[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale po­wiedz, co masz do powiedzenia.- Ano, bo ja chciałem wiedzieć - Mattis mówił z pew­nym wahaniem - czy ty myślisz o dziewczętach w po­wszedni dzień?Pytanie było dosyć niespodziewane, niemniej jednak Jor­gen odparł bez zająknienia.- Pewno że tak.- Rzeczywiście?- Bez wątpienia.- To dobrze - Mattis westchnął z ulgą.- Ale bardzo dziwne także - dodał podnosząc na Jorgena wzrok wolny od morderczych zamysłów.- Co takiego?- Nic.dużo rzeczy.- Dosyć już czasu zmarnowaliśmy - odezwał się nagle Jorgen i z energią zabrał się ponownie do pracy.Mattis usiadł, ogarnęły go sprzeczne uczucia, bo jaźń i za­dowolenie z siebie.Zmiażdżył doszczętnie resztki muchomo­ra butem.Roześmiał się wesoło.“Uroiłeś sobie” - pomy­ślał, a słowa te miały być skierowane do władającego nim gwałtownika.38Ostatnie wydarzenie utkwiło głęboko w umyśle Mattisa.W pierwszej chwili odczuł pewną ulgę, później jednak przy­kre wrażenie powróciło i nie chciało go opuścić.“O mało co nie zamordowałem Jorgena, jakże mogłem tak postąpić? Może to po prostu dlatego, że zjadłem trujący grzyb?”Przez kilka dni chodził za Hege krok w krok w oczekiwa­niu na dobrze zasłużone słowa nagany.Hege jednak nic nie mówiła, w końcu Mattis nie wytrzymał;- Czy Jorgen nic ci nie powiedział?- O czym?- O mnie, o tym, co było w lesie, o grzybie i wszystkim.- Nie.A czy liczyłeś, że powie?- Nie.- Co się stało? - spytała Hege.- Nic, przecież widzisz.Mattis odszedł, zdumiony postępkiem Jorgena.Następnego dnia Jorgen chciał znowu zabrać Mattisa do lasu, ten jednak odpowiedział:- Więcej nie pójdę tam z tobą.W głosie jego było tyle przerażenia, że Jorgen nie nale­gał.Zresztą zabieranie Mattisa do lasu było dla drwala istną plagą, a zatem bez wątpienia ucieszył się odmową.Mattis usiadł na ławie i patrzył w niebo.Hege niespokoj­nie kręciła się dokoła.Zapytała oczywiście Jorgena i od nie­go dowiedziała się, co zaszło w lesie.W końcu podeszła do brata z pytaniem:- Pójdziesz znowu pilnować przewozu, Mattis?- Nie wiem.- Przecież bardzo lubiłeś to zajęcie.- Ale teraz wszystko się zmieniło.- Ojoj!Hege odeszła.Zajęta wyłącznie ukochanym, coraz częściej odwracała się od brata.Po domu krzątała się z większym zapałem, rozkwitała.Mattis doskonale widział zachodzące w niej zmiany.A wobec tego niezmordowanie powtarzał so­bie jedno i to samo pytanie: “Co ja pocznę?”Nie powrócił do zajęć przewoźnika.Coś się odmieniło.Włóczył się wokół domu bezczynnie, a ilekroć za płotem mignęło mu coś czerwonego, wzdrygał się z przerażenia.Widział przed sobą dużego muchomora, kryjącego w sobie ty­le zła i szaleństwa.Grzyb rósł tuż pod płotem, zaglądał na podwórko, czatował na Mattisa.“Nie, nie - powtarzał sobie nieśmiało, lecz z wolą prze­ciwdziałania.- Muszę go zniszczyć, zanim on mnie za­bije.”Podszedł bliżej i kopnął grzyb.Rozpryskujące się kawał­ki błysnęły mu przed oczami niby ognista eksplozja.Trochę później znalazł drugi, na podwórku przed płotem.Był równie piękny.Mattis nie zdeptał go, cofnął się ogarnię­ty płomieniem.Wiedział już teraz, że jest ich pełno wszędzie dokoła, za płotem, pośród kęp trawy, w całym lesie.Trucizna osaczała chatę.Czy dawniej było podobnie? Nigdy nie zwracał na to uwa­gi.Skąd się tutaj wzięły? Wyrastały niemal w oczach.Błysnęła mu myśl: “Może zabiją Jorgena, to jego osacza­ją.Nie, nie! Nie chcę!”Myśl jednak powracała niby pełzający gad.“Co począć? - stał w miejscu sparaliżowany lękiem.- Coś muszę zrobić.Inaczej znowu rzucę się na niego.”W końcu postanowił zwrócić się do kogoś mądrego.Do Hege, jak zawsze.- Czy w tym roku jest więcej czerwonych grzybów niż dawniej? - zapytał bez żadnego wstępu.- Nie zauważyłam tego - odparła Hege.- Wszystko w porządku - dodała łagodnie i odeszła.39Na ścieżce ukazała się dziewczyna, jakby na znak, że truciz­na nikomu nie zagraża.W pierwszej chwili Mattis nie wierzył własnym oczom.Znał ją, razem przerywali buraki na wiosnę.Ta sama, która obejmowała swojego chłopca i którą ukochany czule obejmował [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl