[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Umysł ludzki niezdolny jest do trwania w tragicznym nastroju, przypomina pod tym względem feniksa, co się odradza z popiołów.Właściwość ta bywa pożyteczna lub szkodliwa, lecz jest nieodłącznym składnikiem woli życia.To ta właściwość sprawiła, że mogliśmy się wdać w dwie wyniszczające nas i osłabiające wojny jedna po drugiej.Lecz jest ona zarazem niezbędną częścią naszego mechanizmu i dzięki niej tylko przez krótki czas możemy płakać i rozpaczać z powodu najgorszego choćby nieszczęścia - potem, żeby żyć, musimy pogodzić się z losem.Pod błękitem nieba, po którym nieliczne obłoki żeglowały niby napowietrzne góry lodowe, wspomnienie o miastach straciło swą grozę, a świadomość, że mimo wszystko żyjemy, działała orzeźwiająco jak podmuch świeżego wiatru.Nie staram się usprawiedliwić, chcę tylko wyjaśnić, czemu raz po raz ze zdumieniem łapałem się na tym, że śpiewam prowadząc samochód.W Hungerford zatrzymaliśmy się, żeby zdobyć żywność i nabrać paliwa.Uczucie wyzwolenia wciąż rosło, gdyśmy przejeżdżali całe mile nie zmienionego na pozór krajobrazu.Nie wydawał się jeszcze opuszczony, lecz tylko śpiący, choć zarazem dla nas życzliwy.Nawet widok trafiających się grupek tryfidów, sunących swym rozkołysanym ruchem przez pole, lub pojedynczych okazów, odpoczywających z korzeniami zanurzonymi w ziemi, nie psuł mi humoru.Były teraz znowu jedynie przedmiotami mojego zawodowego zainteresowania, pozostającego chwilowo w zawieszeniu.Przed Devizes zatrzymaliśmy się znowu, żeby spojrzeć na mapę.Nieco dalej skręciliśmy w boczną drogę i wjechaliśmy do wsi Tynsham.TYNSHAMMało było prawdopodobne, aby ktokolwiek mógł nie zauważyć dworu Tynsham.Za kilkoma domkami, z których składała się wioska, biegł tuż przy szosie wysoki mur okalający majątek.Jechaliśmy więc, aż ujrzeliśmy masywną bramę z kutego żelaza.Za bramą stała młoda kobieta, na której twarzy malowała się surowa powaga odpowiedzialności, przesłaniająca wszelkie ludzkie uczucia.Kobieta uzbrojona była w dubeltówkę i ściskała ją kurczowo w najzupełniej niewłaściwych miejscach.Dałem znak Cokerowi, żeby się zatrzymał, i hamując zawołałem na nią.Poruszyła ustami, ale ani jedno słowo nie przebiło się przez warkot silnika.Wyłączyłem silnik.- Czy to Dwór Tynsham? - zapytałem.Kobieta nie zamierzała zdradzać żadnych tajemnic.- Skąd jedziecie? I ilu was jest? - spytała zamiast odpowiedzi.Wolałbym, żeby się nie obchodziła ze strzelbą tak niewprawnie.Mając wciąż na oku jej niespokojne palce, wyjaśniłem zwięźle, kim jesteśmy, dlaczego przyjechaliśmy, z grubsza co wieziemy, zapewniłem ją również, że nikt więcej nie ukrywa się w ciężarówkach.Wątpiłem, czy mi uwierzyła.Wpatrywała się we mnie z wyrazem ponurego namysłu, właściwym raczej psom gończym, ale i u nich dość niepokojącym.Moje słowa nie rozproszyły wcale owej wszechogarniającej podejrzliwości, która sprawia, że osoby wysoce sumienne są zwykle tak męczące.Kiedy wyszła z bramy, żeby zajrzeć do krytych pudeł ciężarówek i skontrolować prawdziwość moich twierdzeń, życzyłem jej w myśli, dla jej własnego dobra, by nie trafiła przypadkiem na kogoś, co do kogo podejrzenia okazałyby się słuszne.Nie mogła oczywiście, powiedzieć wprost, że kontrola wypadła zadowalająco, gdyż osłabiłoby to jej autorytet jako osoby zaufanej i pełniącej ważną funkcję, w końcu jednak, choć wciąż z rezerwą, zgodziła się na wpuszczenie nas do środka.- Skręt na prawo! - zawołała, gdy ją mijałem, po czym odwróciła się natychmiast, aby znów nie spuszczać z oka bramy powierzonej jej pieczy.Za krótką aleją wiązową rozpościerał się park na modłę końca osiemnastego wieku, obsadzony drzewami, co miały dość miejsca, aby osiągnąć pełnię wspaniałego rozwoju.Dom, który się wreszcie spoza nich wynurzył, nie był pałacem w sensie architektonicznym, lecz w każdym razie imponował rozmiarami.Ciągnął się na pokaźnej przestrzeni i prezentował mnogością stylów budowlanych, jak gdyby żaden z jego poprzednich właścicieli nie mógł oprzeć się pokusie pozostawienia na nim osobistego piętna.Każdy z nich, szanując dzieło antenatów, zarazem poczytywał sobie za obowiązek dać wyraz duchowi swojej epoki.Ponieważ przy stawianiu każdej nowej przybudówki dufnie nie zważano na wysokość i płaszczyzny części już istniejących, całość sprawiała wrażenie chimerycznej przypadkowości.Był to niewątpliwie przezabawny dom, pełen jednak uroku, - a przy tym solidny i mocny.Skręt na prawo zaprowadził nas na obszerny dziedziniec, gdzie stało już kilka samochodów.Wokół dziedzińca ciągnęły się wozownie i stajnie zajmujące chyba kilka hektarów.Coker zatrzymał się obok mnie i wysiadł.Wokół nie widać było żywej duszy.Weszliśmy przez otwarte tylne drzwi głównego budynku i ruszyliśmy długim korytarzem.Na końcu widać było olbrzymią kuchnię, skąd rozchodziło się ciepło i zapachy gotowania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl