Pokrewne
- Strona Główna
- Baka Józef Uwagi o mierci niechybnej i inne wiersze (2)
- IGRZYSKA MIERCI 02 W piercieniu ognia
- Wasiliadis Mikołaj Tajemnica mierci
- IGRZYSKA MIERCI 01 Igrzyska mierci
- Brown Dan Kod Leonarda da Vinci
- Wiera Kamsza Odblaski Eterny 05 Serce zwierza 02 Kula losów
- Allbeury Ted Wszystkie nasze jutra
- Tolkien J R R Silmarillion
- Przysięga otchłani Grange Jean Christophe
- Mickiewicz A. Pan Tadeusz
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- opowiastki.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopóki nie znalezlialbo świadka którejś zbrodni, albo błędu popełnionegoprzez mordercę, dochodzenie pomimo najlepszych chęci iwysiłków tkwiło w martwym punkcie.Allan spojrzał na album Miro rozłożony przed sobą nastole.To właśnie lubił w sztuce.Nawet w pozornienajbardziej chaotycznych obrazach, w najbardziejarbitralnych dziełach sztuki istniały cel, porządek,metoda.Za przypadkowością krył się powód, zabałaganem - logika.Zorganizowany chaos.Gdybyż tylko życie naśladowało sztukę.Koroner znalazł inne nakłucia w ciele Whiteheada,otwory, które do-kładnie odpowiadały punktomśmiertelnym na schematach akupunktury i pokrywały sięz położeniem niemal wszystkich ważnych nerwów.Po-licjant nie zmarł szybką śmiercią.Takie precyzyjnerozmieszczenie igieł i szpilek wymagało mnóstwa czasu.I rozległej wiedzy.Nawet pracując ze schematami,koroner musiał poświęcić dwa dni, żeby udokumentowaćkażdą z tysiąca stu trzydziestu dwóch maleńkich dziurekw skórze Whiteheada.Odłożył album, odchylił się do tyłu na miękkiej sofie izamknął oczy.W tym szaleństwie mogła się kryć metoda,niemniej szaleństwo pozostało szaleństwem, którego nierozumiał.Zakładali, że morderstwo Whiteheada stanowiło swegorodzaju ostrzeżenie.Inaczej po co zabijać glinę? I po comozolnie wbijać setki igieł i szpilek, żeby stworzyć takuproszczony i pozbawiony znaczenia wzór, jak planszado gry w krzyżyk i kółko? Trywializacja śmierciWhiteheada, niemal niedbałe wykłucie bzdurnychsymboli na jego ciele mogło oznaczać pogardę.W językumordercy to był policzek wymierzony władzy,szyderstwo z policji.Mogłem to zrobić jemu i równiełatwo mogę to zrobić tobie.Zabicie psa małego Goldsteina należało odczytać w tensam sposób - szyderstwo, demonstracja, że zabójca możerobić, co mu się podoba, pod samym nosem bezradnejpolicji.Tak wyrafinowane morderstwo popełnione nazwierzęciu świadczyło o zamiarze ostatecznegoupokorzenia.Porucznik miał tego ranka trzy spotkania: z Pynchonem,ze swoimi ludzmi i z przedstawicielami departamentówpolicji z Glendale, Mesa, Tempe i Scottsdale.Dużo byłogadania w kółko o tym samym, co sprowadzało się dojednego: od tygodnia nie zbliżyli się nawet na krok dorozwiązania sprawy.Z powodu makabrycznychaspektów zbrodni przyjęli założenie, że zostałypopełnione przez pojedynczego osobnika.Wbrew tejkoncepcji, już dostatecznie przerażającej, Allan corazbardziej podejrzewał, że morderstwa stanowiły dziełojakiegoś gangu czy kultu.To praktycznie niemożliwe,myślał, żeby jeden człowiek tak perfekcyjnie popełniłcztery całkowicie różne zabójstwa i nie zostawił żadnegośladu.Wyliczył, że brały w tym udział co najmniej dwieosoby - jedna mordowała, a druga organizowałatransport, stała na warcie i dbała o szczegóły.Naprawdę przerażająca myśl.Jeszcze bardziej przerażała możliwość, żeniedopracowana teoria Pyn-chona ma jakieś podstawy, żemorderca to gliniarz.Albo gliniarze.Allan otworzył oczy i spojrzał na cyfrowy zegarmagnetowidu obok te-lewizora.Za pięć minut północ.Powinien już dawno spać.Wcześnie rano miał spotkanie ipotrzebował tyle snu, ile mógł złapać.Ostatnio sypiałprzeciętnie trzy godziny na dobę.Dziś wrócił do domuwcześnie, zaraz po szóstej.Planował walnąć się do łóżkao ósmej i nadrobić trochę zaległości w spaniu, ale niemógł się odprężyć: przypominał sobie każdy najdrob-niejszy szczegół, sprawdzał każdą możliwość, przeżywałna nowo każdy błąd.Położył się tuż po ósmej i leżałchyba przez całe godziny, wiercąc się i rzucając wpościeli.Wreszcie usiadł, spojrzał na zegarek i zobaczył,że upłynęło zaledwie czterdzieści pięć minut.Wtedynarzucił szlafrok i przeszedł do salonu.Skoro i tak niezaśnie, przynajmniej wykorzysta produktywnie ten czas.Teraz zrobiło się za pózno na sen.Nawet gdyby zdołałzasnąć w ciągu godziny, nadal musiał wstać o piątej.Zostanie mu najwyżej cztery czy pięć godzin snu.Uśmiechnął się.W tym tempie złapie mononukleozę iskończy w jakimś szpitalu, popijając soki i łykającwitaminy.Ale od kogo miał się zarazić? Nie całował nikogo.Jakdługo? Od sześciu miesięcy?Smutna jest dola policjanta, pomyślał kwaśno.Dziękował przynąjmniej za jedno: jeśli nie liczyć psa, odczasu Wbite-beada nie doszło do następnych morderstw.Jeżeli zabójca nie zrezygnował na dobre, to przynajmniejzrobił sobie przerwę.W tym czasie może coś wypłynie iprzyskrzynią go, zanim znowu uderzy.Wstał i poszedł do kuchni, żeby się czegoś napić, kiedyprzeniknął go zimny dreszcz.Spojrzał na swoje nagieramiona i zobaczył, że pokrywają się gęsią skórką.Zjeżyły mu się włosy na karku.Nagle poczuł, że tygodniowy okres spokoju dobiegłkońca, że zamordowano następną ofiarę.Nigdy przedtem nie doświadczył tak silnego przeczucia igdyby nie przemęczenie oraz napięcie ostatnich dni,uznałby je za prawdziwe zjawis-ko parapsychiczne.Stanął jak wryty i utkwił wzrok w telefonie, czekając nadzwonek.Stał co najmniej pięć minut nieruchomo i wiedział, żetelefon zadzwoni, wiedział, że kiedy podniesiesłuchawkę, usłyszy głos, którego najbardziej nie chciałusłyszeć - chropawy głos Pynchona rozkazujący, żebybrał dupę w troki, mamy następne".Ale telefon nie zadzwonił.Allan wypił trochęzwietrzałego soku pomarańczowego i wrócił do sypialni,gotów jeszcze raz spróbować zasnąć.Nie mam żadnychparapsychicznych objawień, pomyślał, nic, czego niewyleczy parę godzin odpoczynku.Lecz chociaż usilniesię starał odpędzić | grozę, nie odeszła; wypełniła mugłowę niczym alkoholowe oszołomienie, barwiącwszystkie myśli, dopóki w końcu nie zasnął.Telefonobudził go o szóstej.Ciało kobiety, ubranej tylko w żółtą bieliznę, leżało obokotwartej maszyny do szycia.Cienka linia czarnej nitkibiegła od igły w maszynie do lewej dłoni kobiety, którejpalce zostały zszyte.Pochyliwszy się bliżej, porucznikzobaczył, że oczy również zaszyto, podobnie jak usta.Mały supełek zadzierzgnięty na nitce sterczał z dolnejwargi.Allan przeniósł wzrok na niską półkę nadmaszyną do szycia i zobaczył tam ustawione wpodwójnym rzędzie, jeden na drugim, weki wypełnioneniewątpliwie krwią.Ale skąd się wzięła krew?Przyjrzał się uważniej zwłokom, a potem odwrócił się,przełykając żółć, która podeszła mu do gardła.Nogikobiety zostały zamienione, podobnie jak ramiona.Kończyny czysto amputowano i zastąpiono odpowied-nikami.Przyszyto je starannie z powrotem poczwórnączarną nitką.Allanodwrócił się Williamsa.- Zamieniono jej ręce i nogi.Williams kiwnął głową.- Zupełnie jak jakiś pieprzony nazistowski eksperyment.- To na pewno zabrało trochę czasu.Musiał ją zabić,odpiłować ręce i nogi, odsączyć krew do słojów, przyszyćręce i nogi z powrotem, a potem posprzątać. Spuściłwzrok.- Popatrz na podłogę, ani kropli krwi.Williams znowu kiwnął głową.- Pewnie spędził trzy do czterech godzin w nocy.Chcę,żeby opylono dom od góry do dołu.Jeśli nie nosiłrękawiczek, musiał zostawić przynajmniej jedenrozmazany odcisk, przebywając tu tyle czasu.Szukajciewłókien z tkaniny innej niż ubranie denatki, szukajciebrudu spod podeszew jego butów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Dopóki nie znalezlialbo świadka którejś zbrodni, albo błędu popełnionegoprzez mordercę, dochodzenie pomimo najlepszych chęci iwysiłków tkwiło w martwym punkcie.Allan spojrzał na album Miro rozłożony przed sobą nastole.To właśnie lubił w sztuce.Nawet w pozornienajbardziej chaotycznych obrazach, w najbardziejarbitralnych dziełach sztuki istniały cel, porządek,metoda.Za przypadkowością krył się powód, zabałaganem - logika.Zorganizowany chaos.Gdybyż tylko życie naśladowało sztukę.Koroner znalazł inne nakłucia w ciele Whiteheada,otwory, które do-kładnie odpowiadały punktomśmiertelnym na schematach akupunktury i pokrywały sięz położeniem niemal wszystkich ważnych nerwów.Po-licjant nie zmarł szybką śmiercią.Takie precyzyjnerozmieszczenie igieł i szpilek wymagało mnóstwa czasu.I rozległej wiedzy.Nawet pracując ze schematami,koroner musiał poświęcić dwa dni, żeby udokumentowaćkażdą z tysiąca stu trzydziestu dwóch maleńkich dziurekw skórze Whiteheada.Odłożył album, odchylił się do tyłu na miękkiej sofie izamknął oczy.W tym szaleństwie mogła się kryć metoda,niemniej szaleństwo pozostało szaleństwem, którego nierozumiał.Zakładali, że morderstwo Whiteheada stanowiło swegorodzaju ostrzeżenie.Inaczej po co zabijać glinę? I po comozolnie wbijać setki igieł i szpilek, żeby stworzyć takuproszczony i pozbawiony znaczenia wzór, jak planszado gry w krzyżyk i kółko? Trywializacja śmierciWhiteheada, niemal niedbałe wykłucie bzdurnychsymboli na jego ciele mogło oznaczać pogardę.W językumordercy to był policzek wymierzony władzy,szyderstwo z policji.Mogłem to zrobić jemu i równiełatwo mogę to zrobić tobie.Zabicie psa małego Goldsteina należało odczytać w tensam sposób - szyderstwo, demonstracja, że zabójca możerobić, co mu się podoba, pod samym nosem bezradnejpolicji.Tak wyrafinowane morderstwo popełnione nazwierzęciu świadczyło o zamiarze ostatecznegoupokorzenia.Porucznik miał tego ranka trzy spotkania: z Pynchonem,ze swoimi ludzmi i z przedstawicielami departamentówpolicji z Glendale, Mesa, Tempe i Scottsdale.Dużo byłogadania w kółko o tym samym, co sprowadzało się dojednego: od tygodnia nie zbliżyli się nawet na krok dorozwiązania sprawy.Z powodu makabrycznychaspektów zbrodni przyjęli założenie, że zostałypopełnione przez pojedynczego osobnika.Wbrew tejkoncepcji, już dostatecznie przerażającej, Allan corazbardziej podejrzewał, że morderstwa stanowiły dziełojakiegoś gangu czy kultu.To praktycznie niemożliwe,myślał, żeby jeden człowiek tak perfekcyjnie popełniłcztery całkowicie różne zabójstwa i nie zostawił żadnegośladu.Wyliczył, że brały w tym udział co najmniej dwieosoby - jedna mordowała, a druga organizowałatransport, stała na warcie i dbała o szczegóły.Naprawdę przerażająca myśl.Jeszcze bardziej przerażała możliwość, żeniedopracowana teoria Pyn-chona ma jakieś podstawy, żemorderca to gliniarz.Albo gliniarze.Allan otworzył oczy i spojrzał na cyfrowy zegarmagnetowidu obok te-lewizora.Za pięć minut północ.Powinien już dawno spać.Wcześnie rano miał spotkanie ipotrzebował tyle snu, ile mógł złapać.Ostatnio sypiałprzeciętnie trzy godziny na dobę.Dziś wrócił do domuwcześnie, zaraz po szóstej.Planował walnąć się do łóżkao ósmej i nadrobić trochę zaległości w spaniu, ale niemógł się odprężyć: przypominał sobie każdy najdrob-niejszy szczegół, sprawdzał każdą możliwość, przeżywałna nowo każdy błąd.Położył się tuż po ósmej i leżałchyba przez całe godziny, wiercąc się i rzucając wpościeli.Wreszcie usiadł, spojrzał na zegarek i zobaczył,że upłynęło zaledwie czterdzieści pięć minut.Wtedynarzucił szlafrok i przeszedł do salonu.Skoro i tak niezaśnie, przynajmniej wykorzysta produktywnie ten czas.Teraz zrobiło się za pózno na sen.Nawet gdyby zdołałzasnąć w ciągu godziny, nadal musiał wstać o piątej.Zostanie mu najwyżej cztery czy pięć godzin snu.Uśmiechnął się.W tym tempie złapie mononukleozę iskończy w jakimś szpitalu, popijając soki i łykającwitaminy.Ale od kogo miał się zarazić? Nie całował nikogo.Jakdługo? Od sześciu miesięcy?Smutna jest dola policjanta, pomyślał kwaśno.Dziękował przynąjmniej za jedno: jeśli nie liczyć psa, odczasu Wbite-beada nie doszło do następnych morderstw.Jeżeli zabójca nie zrezygnował na dobre, to przynajmniejzrobił sobie przerwę.W tym czasie może coś wypłynie iprzyskrzynią go, zanim znowu uderzy.Wstał i poszedł do kuchni, żeby się czegoś napić, kiedyprzeniknął go zimny dreszcz.Spojrzał na swoje nagieramiona i zobaczył, że pokrywają się gęsią skórką.Zjeżyły mu się włosy na karku.Nagle poczuł, że tygodniowy okres spokoju dobiegłkońca, że zamordowano następną ofiarę.Nigdy przedtem nie doświadczył tak silnego przeczucia igdyby nie przemęczenie oraz napięcie ostatnich dni,uznałby je za prawdziwe zjawis-ko parapsychiczne.Stanął jak wryty i utkwił wzrok w telefonie, czekając nadzwonek.Stał co najmniej pięć minut nieruchomo i wiedział, żetelefon zadzwoni, wiedział, że kiedy podniesiesłuchawkę, usłyszy głos, którego najbardziej nie chciałusłyszeć - chropawy głos Pynchona rozkazujący, żebybrał dupę w troki, mamy następne".Ale telefon nie zadzwonił.Allan wypił trochęzwietrzałego soku pomarańczowego i wrócił do sypialni,gotów jeszcze raz spróbować zasnąć.Nie mam żadnychparapsychicznych objawień, pomyślał, nic, czego niewyleczy parę godzin odpoczynku.Lecz chociaż usilniesię starał odpędzić | grozę, nie odeszła; wypełniła mugłowę niczym alkoholowe oszołomienie, barwiącwszystkie myśli, dopóki w końcu nie zasnął.Telefonobudził go o szóstej.Ciało kobiety, ubranej tylko w żółtą bieliznę, leżało obokotwartej maszyny do szycia.Cienka linia czarnej nitkibiegła od igły w maszynie do lewej dłoni kobiety, którejpalce zostały zszyte.Pochyliwszy się bliżej, porucznikzobaczył, że oczy również zaszyto, podobnie jak usta.Mały supełek zadzierzgnięty na nitce sterczał z dolnejwargi.Allan przeniósł wzrok na niską półkę nadmaszyną do szycia i zobaczył tam ustawione wpodwójnym rzędzie, jeden na drugim, weki wypełnioneniewątpliwie krwią.Ale skąd się wzięła krew?Przyjrzał się uważniej zwłokom, a potem odwrócił się,przełykając żółć, która podeszła mu do gardła.Nogikobiety zostały zamienione, podobnie jak ramiona.Kończyny czysto amputowano i zastąpiono odpowied-nikami.Przyszyto je starannie z powrotem poczwórnączarną nitką.Allanodwrócił się Williamsa.- Zamieniono jej ręce i nogi.Williams kiwnął głową.- Zupełnie jak jakiś pieprzony nazistowski eksperyment.- To na pewno zabrało trochę czasu.Musiał ją zabić,odpiłować ręce i nogi, odsączyć krew do słojów, przyszyćręce i nogi z powrotem, a potem posprzątać. Spuściłwzrok.- Popatrz na podłogę, ani kropli krwi.Williams znowu kiwnął głową.- Pewnie spędził trzy do czterech godzin w nocy.Chcę,żeby opylono dom od góry do dołu.Jeśli nie nosiłrękawiczek, musiał zostawić przynajmniej jedenrozmazany odcisk, przebywając tu tyle czasu.Szukajciewłókien z tkaniny innej niż ubranie denatki, szukajciebrudu spod podeszew jego butów [ Pobierz całość w formacie PDF ]