się stało z wszystkimi ciałami bez głów? Nagle, tak wyraźnie jak w dniu, kiedy Diana je znalazła, ujrzałem przed oczyma zwłoki Nemo leżące na słomie, z kikutem szyi pokrytym zakrzepłą krwią.Szok był tak wielki, że niemal krzyknąłem i zadrżałem.– Tak, nareszcie! – szepnął mi do ucha Eko, kładąc mi dłoń na ramieniu.– Tam, nadlatuje znad rzeki!Mrugnąłem, zdezorientowany i oślepiony jasnością.Białe kamienie pod stopami lśniły jak polerowane, a słońce zdawało się wypełniać pół nieba.Pośrodku tej jasności widniał czarny punkt, rosnący z każdą chwilą i nabierający kształtu.Leciał zygzakiem to w lewo, to w prawo, zbliżając się ku nam, aż wreszcie przeobraził się w wyraźną sylwetkę długoskrzydłego ptaka.– To sokół – szepnął Eko.– Nie, orzeł! – sprostował Mummiusz.Ptak zatoczył krąg nad Polem Marsowym i zbliżał się tak szybko, że rósł nam w oczach.Prędkość jego lotu była oszałamiająca; żaden koń nie potrafiłby galopować tak szybko, jak on sunął przez rozświetlony błękit nieba.W chwilę potem wylądował tak blisko Rufusa, że ten mógłby się pochylić i dotknąć go, gdyby śmiał.Patrzyliśmy na niego w milczeniu jak zahipnotyzowani, a on patrzył na nas.Jeszcze nigdy nie widziałem orła z tak bliska.Nagle, tak niespodziewanie, jak wylądował, rozłożył swe ogromne skrzydła i wzbił się z powrotem w niebo, oddalając się i niknąc w słońcu.Opuściłem wzrok, niemal oślepły od jasności.Rufus odwrócił się ku nam z malującą się na twarzy fascynacją, bojaźnią i zadziwieniem.– Rufusie, czy to dobry omen? – spytałem.– Dobry? – Zmarszczył brwi, mierząc mnie spojrzeniem, po czym rozjaśnił się w uśmiechu.– Lepszy już być nie mógł!Gdyby miasto nie było tak pochłonięte sprawami dotyczącymi Katyliny i wyborów, być może ten zdumiewający znak wzbudziłby szerokie zainteresowanie.Gdyby się to zdarzyło w leniwy letni dzień, w którym na Forum nie działoby się nic ważnego, plotka o nim rozniosłaby się w mig po placach i tawernach: ptak Jowiszowy, orzeł, wylądował na Auguraculum dla zwykłego chłopaka, który pierwszy raz przywdział togę.i na dodatek niegdyś był niewolnikiem! Przesądni widzieliby w tym albo inspirację, albo powód do strachu, oznakę błogosławieństwa albo niezadowolenia bogów.Dzisiaj jednak, przy powszechnym zamieszaniu, wydarzenie to pozostało niezauważone prócz garstki tych, którzy byli jego świadkami.Kiedy wracaliśmy z Arx, Marek Mummiusz nie krył podniecenia.– Orzeł, ptak żołnierski! To przepowiednia wielkiej kariery w armii!Zauważyłem, jak radośnie Meto się uśmiecha na te słowa i zapragnąłem, by Mummiusz się zamknął.Zwróciłem się do Rufusa, który zdążył się przebrać w togę.– Czy to rzeczywiście tak należy rozumieć?– Niekoniecznie.Meto dosłyszał go i uśmiech zniknął mu z twarzy.Nie chciałem, by zaczęła mu się marzyć militarna chwała; nie po to wyratowałem go z nędzy niewolnictwa, by ujrzeć, jak przelewa krew dla jakiegoś ambitnego wodza.Rufus zwolnił kroku i pozwolił się innym wyprzedzić, dając mi przy tym znak, bym został przy nim.Widać było, że czuje się nieswojo.Jego początkowe uniesienie z powodu lądowania orła rozpłynęło się zastąpione przez niepewność.– To potężna przepowiednia, Gordianusie – powiedział.– Nigdy mi się coś podobnego nie zdarzyło ani też żadnemu innemu augurowi, o ile mi wiadomo.– Ale to dobra wróżba? – spytałem z nadzieją.– Wtedy wydawało mi się, że tak myślisz.– Tak, ale to, co czułem, było raczej religijnym uniesieniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl