[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poszukiwacz skłonny był uznać tę planetę za bardzo interesu­jącą, choć bardzo zagadkową i nielogiczną.Przeszkodę stanowiła jednak wysoka temperatura i ciężka, przygniatająca atmosfera.“Poszukiwaczu.”“O co chodzi, Zmienniku?"“Skręć na prawo.Do drzew.To taka duża roślinność.Widać je na tle nieba, Skieruj się pomiędzy drzewa.Tam będziemy chwilowo bezpieczni.”“Zmienniku - wtrącił Myśliciel - co teraz zrobimy?”“Nie wiem.Musimy o tym pomyśleć.Wszyscy trzej.”“Czy tamte stworzenia będą na nas polować?”“Przypuszczam, że tak.”“Powinniśmy mieć jeden umysł.Powinieneś przekazać wszy­stko, co wiesz, Poszukiwaczowi i mnie.”“Będziemy wiedzieć - powiedział Poszukiwacz.- Na razie nie było czasu.Zbyt wiele się działo.Mieliśmy dużo prze­szkód.”“Dobiegnij do drzew.Będziemy mieli trochę czasu” - powie­dział Zmiennik.Poszukiwacz oderwał się od ściany potężnej groty, wzdłuż której biegł do tej pory, ruszył w poprzek szerokiego pasa pod­łogi, kierując się w stronę ciemnej ściany drzew.Nagle z cie­mności wyłoniła się jedna z tych metalowych postaci, dając znać o sobie blaskiem jasnych oczu i cichym świstem wiatru.Kierowała się prosto na Poszukiwacza.Pochylił się do ziemi, położył uszy po sobie, wyprostował ogon i sprężył mięśnie swych silnych, jakby stworzonych do biegania nóg.Zmiennik dopingował go.“Biegnij, ty wspaniały wilku! Biegnij, nieoswojony szakalu! Biegnij, wspaniały, szalony lisie!”15Szef personelu był opanowanym, urzędowo chłodnym męż­czyzną.Nikt nie spodziewałby się po nim zdenerwowania, wale­nia pięścią w stół.A jednak i do tego doszło.- Chcę tylko wiedzieć - wrzeszczał - który to skończony idiota zadzwonił na policję! Sami dalibyśmy sobie z tym radę.Te wścibskie gliny nie są nam tu wcale potrzebne.- Przypuszczam, proszę pana - odparł doktor Michael Daniels - że ktokolwiek by to nie był, miał po temu poważne po­wody.Na korytarzu było pełno rannych ludzi.- Zaopiekowalibyśmy się nimi - szef uparcie obstawał przy swoim.- W końcu tym się tutaj zajmujemy, nieprawdaż? Po­tem moglibyśmy zająć się sprawą z większym rozsądkiem i spokojem.- Niech pan zrozumie - odezwał się Gordon Barnes - że wszyscy byli bardzo poruszeni tym wydarzeniem.Wilk w klini­ce.Dyrektor ruchem ręki nakazał Barnesowi milczenie i zwrócił się do pielęgniarki:- Panno Gregerson, pani jako pierwsza to widziała.Dziewczyna nadal była blada i sparaliżowana strachem, ale skinęła twierdząco głową.- Wyszłam z jednego z pokoi - zaczęła opowiadać - i to by­ło w korytarzu.Wilk.Upuściłam tacę, krzyknęłam ze strachu i uciekłam.To było przerażające.- Czy jest pani pewna, że to był wilk?- Tak, proszę pana.Jestem tego całkowicie pewna.- A nie pomyślała pani, że to może był pies?- Doktorze Winston - wtrącił Daniels - komplikuje pan sprawę.To nie ma znaczenia: pies czy wilk.Dyrektor spojrzał na niego ze złością i machnął niecierpliwie ręką.- W porządku - zgodził się.- To rzeczywiście nieważne.Państwo mogą już iść, proszę tylko doktora Danielsa o pozosta­nie.Chciałbym porozmawiać, jeśli można.Obaj mężczyźni poczekali, aż inni wyjdą z gabinetu.- No dobrze, Mikę - zaczął dyrektor.- Usiądźmy razem i spróbujmy doszukać się w tym sensu.Blake był twoim pa­cjentem, tak?- Tak, był.Pan też go zna, doktorze.To człowiek znaleziony w kosmosie, zamrożony we wnętrzu kapsuły.- Tak, wiem.Tylko co on mógł mieć z tym wszystkim wspólnego?- Nie jestem pewien.Mam podejrzenia, że to on właśnie był wilkiem.- Co też znowu? - Winston wyglądał na zaskoczonego.- Chyba nie spodziewa się pan, że w to uwierzę? Chce pan po­wiedzieć, że Blake jest wilkołakiem?- Czy czytał pan dzisiejszą prasę?- Nie, nie miałem na to czasu.Ale co gazety mogą mieć wspólnego z wydarzeniami w naszej klinice?- Możliwe, że nic.Chociaż jestem skłonny uważać, że.Daniels urwał w pół zdania.Sam był zaskoczony śmiałością swej hipotezy.To było zbyt fantastyczne, by mogło być pra­wdziwe.Z drugiej jednak strony jego teoria doskonale wyjaś­niałaby dziwne wydarzenia sprzed godziny, rozgrywające się na trzecim piętrze ich cenionej kliniki.- Doktorze Daniels, co chciał pan powiedzieć? Jeśli ma pan jakieś informacje, to proszę je podać.Zdaje pan sobie sprawę, jakie to dla nas ważne.Zbyt duży rozgłos wokół sprawy, i to w najgorszym stylu, niemal skandal.Nie możemy sobie pozwolić na rozpowszechnianie fałszywych sensacyjnych wiadomości.Już teraz ogarnia mnie wściekłość na myśl o tym, co rozgłasza­ją na nasz temat w prasie i trójwymiarze.Będą jeszcze policyj­ne przesłuchania.Nawet teraz węszą wszędzie i rozmawiają z ludźmi, nie mając do tego prawa.Zadają niedyskretne pytania pacjentom i osobom nie upoważnionym do udzielania informa­cji w tej właśnie sprawie.Przeprowadzą wszelkie możliwe do­chodzenia.Być może nawet w Kongresie.Administracja Prze­strzeni rzuci się na nas, domagając się informacji o Blake'u.W końcu to jakby ich ulubiona maskotka.Jak w tej sytuacji mo­gę im powiedzieć, że Blake zamienił się w wilka?- Nie w wilka, proszę pana, tylko w obcą istotę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl