[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Byle nie nowy bar - zaproponowała.- Na dziś mam dosyć barów.- Ja też - wyznałem - chociaż moi przyjaciele by w to nie uwierzyli, biorąc pod uwagę, że ma się wszelkie trunki za darmo.Nie, miałem na myśli jakieś puste mieszkanie.Chyba nie będzie trudno takie znaleźć.Odpoczęlibyśmy tam trochę i opracowalibyśmy z grubsza plan kampanii.Mieszkanie przydałoby się również jako miejsce noclegu, ale jeżeli uważasz, że wymogi konwenansu wciąż jeszcze mają przewagę nad szczególnymi okolicznościami, to cóż.może uda nam się znaleźć dwa mieszkania.- Będę chyba spokojniejsza wiedząc, że ktoś jest w pobliżu.- Doskonale - stwierdziłem.- W takim razie operacją numer dwa będą stroje damskie i męskie.W tym celu może pójdziemy każde oddzielnie, starając się tylko nie zapomnieć adresu wybranego mieszkania.- Dobrze.- powiedziała niepewnie.- Wszystko będzie w porządku - uspokoiłem ją.- Pamiętaj tylko, że masz się do nikogo nie odzywać, a nikt się nie domyśli, że widzisz.Dziś rano byłaś zupełnie nie przygotowana i tylko dlatego wpadłaś w tarapaty.“W krainie ślepców jednooki jest królem".- Tak.To powiedział Wells, co?.Ale w jego opowiadaniu okazało się, że to nieprawda.- Cała rzecz w tym, co się rozumie przez słowo “kraina", w oryginale patria - odparłem.- Caecorum in patria luscus rex imperat omnis.Pierwszy powiedział to pewien Rzymianin imieniem Fulloniusz i bodaj że więcej nic o nim nie wiadomo.Ale teraz nie ma już zorganizowanej patrii, nie ma państwa - jest tylko chaos.Wells wyobrażał sobie lud, który się przystosował do ślepoty.Wątpię, czy tutaj do tego dojdzie.nie widzę na to sposobu.- Jak myślisz, co właściwie będzie?- Mogę się tylko domyślać, tak samo jak i ty.Ale wkrótce i tak się dowiemy.Lepiej wróćmy do spraw doraźnych.Na czym stanęliśmy?- Na wyborze ubrania.- Prawda.Otóż trzeba się po prostu wśliznąć do sklepu, wziąć kilka drobiazgów i wymknąć się z powrotem.W centrum Londynu nie spotkasz tryfidów, przynajmniej na razie.- Tak lekko mówisz: wśliznąć się i wziąć rzeczy.- Nie jest mi zbyt lekko na sercu - przyznałem się.- Ale nie jestem pewien, czy to wielka cnota, raczej chyba przyzwyczajenie.A uparte przymykanie oczu na fakty dokonane nie przywróci dawnego stanu rzeczy i nic nam nie pomoże.Nie powinniśmy się uważać za złodziei, lecz za.no, powiedzmy, za mimowolnych spadkobierców ogólnego dorobku.- Tak.Chyba nimi jesteśmy - zgodziła się, choć bez wielkiego przekonania.Milczała chwilę.Potem wróciła do poprzedniego toku rozmowy.- A po ubraniach?- Operacją numer trzy - oświadczyłem - musi być stanowczo kolacja.Z mieszkaniem, jak się spodziewałem, nie było wielkich trudności.Zostawiliśmy zamknięty na klucz samochód pośrodku jezdni przed eleganckim blokiem mieszkalnym i wdrapaliśmy się na trzecie piętro.Dlaczego wybraliśmy akurat trzecie, nie potrafię powiedzieć, poza tym, że wydało się nam bardziej oddalone od ludzi.Z wyborem mieszkania poszło gładko.Pukaliśmy albo dzwoniliśmy i jeżeli ktoś się odezwał, szliśmy dalej.Za czwartym razem trafiliśmy na drzwi, zza których nie padła odpowiedź.Jedno mocne pchnięcie ramieniem, a zamek ustąpił i znaleźliśmy się wewnątrz.Nie należałem do ludzi przyzwyczajonych do mieszkania w lokalu, którego komorne wynosiło około dwóch tysięcy funtów szterlingów, stwierdziłem jednak, że lokal taki stanowczo ma swoje zalety.Wnętrze urządzali, jak się domyślam, wykwintni młodzi ludzie, mający ów rzadki, a tak wysoko opłacany dar kojarzenia dobrego smaku z ultra - nowoczesnością.Motorem ich działania była z pewnością gruntowna znajomość fluktuacji mody.Tu i ówdzie dostrzegało srę niechybne derniers cris, część ich - gdyby świat potoczył się dalej spodziewanym torem - bez wątpienia zrobiłaby wkrótce furorę, inne, powiedziałbym, należały do pomysłów zupełnie poronionych.Całość w swym lekceważeniu słabostek ludzkich sprawiała wrażenie nieskazitelnej wystawy: jakaś książka przesunięta o kilka centymetrów w bok albo z niewłaściwym kolorem obwoluty zniweczyłaby starannie obmyśloną harmonię zarysów i barw, podobnie jak zniweczyłby ją ktoś lekkomyślny, siadając na zbytkownym fotelu czy kanapie w stroju nie pasującym do obicia.Zwróciłem się do Joselli, która patrzyła na to wszystko szeroko otwartymi oczami.- No co, nada się to skromne lokum czy idziemy dalej? - spytałem.- Cóż, nie należy za dużo wymagać - odparła równie żartobliwie, po czym tonąc stopami w jasnokremowym dywanie ruszyliśmy na inspekcję dalszych pokoi.Gdybym nawet łamał sobie nad tym głowę, nie wpadłbym chyba na lepszy sposób oderwania jej myśli od wydarzeń dnia.Obchód nasz odbywał się wśród ustawicznych okrzyków podziwu, zazdrości, pogardy, zachwytu, a nawet, wyznać muszę, złośliwości.Josella zatrzymała się na progu pokoju wypełnionego najbardziej agresywnymi przejawami bezgranicznej próżności kobiecej.- Tu będę spała - rzekła.- Wielki Boże! - jęknąłem.- No, każdy ma swój gust.- Nie bądź wstrętny.Pewno nigdy już nie będę miała innej okazji do nurzania się w dekadencji.A poza tym nie wiesz, że każda dziewczyna ma w sobie coś z najgłupszej gwiazdy filmowej? Więc niech ta cząstka mojego ja użyje sobie po raz ostatni.- Bardzo proszę - powiedziałem.- Ale mam nadzieję, że znajdzie się tu jakiś spokojniejszy kącik.Niech Bóg broni, żebym miał spać w łóżku, nad którym w suficie jest lustro.- Nad wanną też jest lustro - oświadczyła Josella zaglądając do przyległych drzwi.- Nie wiem, czy byłby to zenit czy nadir dekadencji - zauważyłem.- Ale i tak z niego nie skorzystam.Nie ma gorącej wody.- Ojej, zupełnie zapomniałam.Jaka szkoda! - zawołała tonem zawodu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl