[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W niczym nieprzypominaÅ‚y swych mauretaÅ„skich sióstr z Sewilli, te bowiem, jeÅ›liwierzyć pogÅ‚oskom, urzÄ…dzaÅ‚y na rzece przyjÄ™cia poÅ›wiÄ™cone roz-koszy i piciu.Nie, ani Aisza, ani Salima nie byÅ‚y zdolne do takichwybryków.PowiedziaÅ‚ sobie, że Allah byÅ‚ dla niego Å‚askawy, i serce siÄ™ muÅ›cisnęło.Straszliwie za nimi tÄ™skniÅ‚.PrzysiÄ…gÅ‚ sobie, że po powrocieobsypie je podarunkami.Salimie da naszyjnik z cennych kamieni, o który tyle razy go prosiÅ‚a.Aiszy kupi dwie identyczne bransolety zlitego zÅ‚ota, jednÄ… na kostkÄ™ u nogi, drugÄ… na nadgarstek.OdmówiÅ‚ ichkupna, kiedy zbliżaÅ‚y siÄ™ jej urodziny.Potem bÄ™dzie siÄ™ z obiemakochaÅ‚.Machinalnie spojrzaÅ‚ na talerz, który przed chwilÄ… odepchnÄ…Å‚.SkrzywiÅ‚ siÄ™ ze wstrÄ™tem.Jakże można porównać to nijakie i mdÅ‚e jadÅ‚o z wyszukanymidaniami, które przyrzÄ…dzaÅ‚y mu żony? StÅ‚umiÅ‚ tÄ™skne westchnienie.Wszystko oddaÅ‚by dzisiejszego wieczoru za pachnÄ…cÄ… kolendramaruzijjÄ™ albo delikatnego goÅ‚Ä…bka, a do tego na deser dwa albo trzyka'ak, nadziane miodem, przybrane obranymi migdaÅ‚ami i nasyconewodÄ… różanÄ….- Znisz na jawie, szejku?GÅ‚os rabina podziaÅ‚aÅ‚ jak kawaÅ‚ek lodu wsuniÄ™ty za koszulÄ™.- Tak - westchnÄ…Å‚ Sarrag.- RozmarzyÅ‚em siÄ™.- O KsiÄ™dze z szafiru?- Och nie! W marzeniach byÅ‚em bardzo daleko od Å›wiata du-chowego.- Nagle w jego gÅ‚osie zabrzmiaÅ‚a trwoga.- Wrócimy doGrenady, rabbi?- OczywiÅ›cie.Najpierw jednak Caravaca.SkÄ…d ten poÅ›piech?- Ot, tÄ™skniÄ™ za domem.- Tak?ObojÄ™tna reakcja rabina rozdrażniÅ‚a Sarraga.- Jakżeżby inaczej! Nie potrafisz tego zrozumieć.Nie tÄ™sknisz zanikim i nikt nie tÄ™skni za tobÄ….yrenice Ezry zasnuÅ‚a lekka mgieÅ‚ka.- Kto twoim zdaniem, szejku Ibn Sarragu, jest bardziej nie-szczęśliwy? CzÅ‚owiek, na którego siÄ™ czeka, którego kroków nasÅ‚u-chuje siÄ™ co wieczór, czy ten, o którym nikt nie chce nawet wiedzieć,czy żywy, czy martwy?OczywiÅ›cie %7Å‚yd miaÅ‚ racjÄ™.Wszystko jest lepsze niż niebyt.Arabnatychmiast pożaÅ‚owaÅ‚ swego przytyku.- Czy nigdy nie byÅ‚eÅ› żonaty? - spytaÅ‚ Å‚agodniej. - Owszem, byÅ‚em.NazywaÅ‚a siÄ™ Sara.Tego ranka, w koÅ›cieleSan Diego, kiedy mówiÅ‚em o miÅ‚oÅ›ci, jÄ… miaÅ‚em na myÅ›li.ZaznaÅ‚emtylko tej jednej miÅ‚oÅ›ci i przez czterdzieÅ›ci lat nie byÅ‚o dnia, by nienapeÅ‚niaÅ‚a mnie szczęściem.- Twoja żona.- ZmarÅ‚a.Tak.Prawie dokÅ‚adnie dziesięć lat temu.Zpiewaczka przy szynkwasie zamilkÅ‚a.Ezra znów oparÅ‚ siÄ™ plecami o Å›cianÄ™ i pogrążyÅ‚ w półśnie.- JesteÅ› w bÅ‚Ä™dzie, rabbi - powiedziaÅ‚ nagle cichym gÅ‚osem Sar-rag.- JesteÅ› w bÅ‚Ä™dzie, kiedy mówisz, że nikt na ciebie nie czeka.PodnieÅ› tylko wzrok.W niebie jest przecież kobieta, która co wieczórnakrywa do stoÅ‚u dla swojego męża.Co wieczór, żadnego nieopuszczajÄ…c, przygotowuje z miÅ‚oÅ›ciÄ… kaszkÄ™ i rosół, daktyle bezpestek i placuszki z nasion sosny.Na każdÄ… PaschÄ™ zapala Å›wiece ikÅ‚adzie na stole przaÅ›ny chleb, który wyrobiÅ‚a wÅ‚asnymi rÄ™kami.Saraczeka na powrót swojego męża, rabbi.Nie jesteÅ› sam.Stary rabin podniósÅ‚ powieki.PatrzyÅ‚ w milczeniu na szejka, aleoczy mu zwilgotniaÅ‚y.Na zewnÄ…trz księżyc w peÅ‚ni oblewaÅ‚ swym mlecznym Å›wiatÅ‚emspadziste dachy, delikatne zarysy wież, bruk uliczek.Manuela, siedzÄ…c na stopniach koÅ›cioÅ‚a San Diego, usÅ‚yszaÅ‚a krokiMendozy na dÅ‚ugo przedtem, zanim go zobaczyÅ‚a.- Dobry wieczór, señora.Od rana kilka razy próbowaÅ‚em siÄ™ ztobÄ… spotkać, ale nigdy nie byÅ‚aÅ› sama.ChciaÅ‚em.PrzerwaÅ‚a mu ostrym tonem:- Czy masz odpowiedz jej królewskiej moÅ›ci?- ZrobiÅ‚em dokÅ‚adnie to, co kazaÅ‚aÅ›.PrzekazaÅ‚em twój list, pani,bratu Torquemadzie, który mnie zapewniÅ‚, że uczyni wszystko, by jaknajszybciej zawiadomić królowÄ….Niestety.PrzechyliÅ‚ gÅ‚owÄ™ na bok, jakby chciaÅ‚ podkreÅ›lić swojÄ… niepew-ność.W rzeczywistoÅ›ci dobrze wiedziaÅ‚, co jej za chwilÄ™ powie.Tegoranka dostaÅ‚ pocztÄ™ od generalnego inkwizytora.List byÅ‚ krótki: Niema mowy o tym, by doña Vivero zrezygnowaÅ‚a z powierzonej jej misji.Nie bÄ™dzie odpowiedzi od jej królewskiej moÅ›ci.Nie udaÅ‚o siÄ™mu dotrzeć do królowej.SÅ‚owo  dotrzeć byÅ‚o dwukrotnie podkre-Å›lone.Mendoza zrobiÅ‚ minÄ™ wyrażajÄ…cÄ… jak najwiÄ™ksze ubolewanie, iwyjaÅ›niÅ‚:- Nie byÅ‚o wyjÅ›cia, trzeba byÅ‚o wysÅ‚ać list do Andaluzji, gdyżtam przebywa teraz królowa.A wiesz sama, jak w tych trudnychczasach kurierzy.- Dość tych wykrÄ™tów, Mendoza! Masz czy nie odpowiedz jejkrólewskiej moÅ›ci?- To wÅ‚aÅ›nie próbowaÅ‚em ci powiedzieć, señora.Do tej chwili jejkrólewska mość nie zapoznaÅ‚a siÄ™ jeszcze z twoim listem.A zatem.Manuela przestaÅ‚a nad sobÄ… panować.- Trudno, obejdÄ™ siÄ™ bez odpowiedzi! ZapewniÅ‚eÅ› mnie, że kurierjest w drodze, i to wystarczy.Od tej chwili przestajÄ™ siÄ™ zajmować tÄ…sprawÄ….- Nie możesz, pani.Fray Torquemada.KsiÄ™ga.- NiezdarniestaraÅ‚ siÄ™ znalezć odpowiednie sÅ‚owa.- Daremnie nalegasz! Nie zmieniÄ™ swojej decyzji.- Co zamierzasz uczynić?- WrócÄ™ do siebie.Do Toledo.- Do Toledo? Chcesz powiedzieć, że opuÅ›cisz tych ludzi?- Tak, to wÅ‚aÅ›nie zrobiÄ™.- Czy wiedzÄ… o tym?- SkÄ…d mogliby wiedzieć? To postanowienie dotyczy tylko mniei nikogo wiÄ™cej.Rysy Mendozy nieco stwardniaÅ‚y.- Twój czyn bÄ™dzie brzemienny w poważne nastÄ™pstwa, señora.ZbliżaliÅ›my siÄ™ już do koÅ„ca.Po Caravaca della Cruz i Grenadzie.- Co takiego?!ZawarÅ‚a w tym okrzyku caÅ‚e swoje zdumienie.- SkÄ…d wiesz o wszystkim? Kto powiedziaÅ‚ ci o tych miastach?CzÅ‚owiek o ptasiej gÅ‚owie przyjÄ…Å‚ postawÄ™ peÅ‚nÄ… pokory. - WypeÅ‚niaÅ‚em tylko moje obowiÄ…zki, señora.SÅ‚yszaÅ‚em, o czymrozmawialiÅ›cie dzisiaj rano koÅ‚o koÅ›cioÅ‚a.- I ciÄ…gnÄ…Å‚ tym samymtonem: - Ano, wÅ‚aÅ›nie.ZrozumiaÅ‚em, że sprawy chyba nie ukÅ‚adajÄ…siÄ™ należycie?MierzyÅ‚a go przez chwilÄ™ wzrokiem, z trudem powÅ›ciÄ…gajÄ…cgniew.- Masz racjÄ™.Możesz w zwiÄ…zku z tym przekazać bratu Tor-quemadzie wiadomość, że plan Abena Baruela jest niepeÅ‚ny i że niktnie odnajdzie KsiÄ™gi.- To.to niemożliwe! - wyjÄ…kaÅ‚ Mendoza.- I zaraz przystÄ…piÅ‚ doataku: - Skoro plan wiedzie w Å›lepy zauÅ‚ek, po cóż udajÄ… siÄ™ doCaravaca della Cruz?- Nie mam pojÄ™cia.Tak czy inaczej nic mnie to już, jak powie-dziaÅ‚am, nie obchodzi.Adiós, señor Mendoza.UkrywajÄ…c zÅ‚ość, wymamrotaÅ‚ niewyraznie sÅ‚owa pożegnania.A zatem ta gÅ‚upia gęś postanowiÅ‚a zlekceważyć rozkazy general-nego inkwizytora.Zrezygnuje ze wszystkiego, nie zważajÄ…c, że możerzucić cieÅ„ na ZwiÄ™te Oficjum.Nie mówiÄ…c już o tym, że upokorzyÅ‚ajego, Alfonsa MendozÄ™, że potraktowaÅ‚a go, jakby byÅ‚ nikim.PrzestÄ™powaÅ‚ chwilÄ™ z nogi na nogÄ™, patrzÄ…c ciÄ…gle na róg uliczki,za którym zniknęła Manuela.Machinalnym gestem siÄ™gnÄ…Å‚ do we-wnÄ™trznej kieszeni kaftana.Jego palce musnęły skórzany futeraÅ‚, wktórym tkwiÅ‚ puginaÅ‚, ogrzewany ciepÅ‚em jego ciaÅ‚a.- Manuela!Serce mÅ‚odej kobiety zabiÅ‚o tak mocno, że Manueli przemknęłoprzez gÅ‚owÄ™, iż za chwilÄ™ siÄ™ zatrzyma.KtoÅ› chwyciÅ‚ jÄ… za ramiÄ™ i zmusiÅ‚ do odwrócenia siÄ™.ByÅ‚ to RafaelVargas.- Rafaelu!.Co tu robisz?- Chodz! - poleciÅ‚.- Oddalmy siÄ™.PoszÅ‚a za nim, nie próbujÄ…c siÄ™ opierać [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl