Pokrewne
- Strona Główna
- Janusz.Wisniewski. .Samotnosc.W.Sieci(Osloskop.net)
- Teoria potoków ruchu Janusz Woch
- Zajdel Janusz A. Lalande 21185
- Zajdel Janusz A Prawo do powrotu
- K.W. Wójcicki Klechdy
- Forsyth Frederick Piesc Boga tom 1
- Mc Auley Paul J Czterysta miliardow gwiazd
- World Without Cancer The Story Of Vitamin b17 G Edward Griffin
- Saavedra Miguel Cervantes Nowele przykładne
- Eddings, Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- siekierski.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.57 A potem, koło siedemnastej, dostał jeszcze kilkaset zielonych od pewnejkobiety. Słowem, żadnego punktu zaczepienia! zirytował się komisarz. No.może tylko to jeszcze, że od chwili otrzymania dużego przelewu niewydał ani punktu przez cały dzień.To musi być rzeczywiście depozyt tej dziew-czyny.Hotel ma opłacony z góry, ale sam zniknął. Jeszcze jeden wampir wyślizguje się nam z rąk.Trudno, chłopcy.Załóżciestałą kontrolę konta tego Prona.Musi się wreszcie odezwać, wydać parę punktów,wrócić do hotelu. Chyba że. zaczął jeden z tajniaków. %7łe co? Sądzisz, że ten wampir, z którym współpracował, postarał się za-trzeć ślady? domyślił się komisarz. To zupełnie prawdopodobne.Tylko Pron, o ile jest rzeczywiście wspólni-kiem, przyciśnięty do muru, mógłby sypnąć wampira.A sprawa jest gardłowa,więc. Masz rację.Jeśli nie będzie żadnych obrotów na koncie Prona przez naj-bliższy tydzień, możemy go skreślić i zacząć szukać zwłok zgodził się komi-sarz. Myślę, że będą, mimo wszystko.On miał dziesięć tysięcy na Kluczu! Niewierzę, by morderca nie próbował tego odzyskać. W jaki sposób? Oni znają metody, o których nawet my jeszcze nie mamy pojęcia.Przytakiej sumie warto pokombinować.Na przykład, można zdjąć skórę z palców nie-boszczyka albo sporządzić rękawiczkę papilarną.A potem przelać te punkty nadziesięć Kluczy, należących do różnych facetów ze znakomitym alibi.A jeszczelepiej na Klucze różnych prostytutek albo nieskazitelnych, na pierwszy rzut oka,obywateli.Zlad się rozmyje, rozgałęzi i.szukaj wiatru w polu. Tak czy owak zadecydował komisarz nie traćcie czasu.Mamydo schwytania jeszcze paru innych drani grasujących w publicznych szpitalach.A z tym Pronem zaczekamy.Jeśli się nie ujawni w ciągu paru dni, przekażemyjego sprawę do Sekcji Zaginięć.Na biurku zadzwonił telefon.Komisarz słuchał przez dłuższy czas, a potempowiedział bezradnie: A co ja mogę mu zrobić? Jeśli nawet łże, to nigdy tego nie wykryjemy.Chy-ba że znajdziemy wampira i wydusimy z niego zeznania, ale to jeszcze trudniejszasprawa.Otruć mógł każdy, kto tam był: pacjent, pielęgniarz, ktoś z odwiedzają-cych.Aha, jeszcze jedno: kogo w takim razie próbował zatrzymać ten cholernyaresztomat? Tak, rozumiem.Z tym Pronem? Niech idzie do diabła.Komisarz odłożył słuchawkę i spojrzał na agentów. No, i macie swojego nieboszczyka.Zgłosił się.Stary lis! Jeśli nawet ma-czał łapy w tej szpitalnej aferze, to teraz niczego mu nie udowodnimy.Oczywiście58znał Brisky ego i oczywiście wziął jego oszczędności na przechowanie.Denat bałsię, że go okradną. To ostatnie jest niepodważalnie prawdopodobne.yle się dzieje ostatniow miejskich szpitalach powiedział jeden z tajniaków. A faceta, który w parę dni wydaje dwie setki żółtych i ma dziesięć tysięcyna koncie, trudno byłoby oskarżyć o chęć ograbienia staruszka z paru zielonych dodał drugi. Inna rzecz, że warto by zbadać, skąd czwartak bierze na takiewydatki. To już sprawa Wydziału Kontroli Dochodów.Nie będziemy ich wyręczać,mamy dość własnych kłopotów uciął komisarz. Przy okazji dowiedzieliśmysię, kto rozpracował aresztomat.Nazywa się Sneer.O ile Pron nie zmyślił tegopseudonimu.Ale nie sądzę, by łgał wiedząc, że jest podejrzany.Sprawdzcie tegoSneera.* * *Cienie wysokich budynków stojących wzdłuż alei Tibigan sięgały już brzegujeziora.Od strony wody wiał słaby, lecz chłodny wietrzyk, kołyszący barwne ża-gle na spokojnej tafli zatoki.Karl patrzył na jezioro, dłońmi wsparty o barierkę,oddzielającą promenadę bulwaru od plaży.Stał tak już od pół godziny, bojąc się odwrócić ku miastu.Wydawało mu się, żestamtąd właśnie grozi niebezpieczeństwo rozpoznania jego twarzy, zdemaskowa-nia, pojmania.Jezioro było czymś neutralnym, nie zaangażowanym w ciemnemachinacje.Było czyste, spokojne, radosne.Inna sprawa, że znajdowano w nim niekiedy ofiary porachunków przestępcze-go podziemia.Ale w większości przypadków jezioro wyrzucało zwłoki na wy-brzeże lub na mielizny nie opodal plaży, jakby chciało odżegnać się od udziałuw brudnych interesach, rozgrywających się na lądzie.Karl pierwszy raz w życiu naprawdę bał się miasta.Idąc tutaj, nad jezioro,gdzie o tej porze nie było już tłumu plażowiczów, przemykał się pod ścianami do-mów, ukrywając twarz przed przypadkowymi spojrzeniami przechodniów.Nigdydotąd nie odczuwał podobnego lęku.Tłum był dla niego bezimienną, przelewa-jącą się masą.Nie rozróżniał w nim pojedynczych osób z wyjątkiem dobrychznajomych, i to tylko wówczas, gdy chciał ich zauważyć.Teraz widział z osobnakażdą gębę; każdą parę oczu, prześlizgującą się po jego twarzy.Taksował szyb-kimi spojrzeniami mijane osoby i wydawało mu się, że przynajmniej co trzeciprzechodzień ma bystre oczy inspektora w cywilu.Nie mógł darować sobie własnej głupoty.Jak można było wchodzić w kon-59szachty z takim typem! Co za beznadziejnie głupi szczeniak! Nie mógł wytrzy-mać jeszcze kilku dni na szpitalnym żarciu? Zpieszyło mu się do paru nędznychzielonych! Od razu widać, że partacz i nowicjusz.Stary fachowiec poczekałbycierpliwie, co najwyżej pomagając dyskretnie przeznaczeniu.A ten sypnął ja-kiegoś paskudztwa, dającego charakterystyczne objawy.Nie, tego się Karl nie spodziewał! Przyjął spółkę w najlepszej wierze.Sprawabyła jasna i czysta jak łza niewinnej dziewicy: pacjent był człowiekiem samotnymi beznadziejnie chorym.Jego punkty poszłyby i tak do publicznej kasy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.57 A potem, koło siedemnastej, dostał jeszcze kilkaset zielonych od pewnejkobiety. Słowem, żadnego punktu zaczepienia! zirytował się komisarz. No.może tylko to jeszcze, że od chwili otrzymania dużego przelewu niewydał ani punktu przez cały dzień.To musi być rzeczywiście depozyt tej dziew-czyny.Hotel ma opłacony z góry, ale sam zniknął. Jeszcze jeden wampir wyślizguje się nam z rąk.Trudno, chłopcy.Załóżciestałą kontrolę konta tego Prona.Musi się wreszcie odezwać, wydać parę punktów,wrócić do hotelu. Chyba że. zaczął jeden z tajniaków. %7łe co? Sądzisz, że ten wampir, z którym współpracował, postarał się za-trzeć ślady? domyślił się komisarz. To zupełnie prawdopodobne.Tylko Pron, o ile jest rzeczywiście wspólni-kiem, przyciśnięty do muru, mógłby sypnąć wampira.A sprawa jest gardłowa,więc. Masz rację.Jeśli nie będzie żadnych obrotów na koncie Prona przez naj-bliższy tydzień, możemy go skreślić i zacząć szukać zwłok zgodził się komi-sarz. Myślę, że będą, mimo wszystko.On miał dziesięć tysięcy na Kluczu! Niewierzę, by morderca nie próbował tego odzyskać. W jaki sposób? Oni znają metody, o których nawet my jeszcze nie mamy pojęcia.Przytakiej sumie warto pokombinować.Na przykład, można zdjąć skórę z palców nie-boszczyka albo sporządzić rękawiczkę papilarną.A potem przelać te punkty nadziesięć Kluczy, należących do różnych facetów ze znakomitym alibi.A jeszczelepiej na Klucze różnych prostytutek albo nieskazitelnych, na pierwszy rzut oka,obywateli.Zlad się rozmyje, rozgałęzi i.szukaj wiatru w polu. Tak czy owak zadecydował komisarz nie traćcie czasu.Mamydo schwytania jeszcze paru innych drani grasujących w publicznych szpitalach.A z tym Pronem zaczekamy.Jeśli się nie ujawni w ciągu paru dni, przekażemyjego sprawę do Sekcji Zaginięć.Na biurku zadzwonił telefon.Komisarz słuchał przez dłuższy czas, a potempowiedział bezradnie: A co ja mogę mu zrobić? Jeśli nawet łże, to nigdy tego nie wykryjemy.Chy-ba że znajdziemy wampira i wydusimy z niego zeznania, ale to jeszcze trudniejszasprawa.Otruć mógł każdy, kto tam był: pacjent, pielęgniarz, ktoś z odwiedzają-cych.Aha, jeszcze jedno: kogo w takim razie próbował zatrzymać ten cholernyaresztomat? Tak, rozumiem.Z tym Pronem? Niech idzie do diabła.Komisarz odłożył słuchawkę i spojrzał na agentów. No, i macie swojego nieboszczyka.Zgłosił się.Stary lis! Jeśli nawet ma-czał łapy w tej szpitalnej aferze, to teraz niczego mu nie udowodnimy.Oczywiście58znał Brisky ego i oczywiście wziął jego oszczędności na przechowanie.Denat bałsię, że go okradną. To ostatnie jest niepodważalnie prawdopodobne.yle się dzieje ostatniow miejskich szpitalach powiedział jeden z tajniaków. A faceta, który w parę dni wydaje dwie setki żółtych i ma dziesięć tysięcyna koncie, trudno byłoby oskarżyć o chęć ograbienia staruszka z paru zielonych dodał drugi. Inna rzecz, że warto by zbadać, skąd czwartak bierze na takiewydatki. To już sprawa Wydziału Kontroli Dochodów.Nie będziemy ich wyręczać,mamy dość własnych kłopotów uciął komisarz. Przy okazji dowiedzieliśmysię, kto rozpracował aresztomat.Nazywa się Sneer.O ile Pron nie zmyślił tegopseudonimu.Ale nie sądzę, by łgał wiedząc, że jest podejrzany.Sprawdzcie tegoSneera.* * *Cienie wysokich budynków stojących wzdłuż alei Tibigan sięgały już brzegujeziora.Od strony wody wiał słaby, lecz chłodny wietrzyk, kołyszący barwne ża-gle na spokojnej tafli zatoki.Karl patrzył na jezioro, dłońmi wsparty o barierkę,oddzielającą promenadę bulwaru od plaży.Stał tak już od pół godziny, bojąc się odwrócić ku miastu.Wydawało mu się, żestamtąd właśnie grozi niebezpieczeństwo rozpoznania jego twarzy, zdemaskowa-nia, pojmania.Jezioro było czymś neutralnym, nie zaangażowanym w ciemnemachinacje.Było czyste, spokojne, radosne.Inna sprawa, że znajdowano w nim niekiedy ofiary porachunków przestępcze-go podziemia.Ale w większości przypadków jezioro wyrzucało zwłoki na wy-brzeże lub na mielizny nie opodal plaży, jakby chciało odżegnać się od udziałuw brudnych interesach, rozgrywających się na lądzie.Karl pierwszy raz w życiu naprawdę bał się miasta.Idąc tutaj, nad jezioro,gdzie o tej porze nie było już tłumu plażowiczów, przemykał się pod ścianami do-mów, ukrywając twarz przed przypadkowymi spojrzeniami przechodniów.Nigdydotąd nie odczuwał podobnego lęku.Tłum był dla niego bezimienną, przelewa-jącą się masą.Nie rozróżniał w nim pojedynczych osób z wyjątkiem dobrychznajomych, i to tylko wówczas, gdy chciał ich zauważyć.Teraz widział z osobnakażdą gębę; każdą parę oczu, prześlizgującą się po jego twarzy.Taksował szyb-kimi spojrzeniami mijane osoby i wydawało mu się, że przynajmniej co trzeciprzechodzień ma bystre oczy inspektora w cywilu.Nie mógł darować sobie własnej głupoty.Jak można było wchodzić w kon-59szachty z takim typem! Co za beznadziejnie głupi szczeniak! Nie mógł wytrzy-mać jeszcze kilku dni na szpitalnym żarciu? Zpieszyło mu się do paru nędznychzielonych! Od razu widać, że partacz i nowicjusz.Stary fachowiec poczekałbycierpliwie, co najwyżej pomagając dyskretnie przeznaczeniu.A ten sypnął ja-kiegoś paskudztwa, dającego charakterystyczne objawy.Nie, tego się Karl nie spodziewał! Przyjął spółkę w najlepszej wierze.Sprawabyła jasna i czysta jak łza niewinnej dziewicy: pacjent był człowiekiem samotnymi beznadziejnie chorym.Jego punkty poszłyby i tak do publicznej kasy [ Pobierz całość w formacie PDF ]