[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W miejscu gdzie powinny one były się znajdować w chwili zamilknięcia ichnadajników, nie stwierdzono żadnych podejrzanych śladów.Automaty zniknę-ły, jakby wyparowały nagle, nie pozostawiając po sobie absolutnie nic.Pozostałe cztery  samopasy szły sprawnie i bez przeszkód, a po osiągnięciuwyznaczonej uprzednio odległości rozpoczęły powrót.Nieznana siła nie objawiłasię. Pożeraczowi bolotów, który grasuje na zachód od bazy, nasze automatymusiały poważnie zaszkodzić, jeśli po ich połknięciu nie miał apetytu na dalsze zakonkludował Ted, gdy wraz z Ewą składali dowódcy raport o eskapadzie. Dowcipami mnie nie zagadasz!  pogroził mu Atros. Wasze przypad-kowe odkrycie, choć rzeczywiście pasjonujące, nie okupuje winy i nie usprawie-dliwia ryzykownych poczynań.Ewa jest w znacznym stopniu usprawiedliwiona,choć powinna była zastosować się do decyzji automatu: gdyby zawiadomiła mnie,decyzja moja nie odbiegłaby jednak od tego, co Ewa uczyniła instynktownie.Onabyła najbliżej miejsca wypadku.%7łeby nie konieczność uzyskania pewnych infor-macji i związana z tym konieczność nawiązania łączności z bazą przed zapowie-dzianym terminem, udałoby się wam, być może, powrócić i uruchomić zasilaniebazy.Stało się jednak inaczej.Milczenie bazy wywołało zupełnie zrozumia-57 ły niepokój: byliśmy przecież wszyscy pod wrażeniem zniknięcia stacji automa-tycznych.Dlatego też uderzyliśmy na alarm.Straciliśmy przez was niepotrzebniesporo cennego czasu.Chcielibyśmy teraz przy waszej pomocy czas ten w jakiśsposób odrobić! Z Tedem porozmawiam jeszcze przy okazji. Wpadliśmy. powiedział ze smutkiem Ted, kiedy Atros wyszedł.Najgorzej zaś, że i ty przeze mnie musisz ponosić konsekwencje. Wiesz przecież, że nie zależy mi na udziale w wyprawach badawczych powiedziała z przekąsem. Według ciebie nic mnie nie obchodzi odkrywanietajemnic obcych planet. Wcale już tak nie myślę!  zapewnił skwapliwie. Ach, jakże się niezmiernie z tego cieszę!  wyrecytowała cierpko i od-wróciwszy się na pięcie, wyszła krokiem dostojnym i z wysoko zadartym nosem.W drzwiach odwróciła się jeszcze i pokazała mu język.Ted z ciężkim westchnieniem zagłębił się w lekturze, którą mu w niewiado-mym celu polecił przeczytać Har Adler.Była to jakaś praca na temat socjologiispołeczeństw ziemskich i Ted nie potrafił sobie wyjaśnić, po co ma to właśnieteraz pakować do głowy, zamiast brać z innymi udział w badaniach.Następnego dnia, gdy siedział znów nad czytnikiem, zły na siebie i wszyst-ko dokoła, w kieszeni kombinezonu zadzwięczał sygnał przyzewowy.Wołał godowódca. Lon, Mais i Sella ruszyli wczoraj do Starej Bazy.Grupa ojca bada brzegoceanu  kalkulował Ted, wlokąc się korytarzem. Grupa Geona dziś wyru-sza na drugą półkulę.O ile dobrze pamiętam, według planu pracy pozosta-je jeszcze tylko stanowisko kontroli i opracowania danych oraz obserwatoriumastrofizyczne.Jedno i drugie na miejscu, w bazie, i okropnie nudne.Nie miał wątpliwości, że wraz z nową porcją pouczeń i uwag na temat ko-nieczności przestrzegania wymogów dyscypliny kosmonautycznej otrzyma teraznajpodlejszą  jego zdaniem  pracę w bazie.Zdziwił się obecnością u dowódcyczterech jeszcze osób: Hara, Maxa, Ewy i Wery.Po co aż tyle osób ma asystowaćprzy niechlubnym akcie karania? Usiadł na brzegu fotela.Dowódca nawet głowynie uniósł sponad rozłożonych na stole arkuszy fotogramów, jakby zupełnie niezauważył wkroczenia delikwenta.Ted badał ukradkiem twarze siedzących, nie patrzyli jednak w jego kierunku.Drzwi otworzyły się i wszedł Adam.Wtedy dopiero dowódca podniósł głowęi ogarnąwszy wzrokiem zebranych, powiedział: Możemy zaczynać, załoga w komplecie.Na wczorajszym posiedzeniu do-wództwo ustaliło taki właśnie skład ekipy, która pod nazwą grupy Flora wyruszyjutro na pierwszą planetę układu.Tej możliwości Ted nie brał nawet pod uwagę.Zaskoczony kompletnie zrobiłtaką minę, że obserwujący go spod oka Har skrzywił się w uśmiechu rozbawienia. Grupą dowodzi Har Adler, a w czasie lotu w obie strony  Max Bodin,58 jako pilot  Suma.Start nastąpi za dwadzieścia godzin.Szczegółowe zadania zo-staną omówione przez Hara w czasie lotu.Ograniczę się więc do kilku uwag.Naj-pierw do Teda.Nie będę roztrząsał po raz drugi wiadomej sprawy.Nie chciałbymjednak, abyś pomyślał, że twój udział w interesującej cię, o ile wiem, wyprawiena Florę stanowi jakieś wyróżnienie czy wyraz uznania.Zaliczenie zarówno Teda,jak i Ewy do składu ekipy nastąpiło na umotywowany wniosek Hara, który przy-jął na siebie odpowiedzialność za całą załogę.Pozostali uczestnicy zostali zakwa-lifikowani także po rozpatrzeniu szeregu kandydatur.W skład załogi wchodzi bio-log, lekarz, pilot-inżynier oraz historyk-socjolog.Wynika stąd, że nastawiamy sięgłównie na badanie stanu biologicznego planety.Trudno nam rozproszyć wysiłkiw celu wszechstronniejszego badania obu planet.O Orfie wiemy na pewno, że niejest zamieszkała przez istoty rozumne, i to upoważnia nas do przygotowania jej naprzyjęcie następnej ziemskiej ekspedycji.Tu też przeprowadzimy wszechstronnebadania geologiczno-poszukiwawcze w celu oszacowania zasobów mineralnych,z których skorzystają nasi następcy.Co do Flory zaistniało przypuszczenie, iż mo-że ona być kolebką wysoko rozwiniętych, a może nawet rozumnych organizmów.Zmusza nas to do zachowania pewnych środków ostrożności, do wykazania dy-plomatycznego taktu i do ograniczenia  przynajmniej w ramach tej wyprawy naszych prac na Florze.Głównym zadaniem waszym jest więc stwierdzenie, dojakiego stopnia słuszne są nasze hipotezy na temat życia na tej planecie.Po odkryciu Starej Bazy  ciągnął Atros po chwili przerwy  na czołowemiejsce wśród niejasnych zagadnień wysunęła się sprawa jej tajemniczych twór-ców, o których nie potrafimy dotąd niczego pewnego powiedzieć.Jedno z wysu-niętych przypuszczeń głosi, iż pochodzą oni z Flory.Tak czy inaczej  bardzoprawdopodobne jest, że na Florze istnieją co najmniej ślady pobytu tych bardzowysoko rozwiniętych istot rozumnych.Zadaniem waszym jest odszukanie tychśladów.Gdyby udało się odnalezć klucz do zapisów, pozostawionych w fonotece Sta-rej Bazy, moglibyśmy odnalezć tam zapewne znacznie więcej informacji o obuplanetach, niż jesteśmy w stanie sami zgromadzić w czasie tak krótkiego pobytu. To już raczej sfera marzeń lingwistów. wtrącił Adam z powątpiewa-niem. Ja sądzę, że nie jest to tak beznadziejny pomysł, jak się wydaje  odparłHar  lecz nie będę motywował teraz moich przypuszczeń. Bardzo słusznie!  pochwalił Atros. Dość było dyskusji na wczorajszejnaradzie dowództwa.Co gorsza, nie osiągnęlibyśmy żadnych konstruktywnychwniosków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl