Pokrewne
- Strona Główna
- Grisham John Wspolnik (SCAN dal 812)
- Grisham John Wspolnik
- Grisham John Wspolnik (3)
- John Grisham Wspolnik
- Sapkowski Andrzej narrenturm XQWZ57GOZN73DR2QO7HI
- Stephen King TO
- Chmielewska Joanna Zlota mucha.WHITE (3)
- Nora Roberts Błękitna krew [Arystokraci 02]
- [4 2]Erikson Steven Dom Lancu Konwergencja
- Grisham John Ława Przysięgłych
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- achtenandy.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odpowiedź jestinteresująca:- Nie, uważam, że sam sobie z tym poradzi.Co takiego? Mam zwidy, twierdzę, że latam po pokoju, a mojapraktyczna, przeciwna absurdom żona nie uważa, bym potrzebowałporady psychiatry? Być może zdawała sobie sprawę, że nic z tego niewyniknie, gdyż - na innym poziomie świadomości, niedostępnym nazawołanie - wiedziała, że to efekty uboczne prawdziwych przeżyć.Chciałbym teraz krótko przedstawić incydent z „lataniem popokoju".Zdarzyło się to w marcu lub kwietniu 1985 roku w naszymdomku.Leżałem już w łóżku, czytając książkę, kiedy nagle odniosłemwrażenie, że w pokoju znajduje się ktoś jeszcze.Poczułem sięnieswojo, gdyż sypialnia wydawała się pusta.Ktoś mógłby pozostaćnie zauważony jedynie pod warunkiem, że stale utrzymywałby się tużpoza granicą mojego widzenia peryferyjnego.Zanim zdążyłem cokol-wiek pomyśleć, unosiłem się już nad łóżkiem.Nie wspomniałem jużAnnie o tym, że w następnej chwili ujrzałem drzewa, dom, a potemksiężyc, wirujące mi przed oczami.Wydało mi się to zbyt fantastycz-ne, zadowoliłem się zatem wersją o lataniu po pokoju.Sny, w którychwystępuje motyw latania, nie są bynajmniej rzadkością, lecz marzeniao tak wysokim stopniu realizmu, spadające na człowieka naglepodczas czytania książki - czyli na jawie - wydają się raczej nie dowiary.Dlatego też postanowiłem zwierzyć się z tego snu Annie.Musiałem z kimś porozmawiać, a ona była akurat pod ręką, gotowawypełniać powierzoną jej rolę.Zamiast zapytać, czy nie chciałbymporozmawiać z lekarzem, roześmiała się, jakby nic się nie stało.Topozwoliło mi zbagatelizować problem, szybko odzyskać równowagępsychiczną i puścić w niepamięć cały incydent.Zamieszanie, jakie powstało na tym etapie ujawniania wspomnieńAnny, zostało wywołane nieprecyzyjnym określeniem Hopkinsa:„tamtej nocy".W konsekwencji Anna pomyliła daty.Kiedy powiedziała: „Tobyło jak przyjęcie, działo się wiele rzeczy jednocześnie" nie by-liśmy w stanie określić, czy chodzi jej o 26 grudnia, czy 4 paździer-nika.Ona sama nie pamiętała, kiedy to było, choć jej uwaga, iżJacques i Annie nie byli zaproszeni, może oznaczać, że miałana myśli dwudziestego szóstego grudnia, kiedy byliśmy tylko wetroje.SOJUSZ ZAGUBIONYCH___________________________185Ponownie pojawiła się też aluzja do tajemniczej i władczej postacikobiecej: „Czułam się jak dziecko, któremu matka powiedziała: Masztu zostać".W końcu sama wyznała, że bardzo często nawiedzało ją uczucie, iżdzieją się ze mną rzeczy, o których „nie powinna wiedzieć".Ponadtowyraźnie określiła swoją rolę: „Moim zadaniem jest pomagać Whi-tleyowi, kiedy jest już po wszystkim.Ale nie mogę ich powstrzymać, tojuż jego zadanie".Zapytana o to, czy miewam halucynacje, zaprzeczyła i dodała:„Przychodzą do niego ze względu na jego umysł".Następnie zrelacjonowała historię z „małą, białą postacią", którawkradła się pewnej nocy do naszego mieszkania w Yillage.Prawdo-podobnie nigdy nie dowiemy się, kim lub czym była owa postać i jakibył cel jej wizyty.Słuchając taśmy z zapisem swego seansu, Anna odniosła wrażenie,że w jej relacjach brakuje czegoś istotnego.Niezrozumiałe były dlaniej luki w pamięci objawiające się w najmniej oczekiwanych momen-tach.Wbrew temu wrażeniu uważam, że zachowała w pamięci dużoistotnych szczegółów.Zainteresowała mnie jej wzmianka o „kobiecym głosie".Annaprzyznała, że nie mogła być to Annie Gottlieb, choć nie uczyniła tegow sposób jednoznaczny: „Był znacznie głębszy, Annie ma wyższygłos".Istnieje również inne wytłumaczenie jej zachowania: może być onowyrazem wiary w człowieka, którego głęboko kocha i pragnie wyrwaćz sideł szaleństwa poprzez subtelny akt pokrzepienia - duchowejwspólnoty, pośredniego udziału w przeżyciach, o których wiedziałazbyt mało, by dostarczyć przekonujących szczegółów.Którejś kwietniowej nocy zaczęła mówić przez sen.Rozmy-ślałem właśnie nad zatytułowaniem tej książki „W potrzasku stra-chu" ze względu na skrajne fizycznie doznania strachu, jakichdoświadczyłem w spotkaniu z przybyszami 26 grudnia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Odpowiedź jestinteresująca:- Nie, uważam, że sam sobie z tym poradzi.Co takiego? Mam zwidy, twierdzę, że latam po pokoju, a mojapraktyczna, przeciwna absurdom żona nie uważa, bym potrzebowałporady psychiatry? Być może zdawała sobie sprawę, że nic z tego niewyniknie, gdyż - na innym poziomie świadomości, niedostępnym nazawołanie - wiedziała, że to efekty uboczne prawdziwych przeżyć.Chciałbym teraz krótko przedstawić incydent z „lataniem popokoju".Zdarzyło się to w marcu lub kwietniu 1985 roku w naszymdomku.Leżałem już w łóżku, czytając książkę, kiedy nagle odniosłemwrażenie, że w pokoju znajduje się ktoś jeszcze.Poczułem sięnieswojo, gdyż sypialnia wydawała się pusta.Ktoś mógłby pozostaćnie zauważony jedynie pod warunkiem, że stale utrzymywałby się tużpoza granicą mojego widzenia peryferyjnego.Zanim zdążyłem cokol-wiek pomyśleć, unosiłem się już nad łóżkiem.Nie wspomniałem jużAnnie o tym, że w następnej chwili ujrzałem drzewa, dom, a potemksiężyc, wirujące mi przed oczami.Wydało mi się to zbyt fantastycz-ne, zadowoliłem się zatem wersją o lataniu po pokoju.Sny, w którychwystępuje motyw latania, nie są bynajmniej rzadkością, lecz marzeniao tak wysokim stopniu realizmu, spadające na człowieka naglepodczas czytania książki - czyli na jawie - wydają się raczej nie dowiary.Dlatego też postanowiłem zwierzyć się z tego snu Annie.Musiałem z kimś porozmawiać, a ona była akurat pod ręką, gotowawypełniać powierzoną jej rolę.Zamiast zapytać, czy nie chciałbymporozmawiać z lekarzem, roześmiała się, jakby nic się nie stało.Topozwoliło mi zbagatelizować problem, szybko odzyskać równowagępsychiczną i puścić w niepamięć cały incydent.Zamieszanie, jakie powstało na tym etapie ujawniania wspomnieńAnny, zostało wywołane nieprecyzyjnym określeniem Hopkinsa:„tamtej nocy".W konsekwencji Anna pomyliła daty.Kiedy powiedziała: „Tobyło jak przyjęcie, działo się wiele rzeczy jednocześnie" nie by-liśmy w stanie określić, czy chodzi jej o 26 grudnia, czy 4 paździer-nika.Ona sama nie pamiętała, kiedy to było, choć jej uwaga, iżJacques i Annie nie byli zaproszeni, może oznaczać, że miałana myśli dwudziestego szóstego grudnia, kiedy byliśmy tylko wetroje.SOJUSZ ZAGUBIONYCH___________________________185Ponownie pojawiła się też aluzja do tajemniczej i władczej postacikobiecej: „Czułam się jak dziecko, któremu matka powiedziała: Masztu zostać".W końcu sama wyznała, że bardzo często nawiedzało ją uczucie, iżdzieją się ze mną rzeczy, o których „nie powinna wiedzieć".Ponadtowyraźnie określiła swoją rolę: „Moim zadaniem jest pomagać Whi-tleyowi, kiedy jest już po wszystkim.Ale nie mogę ich powstrzymać, tojuż jego zadanie".Zapytana o to, czy miewam halucynacje, zaprzeczyła i dodała:„Przychodzą do niego ze względu na jego umysł".Następnie zrelacjonowała historię z „małą, białą postacią", którawkradła się pewnej nocy do naszego mieszkania w Yillage.Prawdo-podobnie nigdy nie dowiemy się, kim lub czym była owa postać i jakibył cel jej wizyty.Słuchając taśmy z zapisem swego seansu, Anna odniosła wrażenie,że w jej relacjach brakuje czegoś istotnego.Niezrozumiałe były dlaniej luki w pamięci objawiające się w najmniej oczekiwanych momen-tach.Wbrew temu wrażeniu uważam, że zachowała w pamięci dużoistotnych szczegółów.Zainteresowała mnie jej wzmianka o „kobiecym głosie".Annaprzyznała, że nie mogła być to Annie Gottlieb, choć nie uczyniła tegow sposób jednoznaczny: „Był znacznie głębszy, Annie ma wyższygłos".Istnieje również inne wytłumaczenie jej zachowania: może być onowyrazem wiary w człowieka, którego głęboko kocha i pragnie wyrwaćz sideł szaleństwa poprzez subtelny akt pokrzepienia - duchowejwspólnoty, pośredniego udziału w przeżyciach, o których wiedziałazbyt mało, by dostarczyć przekonujących szczegółów.Którejś kwietniowej nocy zaczęła mówić przez sen.Rozmy-ślałem właśnie nad zatytułowaniem tej książki „W potrzasku stra-chu" ze względu na skrajne fizycznie doznania strachu, jakichdoświadczyłem w spotkaniu z przybyszami 26 grudnia [ Pobierz całość w formacie PDF ]