[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zostało mi tylko parę skrzynek.- Bruce popatrzył na niego surowo i Murzyn się uśmiechnął.- Okay, szefie.Chyba zasłużyli na to.Bruce podszedł do Hendry'ego, który siedział na skrzyni ciężarówki, czyszcząc paznokcie czubkiem bagnetu.- Wszystko w porządku w obozie?- zapytał chłodno.- Pewnie.A ty myślisz, że co się stało? Arcybiskup wpadł z wizytą? Niebo się zapadło? Twoja Francuzeczka urodziła bliź­niaki?- odparł Hendry, unosząc głowę i spoglądając na Bruce'a.- A kiedy wy, dowcipnisie, skończycie ten most, zamiast łazić w kółko i zadawać głupie pytania?Bruce był zbyt zmęczony, aby zareagować na te zaczepki.- Masz nocną wartę, Hendry- powiedział.- Od teraz do świtu.- Uważasz, że to w porządku, co? A ty co będziesz robił? Co będziesz robił przez całą noc? A może to pytanie wywołuje rumieńce na twoich policzkach?- Będę spał, to właśnie zamierzam robić w nocy.Nie wałkoniłem się przez cały dzień.Hendry wetknął bagnet w ziemię między stopami i parsknął.- Cóż, daj jej trochę tego snu ode mnie również, koziołku.Bruce odwrócił się i podszedł do Forda.- Cześć, Bruce! Jak wam poszło? Tęskniłam za tobą- po­witała go Shermaine z rozpromienioną uśmiechem twarzą.„Jak dobrze jest być kochanym”- pomyślał Bruce i cześć jego zmęczenia zniknęła natychmiast.- W połowie skończone.Czeka nas jeszcze dzień pracy- odwzajemnił się uśmiechem.- Nie będę kłamał i nie powiem, że tęskniłem za tobą.Byłem zajęty jak diabli.- Twoje ręce!- powiedziała z troską, unosząc dłonie Bruce'a i przyglądając się im.- Są w strasznym stanie.- Niezbyt ładne, co?- Wezmę igłę i powyciągam drzazgi.Siedzący po drugiej stronie obozu Wally Hendry spojrzał na Bruce'a i niedwuznacznym posuwistym ruchem ręki wskazał na swoje podbrzusze.Kiedy na twarzy Bruce'a pokazał się gniew, Wally odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się uradowany.Rozdział 25Bruce stał z Ruffym i Hendrym, wpatrując się w ognisko.W żołądku burczało mu z głodu.W świetle wczesnego ranka widać było tylko ciemne zarysy mostu.Bębny wciąż warczały w dżungli, ale teraz prawie już nie zwracali na nie uwagi.Przyjmowali je jako coś równie naturalnego jak moskity.- Baterie słę wyczerpały- jęknął Ruffy.Słaby, żółty promień światła reflektorów z trudem docierał do mostu.- Wystarczyły zaledwie na tę noc- zgodził się Bruce.- Jezu, ale jestem głodny- poskarżył się Hendry.- Co ja bym dał za dwa sadzone jajka i befsztyk z polędwicy!Na wzmiankę o jedzeniu ślina napłynęła Bruce'owi do ust.Odrzucił od siebie obraz, który słowa Wally’ego wywołały w jego umyśle.- Nie zdołamy dzisiaj skończyć mostu i przejechać na drugą stronę- powiedział.Ruffy przytaknął skinieniem głowy.- Został nam cały dzień pracy, szefie.- Powiem wam, co zrobimy- ciągnął Bruce.- Pójdę z grupą roboczą na most.Hendry, ty zostaniesz w obozie i będziesz nas osłaniał, tak jak wczoraj.Ty, Ruffy, weźmiesz ciężarówkę, ze dwunastu ludzi i zawrócicie drogą z dziesięć mil w miejsce, gdzie las nie jest taki gęsty i nie będą w stanie was podejść.Zetnijcie parę drzew i potnijcie je na grube kłody, które będą się paliły przez całą noc.Wokół obozu ustawimy pierścień ognisk na dzisiejszą noc.- To ma sens- kiwnął głową Ruffy.- A co zrobimy z mostem?- Umieścimy na nim straż- powiedział Bruce, widząc jak wyraz ich twarzy zmienia się.- Więcej kotletów dla chłopców z buszu- mruknął Hendry.- Na pewno ja nie będę siedział przez całą noc na moście.- Nikt cię o to nie prosi- warknął Bruce.- W porządku, Ruffy.Przywieźcie drewno, dużo drewna.Późnym popołudniem ukończyli naprawę mostu.Najbardziej niebezpiecznie było w południe, kiedy z czterema ludźmi musiał zejść po filarach w dół, aby zainstalować dodatkowe wzmocnienia zaledwie metr nad powierzchnią rzeki.Byli wystawieni na strzały, które mogły ich dosięgnąć z gęstego buszu na brzegach.Ale strzały się nie pojawiły i kiedy skończyli, wspięli się na most z uczuciem pewnego zawodu.Przybili poprzeczne belki do kratownic i wszystko dokładnie powiązali.Bruce przyjrzał się uważnie efektom ich pracy.- Funkcjonalne- stwierdził głośno.- Ale z pewnością nie zdobylibyśmy żadnej nagrody za walory estetyczne lub rozwiązania techniczne.- Podniósł kurtkę i narzucił ją na siebie.Poczuł chłód.Słońce już prawie zaszło.- Panowie, do domu!- zakomen­derował i żandarmi rozmieścili się wewnątrz osłony, aby zanieść ją do obozu.Metalowa osłona okrążała obóz, przysiadając co dwadzieścia lub trzydzieści kroków.Kiedy się unosiła, zostawiała za sobą ognisko.Zanim zapadła ciemność, pierścień ognisk wokół obozu był gotowy i osłona powróciła do obozu.- Jesteś gotów, Ruffy?- zawołał Bruce ze środka osłony.- Wszystko gotowe, szefie.Ruffy z sześcioma żandarmami przeszedł szybko krótki odcinek otwartej przestrzeni i przyłączył się do Bruce'a.Potem wszyscy ruszyli na most, na swoją czołową wachtę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl