[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Moja baryłka była pełna tego zapachu.Oddychać nim nieustannie, kiedysię nie można poruszyć, kiedy się kostnieje z zimna i dostaje mdłości z głodu - to okropność! W tej chwilizjadłbym wszystko, co byś mi dał, nie wstałbym chyba od miski do rana, ale jabłka nie tknąłbym nawet!Dzielnie wspomagani przez Fila i Kila, Thorin i Bilbo odszukali w końcu i uwolnili resztę kompanii.Biednygruby Bombur spał czy może omdlał, a Dori, Nori, Oin i Gloin, nasiąkli wodą i wydawali się na pół tylko żywi;trzeba ich było kolejno przenosić na brzeg i układać tam, zupełnie bezwładnych.- No, to już wszyscy! - rzekł Thorin.- Myślę, że powinniśmy złożyć dzięki szczęśliwej gwiezdzie oraz panuBagginsowi.Pan Baggins na pewno ma prawo oczekiwać od nas wdzięczności, chociaż wolałbym, żebytrochę wygodniej urządził nam tę podróż.Mimo wszystko raz jeszcze powtarzam: jestem do pańskich usług,panie Baggins! Mam nadzieję, że odczujemy szczerą wdzięczność, jak się najemy i odpoczniemy.Atymczasem co dalej?- Proponuję iść do miasta - rzekł Bilbo.- Cóż innego mamy do wyboru? Nic innego rzeczywiście nikomunie przychodziło do głowy; zostawiając więc część kompanii na miejscu, Thorin, Fili, Kili i hobbit ruszylibrzegiem w stronę ogromnego mostu.U wejścia na most czuwali strażnicy, ale nie pilnowali go zbyt gorliwie,bo od dawna nie było to naprawdę potrzebne.Ludzie znad Jeziora żyli w zgodzie z leśnymi elfami, jeśli nieliczyć drobnych sporów o myto za przeprawę szlakiem rzecznym.Innych sąsiadów w pobliżu nie mieli, toteżmłodsi mieszkańcy miasta jawnie powątpiewali o istnieniu jakiegoś smoka w górskiej jamie i śmieli się, kiedystarcy - siwobrodzi dziadkowie i zgrzybiałe baby - opowiadali, że za młodu na własne oczy widzieli smokaprzelatującego po niebie.W tej sytuacji nic dziwnego, że wartownicy pili i zabawiali się wesoło przy ogniu wswojej budzie, tak że nie słyszeli hałasu, jaki towarzyszył wyładunkowi krasnoludów, ani też kroków czterechzwiadowców.Zdumieli się bardzo, kiedy Thorin Dębowa Tarcza stanął w progu.- Ktoś jest i czego tuchcesz? - krzyknęli zrywając się i sięgając do broni.- Jestem Thorin, syn Thraina, a wnuk Throra, Króla spodGóry! - oświadczył k donośnym głosem i tak godnie, że mimo podartej odzieży i brudnego kaptura wyglądałna królewskiego potomka.Na jego szyi i u pasa lśniło złoto, oczy miał ciemne i zapadnięte głęboko.-Wróciłem! Chcę się widzieć z władcą tego miasta.Wrażenie było niesłychane.Co zapalczywsi wybiegli na dwór, jakby w nadziei, że Góra już błyszczyzłotem wśród nocy i że wody Jeziora w okamgnieniu zabarwiły się złociście.Kapitan straży wystąpiłnaprzód.- A kim są twoi towarzysze? - spytał wskazując Fila, Kila i Bilba.- Ci dwaj to synowie córki mojegoojca - odparł Thorin - Fili i Kili z rodu Durina.A to jest pan Baggins, który wraz z nami odbył podróż zzachodu.- Jeżeli przychodzicie w pokojowych zamiarach, złóżcie broń w moje ręce - rzekł kapitan.- Nie mamy broni - powiedział Thorin, a była to prawda, ponieważ leśne elfy odebrały im noże, jak równieżsłynnego Orkrista.Bilbo miał jak zwykle ukryty pod ubraniem mieczyk, nic wszakże o tym nie mówił.- Niepotrzeba nam oręża, gdy wreszcie powracamy do własnych posiadłości zgodnie z prastarą przepowiednią.Nie moglibyśmy zresztą walczyć przeciw tak wielkiej przewadze.Prowadz nas do swego władcy.- Naszwładca teraz ucztuje - rzekł kapitan.- W takim razie tym bardziej prowadz nas do niego - wybuchnął Fili, zniecierpliwiony przedłużającymi sięceregielami.- Jesteśmy znużeni i głodni po długiej podróży, mamy też z sobą chorych towarzyszy.Pośpieszsię, nie trać czasu na próżne słowa, bo inaczej twój władca pewnie będzie miał ci coś niecoś dopowiedzenia.- Chodzcie za mną - rzekł kapitan i biorąc sześciu ludzi do eskorty, poprowadził gości przez most i bramęmiejską na rynek.Był to szeroki krąg spokojnej wody, otoczony wysokimi palami, na których wspierały sięnajznamienitsze budowle, i ułożonymi z desek bulwarami, z których schody i drabiny wiodły w dół, kujezioru.Z dużego, jarzącego się od świateł domu dobiegał gwar licznych głosów.Weszli i stanęli olśnieniblaskiem, a także widokiem długich stołów i tłumu biesiadników.- Jestem Thorin, syn Thraina, który byłsynem Throra, królującego pod Górą! - głośno zawołał Thorin od progu, nim kapitan zdążył go oznajmić.Wszyscy zerwali się z miejsc.Władca miasta wstał ze swego wspaniałego fotela.Nikt jednak nie był takzdumiony jak flisacy ze służby króla elfów, siedzący na szarym końcu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl