[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ostatnich tygodniach LuLing kilka razy opowiadała, jak dostała pierścień z zielonym nefrytem, który Ruth wy­dobyła wcześniej ze skrzyni winylowego fotela.- Weszliśmy do sali tanecznej, ty i ja - mówiła po chiń­sku.- Zeszliśmy po schodach i przedstawiłaś mnie Edwi - nowi.Utkwił spojrzenie w moich oczach i bardzo długo nie odwracał wzroku.Zobaczyłam twój uśmiech, a potem zniknęłaś.To było nieprzyzwoite.Wiedziałam, co sobie po­myślałaś! Poprosił mnie, żebym za niego wyszła, i dał mi pierścionek.Ruth przypuszczała, że to GaoLing przedstawiła ich so­bie.Teraz usłyszała, jak LuLing mówi po mandaryńsku do Arta:- Podobną znalazła moja matka.Były na niej wyryte piękne słowa.Dała mi ją, gdy była pewna, że nie zapomnę, co jest ważne.Nie chciałam nigdy stracić tej kości.Art kiwał głową, jak gdyby wszystko zrozumiał, a po­tem LuLing przetłumaczyła panu Tangowi na angielski:- Mówię mu, taką kość dostałam od matki.- Bardzo znaczący dar - odrzekł - zwłaszcza że pani matka była córką lekarza kości.- Sławnego - dodała LuLing.Pan Tang skinął głową, jak gdyby też pamiętał.- Przychodzili do niego wszyscy z okolicznych wiosek.Pani ojciec przyszedł ze złamaną stopą.Nadepnął go koń.Tak właśnie poznał pani matkę.Przez konia.Wzrok LuLing stał się szklisty.Ruth przestraszyła się, że matka zaraz się rozpłacze.LuLing jednak rozpromieni­ła się i powiedziała:- Liu Xing.Tak ją nazywał.Moja matka mówiła, że pi­sał wiersz miłosny o tym.Art spojrzał na Ruth, czekając, by potwierdziła, czy to prawda.Czytał fragmenty zapisków LuLing, lecz nie po­trafił połączyć chińskiego słowa z przedmiotem czy osobą, do której się odnosiło.- To znaczy “spadająca gwiazda" - szepnęła Ruth.- Później ci wytłumaczę.- Następnie zwróciła się do LuLing z pytaniem: - A jak brzmiało nazwisko twojej matki?Ruth miała świadomość, że ryzykuje, ale umysł matki właśnie wkroczył na terytorium imion.Być może czekają tam inne, jak znaki orientacyjne, wystarczy sięgnąć.Matka odpowiedziała po chwili wahania:- Nazwisko Gu.- Patrzyła na Ruth surowo.- Mówię ty­le razy, nie pamiętasz? Jej ojciec doktor Gu.Ona córka doktora Gu.Ruth chciała krzyknąć z radości, ale w następnej chwi­li zdała sobie sprawę, że matka powiedziała po chińsku “kość".Doktor Gu, Doktor Kość, Lekarz Kości.Art uniósł brwi, spodziewając się, że odnaleziono poszukiwane od dawna nazwisko rodu.- Później ci wytłumaczę - powtórzyła Ruth, ale tym ra­zem jej głos brzmiał apatycznie.- Och.; Pan Tang kreślił w powietrzu chińskie znaki.- Takie gu? Czy takie?Matka zrobiła strapioną minę.- Nie pamiętam.- Ja też nie - odrzekł szybko pan Tang.- Cóż, nieważne.- Co oznacza napis na kości? - zmienił temat Art.- To pytania, jakie cesarze zadawali bogom - odparł pan Tang.- Jaka jutro będzie pogoda, kto wygra wojnę, kiedy należy obsadzić pola.Chcieli uzyskać wiadomości jak w serwisie radiowym, tylko z dużym wyprzedzeniem.- I otrzymywali prawdziwe odpowiedzi?- Kto może wiedzieć? Odczytywano je z tych pęknięć, które widać obok czarnych plamek.Wróżbici robili je rozgrzanym gwoździem.Przykładali go do kości i - trach! Po­tem interpretowali pęknięcia jako odpowiedzi z nieba.Je­stem pewien, że najlepsi wróżbici umieli udzielić odpo­wiedzi, jakie cesarze chcieli usłyszeć.- Wielka zagadka językoznawcza - powiedział Art.Ruth myślała o tacy z piaskiem, której przez wiele lat używały z matką.Ona także starała się odgadnąć, co mo­gło uspokoić matkę, szukając słów, które zdołają rozwiać jej obawy i nie od razu wyjdzie na jaw, że są zmyślone.Czasem decydowała się na odpowiedzi korzystne dla sie­bie.Ale bywały okazje, gdy naprawdę próbowała napisać to, co matka chciała usłyszeć.Pocieszała ją, że mąż za nią tęskni, że Droga Ciocia się nie gniewa.- Skoro mowa o zagadce - powiedziała Ruth - wspomi­nał pan kiedyś, że nigdy nie odnaleziono kości Człowieka z Pekinu.LuLing ożywiła się.- Nie Człowieka, kobiety też.- Masz rację, mamo - Kobiety z Pekinu.Ciekawe, co się z nią stało? Czy kości zostały rozjechane przez pociągi na torach prowadzących do Tianjinu? A może zatonęły ra­zem z łodzią?- Nikt nie wie, czy kości jeszcze istnieją - odparł pan Tang.- Chociaż co parę lat czyta się o nich w gazetach.Ktoś umiera, żona amerykańskiego żołnierza, były oficer japoński, jakiś archeolog na Tajwanie albo w Hongkongu.Potem czytamy w artykule, że kości znaleziono w drewnia­nej skrzyni, takiej samej jak te, do których spakowano je w 1941 roku.Potem rozpuszcza się plotkę, że są to kości Człowieka z Pekinu.Ustala się wszystkie szczegóły, płaci okup czy co tam jeszcze.Ale potem kości okazują się ogo­nami wołowymi.Albo gipsowymi odlewami oryginałów.Al­bo znikają przed ich zbadaniem.W jednej z wersji osoba, która ukradła kości, wiozła je na wyspę, by sprzedać han­dlarzowi, ale samolot wpadł do oceanu.Ruth rozmyślała nad klątwą duchów, które rozgniewały się, że oddzielono kości od reszty ich śmiertelnych ciał.- A pan w którą wersję wierzy?- Nie wiem.W historii tyle jest tajemnic.Nie wiemy, co przepadło na zawsze, a co wypłynie jeszcze na powierzchnie.Wszystkie przedmioty istnieją w określonym czasie, a ów fragment czasu zostaje zachowany, stracony albo w tajemniczy sposób odnaleziony.Tajemnica to wspa­niała część życia.- Pan Tang mrugnął do LuLing.- Wspaniała - powtórzyła jak echo.Pan Tang spojrzał na zegarek.- Co państwo powiedzą na wspaniały lunch?- Wspaniale - odrzekli.Leżąc już z Artem w łóżku, Ruth rozmyślała głośno o czułym zainteresowaniu pana Tanga jej matką.- Rozumiem, że go zaintrygowała, ponieważ pracował nad przekładem jej wspomnień.Ale to erudyta żywo zain­teresowany kulturą, muzyką, poezją.Matka nie jest w sta­nie dotrzymać mu kroku, poza tym jej stan się pogarsza.Po jakimś czasie nie będzie nawet wiedziała, kim on jest.- Jest w niej zakochany od czasów, gdy była małą dziewczynką - odrzekł Art.- Dla niego to nie jest tylko przelotna znajomość.Kocha ją taką, jaka była, jaka jest i jaka będzie.Wie o niej więcej niż większość ludzi o swo­ich małżonkach.- Przyciągnął Ruth bliżej.- Mam nadzie­ję, że i my możemy podjąć takie zobowiązanie.Razem na zawsze, wspólna przeszłość, teraźniejszość, przyszłość.małżeństwo.Ruth wstrzymała oddech.Tak długo wzbraniała się przed tą myślą, że miała wrażenie, jak gdyby sam pomysł był czymś zakazanym i niebezpiecznym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl