Pokrewne
- Strona Główna
- Żygadło Hieronim Drzemišca tajga. Wspomnienia
- Gomulicki Wiktor Wspomnienia Niebieskiego Mundurka
- [3 2]Erikson Steven Wspomnien Jasnowidz
- Conrad Joseph Ze wspomnien (2)
- Albert Speer Wspomnienia (3)
- Albert Speer Wspomnienia (2)
- Schellenberg Walter Wspomnienia
- John Toland Bogowie wojny t.1
- Sandemo Margit Saga o Czarnoksiazniku Tom 6
- Lackey Mercrdes Przesilenie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pozycb.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żałosna próba zapomnienia o wszystkim - o strachu przed kapłanem i odrażającej orgii.Pijany do nieprzytomności zataczałem się idąc do domu.Zaledwie jednak znalazłem się sam w pokoju, pojawiły się duchy.Halucynacje.Alkohol dopełnił dzieła.Leżałem na łóżku i wszystko kręciło się wokół.Od kręcącej się w mojej głowie karuzeli odrywały się różne postacie.Otaczali mnie martwi ludzie.W panice zerwałem się na równe nogi i otworzyłem oczy.Upiory zniknęły.Nikogo nie było.Nic.Mimo to miałem wrażenie, że nie jestem sam.Coś się tu znajdowało! I nagle wiedziałem - gdzieś tutaj jest ukryty trup! Ta myśl mnie opętała.W całkowitym obłędzie i gnany potwornym strachem przeszukiwałem pomieszczenie.Szarpnięciem otworzyłem drzwi szafy - nic! Zajrzałem pod łóżko - nic! Sapiąc i jęcząc wtuliłem się w ścianę w najdalszym kącie pokoju.Wstrzymałem oddech i wsłuchiwałem się w cisze.Ktoś tam był.Czułem to wyraźnie.Zimny oddech, lekki przeciąg.To coś poruszało się, ale nie mogłem tego zobaczyć.Chłód i mglisty cień jakiejś istoty zbliżał się do mnie powoli.Wstrząsały mną dreszcze.Kobieta z ołtarza? Czy była to dusza zamordowanej? Każdy mięsień w moim ciele był tak napięty, że zdawało się, że zaraz pęknie.Pot ściekał mi po plecach, zalewał oczy i kapał z brody.Co teraz? Co się ze mną stanie? W głuchy łomot mojego pulsu wdarł się nagle jej glos:- Łukasz! Łukasz!.Dlaczego mi nie pomogłeś? - wołała tak smutno i beznadziejnie.Zatkałem uszy palcami.Chciałem, żeby zniknęła, żeby zamilkł ten głos, który brzmiał jak wycie kojota.Jednak jej głos dźwięczał w mojej głowie.- Proszę, nie! - szepnąłem błagalnie.- Jak mogłem ci pomóc? Ty też się nie broniłaś! Sądziłem, że robisz to wszystko z własnej woli.Skąd mogłem wiedzieć, że cię zabiją? - krzyczałem na nią zrozpaczony.Łzy ciekły mi z oczu.Waliłem głową w ścianę.Niech ten głos wreszcie zamilknie! Precz, precz, precz!Chciałem uciec, ale alkohol odebrał mi władzę w nogach.A może uczyniła to obecność duszy zamordowanej? Zapadłem się w sobie jak mokry worek.Wyczerpała się moja chęć obrony i opuściła mnie siła.Przez głowę przelatywały mi strzępy myśli.Jakie moce bawiły się ze mną w tak okrutny sposób? Czy to Szatan wystawiał mnie na próbę? Czy miałem jeszcze ten słaby punkt, tak bardzo wyśmiewane przez mojego Pana sumienie? Jeśli widzi teraz tę kupkę nieszczęścia kulącą się w kącie, zobaczy, że nie jestem godny zostać jego uczniem.Także i kapłan się o tym dowie.On zawsze wie wszystko.Dlaczego miałby nie mieć bezpośredniego kontaktu z Szatanem? Nie, nie! Ja zwariuje! Oszaleje! Płakałem bezradny.Następnego ranka obudził mnie przeszywający ból.Ciągle jeszcze kurczowo kucałem w kącie pokoju.Potrzebowałem pół godziny, żeby rozruszać moje zdrętwiałe ciało.Była sobota.Dzień następnej mszy.I zarazem dzień mojej kary.Msza rozpoczęła się.Znowu adoracja Szatana po łacinie.Spokojna godzina spędzona na szeptaniu formułek.Bez chwili strachu.Uspokoiłem się wewnętrznie.Prawdopodobnie niepotrzebnie się tak denerwowałem.Może mój postępek został niezauważony.Kapłan przerwał swoją przemowę i zrobił nienaturalnie długą przerwę.Zapanowała w hali taka cisza, że słychać było, jak trzeszczą knoty palących się świec.- Łukasz! Feliks! - nasze imiona przeszyły ciszę jak cięcie batem.Kapłan rzucił je z pogardą w głąb sali.A wiec jednak! Teraz przyszła kolej na mnie.Wystąpiliśmy na środek zawstydzeni i upokorzeni, z opuszczonymi głowami.Kapłan półgłosem odczytał listę naszych przewinień popełnionych podczas pamiętnej nocy.Feliks był tym żałosnym stworzeniem, które straciło przytomność podczas dokonywania rytualnego mordu.- Czy jesteście gotowi przyjąć karę?Co za głupie pytanie! Czy mieliśmy jakiś wybór? Czy miałem powiedzieć nie? Czarny humor! Oczywiście powstrzymałem się od wszelkich komentarzy i ulegle kiwałem głową.- Rozbierać się! - rozkazano nam.Golusieńcy, jedynie w kapturach na głowach, zostaliśmy przez demony Pana zagonieni do rzadko używanej tylnej części hali.Było to bardzo upokarzające.Musieliśmy przejść przez utworzony przez zgraję szpaler.Mijaliśmy skamieniałe twarze i nienawistnie uśmiechnięte gęby.Musieliśmy wytrzymać pogardliwe spojrzenia.Kiedy dotarliśmy na koniec hali, wepchnięto nas do nieoświetlonego kąta.Natknąłem się na duże koryto wypełnione prawie po brzegi płynem.- Właź! - warknął na mnie oprawca.Kwas? Woda z piraniami? Spodziewałem się wszystkiego, ale posłuchałem mimowolnie.Ta ciecz, w której wylądowałem, to nie była woda.Była to gęsta, zimna, śliska i kleista masa.Kadź nie była głęboka.Siedząc czułem nierówności i miękkie śluzowate przedmioty, które pływały dookoła.Śmierdziało to trochę mięsem, które zbyt długo leżało w lodówce.Ochronnie przykryłem moje genitalia rękoma.Tylko się nie ruszać, myślałem.Jeszcze ciągle nie zdawałem sobie sprawy, w czym siedzę.Feliksowi, siedzącemu w kadzi poza zasięgiem mojego wzroku, powodziło się nie lepiej.Ale w tych przerażających minutach i tak zapomniałem o nim całkowicie.Potwornie się bałem, że mnie coś zacznie gryźć.Kiedy nic takiego nie nastąpiło, odzyskałem znowu pewność siebie.Ostrożnie obmacywałem kadź.Dotknąłem palcami czegoś, co przypominało miękki, gumowy szlauch.Czy był to martwy wąż? Koniecznie chciałem to wiedzieć.Wyjąłem wiec tę rzecz na powierzchnie i spróbowałem przyjrzeć się temu w półmroku.Nie było to łatwe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Żałosna próba zapomnienia o wszystkim - o strachu przed kapłanem i odrażającej orgii.Pijany do nieprzytomności zataczałem się idąc do domu.Zaledwie jednak znalazłem się sam w pokoju, pojawiły się duchy.Halucynacje.Alkohol dopełnił dzieła.Leżałem na łóżku i wszystko kręciło się wokół.Od kręcącej się w mojej głowie karuzeli odrywały się różne postacie.Otaczali mnie martwi ludzie.W panice zerwałem się na równe nogi i otworzyłem oczy.Upiory zniknęły.Nikogo nie było.Nic.Mimo to miałem wrażenie, że nie jestem sam.Coś się tu znajdowało! I nagle wiedziałem - gdzieś tutaj jest ukryty trup! Ta myśl mnie opętała.W całkowitym obłędzie i gnany potwornym strachem przeszukiwałem pomieszczenie.Szarpnięciem otworzyłem drzwi szafy - nic! Zajrzałem pod łóżko - nic! Sapiąc i jęcząc wtuliłem się w ścianę w najdalszym kącie pokoju.Wstrzymałem oddech i wsłuchiwałem się w cisze.Ktoś tam był.Czułem to wyraźnie.Zimny oddech, lekki przeciąg.To coś poruszało się, ale nie mogłem tego zobaczyć.Chłód i mglisty cień jakiejś istoty zbliżał się do mnie powoli.Wstrząsały mną dreszcze.Kobieta z ołtarza? Czy była to dusza zamordowanej? Każdy mięsień w moim ciele był tak napięty, że zdawało się, że zaraz pęknie.Pot ściekał mi po plecach, zalewał oczy i kapał z brody.Co teraz? Co się ze mną stanie? W głuchy łomot mojego pulsu wdarł się nagle jej glos:- Łukasz! Łukasz!.Dlaczego mi nie pomogłeś? - wołała tak smutno i beznadziejnie.Zatkałem uszy palcami.Chciałem, żeby zniknęła, żeby zamilkł ten głos, który brzmiał jak wycie kojota.Jednak jej głos dźwięczał w mojej głowie.- Proszę, nie! - szepnąłem błagalnie.- Jak mogłem ci pomóc? Ty też się nie broniłaś! Sądziłem, że robisz to wszystko z własnej woli.Skąd mogłem wiedzieć, że cię zabiją? - krzyczałem na nią zrozpaczony.Łzy ciekły mi z oczu.Waliłem głową w ścianę.Niech ten głos wreszcie zamilknie! Precz, precz, precz!Chciałem uciec, ale alkohol odebrał mi władzę w nogach.A może uczyniła to obecność duszy zamordowanej? Zapadłem się w sobie jak mokry worek.Wyczerpała się moja chęć obrony i opuściła mnie siła.Przez głowę przelatywały mi strzępy myśli.Jakie moce bawiły się ze mną w tak okrutny sposób? Czy to Szatan wystawiał mnie na próbę? Czy miałem jeszcze ten słaby punkt, tak bardzo wyśmiewane przez mojego Pana sumienie? Jeśli widzi teraz tę kupkę nieszczęścia kulącą się w kącie, zobaczy, że nie jestem godny zostać jego uczniem.Także i kapłan się o tym dowie.On zawsze wie wszystko.Dlaczego miałby nie mieć bezpośredniego kontaktu z Szatanem? Nie, nie! Ja zwariuje! Oszaleje! Płakałem bezradny.Następnego ranka obudził mnie przeszywający ból.Ciągle jeszcze kurczowo kucałem w kącie pokoju.Potrzebowałem pół godziny, żeby rozruszać moje zdrętwiałe ciało.Była sobota.Dzień następnej mszy.I zarazem dzień mojej kary.Msza rozpoczęła się.Znowu adoracja Szatana po łacinie.Spokojna godzina spędzona na szeptaniu formułek.Bez chwili strachu.Uspokoiłem się wewnętrznie.Prawdopodobnie niepotrzebnie się tak denerwowałem.Może mój postępek został niezauważony.Kapłan przerwał swoją przemowę i zrobił nienaturalnie długą przerwę.Zapanowała w hali taka cisza, że słychać było, jak trzeszczą knoty palących się świec.- Łukasz! Feliks! - nasze imiona przeszyły ciszę jak cięcie batem.Kapłan rzucił je z pogardą w głąb sali.A wiec jednak! Teraz przyszła kolej na mnie.Wystąpiliśmy na środek zawstydzeni i upokorzeni, z opuszczonymi głowami.Kapłan półgłosem odczytał listę naszych przewinień popełnionych podczas pamiętnej nocy.Feliks był tym żałosnym stworzeniem, które straciło przytomność podczas dokonywania rytualnego mordu.- Czy jesteście gotowi przyjąć karę?Co za głupie pytanie! Czy mieliśmy jakiś wybór? Czy miałem powiedzieć nie? Czarny humor! Oczywiście powstrzymałem się od wszelkich komentarzy i ulegle kiwałem głową.- Rozbierać się! - rozkazano nam.Golusieńcy, jedynie w kapturach na głowach, zostaliśmy przez demony Pana zagonieni do rzadko używanej tylnej części hali.Było to bardzo upokarzające.Musieliśmy przejść przez utworzony przez zgraję szpaler.Mijaliśmy skamieniałe twarze i nienawistnie uśmiechnięte gęby.Musieliśmy wytrzymać pogardliwe spojrzenia.Kiedy dotarliśmy na koniec hali, wepchnięto nas do nieoświetlonego kąta.Natknąłem się na duże koryto wypełnione prawie po brzegi płynem.- Właź! - warknął na mnie oprawca.Kwas? Woda z piraniami? Spodziewałem się wszystkiego, ale posłuchałem mimowolnie.Ta ciecz, w której wylądowałem, to nie była woda.Była to gęsta, zimna, śliska i kleista masa.Kadź nie była głęboka.Siedząc czułem nierówności i miękkie śluzowate przedmioty, które pływały dookoła.Śmierdziało to trochę mięsem, które zbyt długo leżało w lodówce.Ochronnie przykryłem moje genitalia rękoma.Tylko się nie ruszać, myślałem.Jeszcze ciągle nie zdawałem sobie sprawy, w czym siedzę.Feliksowi, siedzącemu w kadzi poza zasięgiem mojego wzroku, powodziło się nie lepiej.Ale w tych przerażających minutach i tak zapomniałem o nim całkowicie.Potwornie się bałem, że mnie coś zacznie gryźć.Kiedy nic takiego nie nastąpiło, odzyskałem znowu pewność siebie.Ostrożnie obmacywałem kadź.Dotknąłem palcami czegoś, co przypominało miękki, gumowy szlauch.Czy był to martwy wąż? Koniecznie chciałem to wiedzieć.Wyjąłem wiec tę rzecz na powierzchnie i spróbowałem przyjrzeć się temu w półmroku.Nie było to łatwe [ Pobierz całość w formacie PDF ]