[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie zrozpa­czony uporem władczyni ustawił przed panią swego serca dwie czarki, jedną napełnioną wodą źródlaną, drugą białym winem.I powiedział:- Pozwól, o cudowna Bibi, że i ja ci coś pokażę.Na mnie teraz kolej.Spójrz tutaj, obydwie czarki zawierają bezbarwną ciecz.Obydwie wyglądają jednakowo, ale - zaufaj mi, niegodnemu - napój napojowi nierówny.Nie wierzysz? Spróbuj.Cóż miała czynić piękna Bibi-Chanym? Timur mógł powrócić z dalekiej wyprawy lada tydzień, a jej bardzo zależało na godnym powitaniu małżonka.Uległa namowom młodzieńca.Zrezygnowa­na położyła atłasową poduszeczkę na policzku i dopiero wtedy pozwoliła się pocałować.Jednakże nieszczęsna nie doceniła żaru wielkiej miłości.Pocałunek młodego budowniczego był ogniem gorejący.Przeniknął przeszkodę i pozostawił płomienny ślad na brzoskwini policzka.Machram, główny opiekun żon emirowych, który podejrzał ową scenkę tajemną, a potem i piętno, jakie zostawiła, nie wiedział, co robić? Był przecież odpowiedzialny za wszystko, co wydarzyło się w żeńskich komnatach pałacu.Robak niepokoju zaczął drążyć jego mózg rozgorączkowany.No, bo jak zapobiec nadciągającej burzy?Kilka dni później do Samarkandy na spienionym wierzchowcu przybył poseł od Timura.Wielki emir znajdował się już o dwa dni drogi od bram miasta.Około 300 mil dzieliło go od szczęścia małżeńskiego.Błyskawicznie zaprzężono konie i muły do przystrojonych odświętnie pojazdów.Tuż przed zapadnięciem kurtyny zmierzchu Bibi-Chanym wraz z dworem wyjechała naprzeciw swemu panu i.przeznaczeniu.W tym samym czasie także i główny opiekun haremu, drżąc z trwogi niczym ogon rzeźnego barana, wdrapał się na grzbiet wytrzymałego turkmeńskiego wielbłąda.- Muszę dać znać naszemu władcy, że małżonka podąża mu na spotkanie - wyjaśnił naczelnikowi straży pałacowej.A kiedy wydostał się poza mury obronne miasta, zdecydował:- Wyznam Timurowi wszystko, w przeciwnym razie głowę mi każe strącić z karku.Cenniejsza dla mnie własna łysina niż naj­piękniejszej urody oblicze zawisłe na obcej szyi.Nieco uspokojony ruszył w drogę.Kłusował na wielbłądzie nie tak szybko, jak by mógł pospieszyć na wiatronogim rumaku, mu­siał się jednak liczyć z odległościami.Nieprzypadkowy był bowiem dobór wierzchowca.Zaledwie dziesięć mil w ciągu godziny potra­fił przebiec jego wielbłąd.Ale w przeciwieństwie do rączego ba­chmata garbonośne zwierzę mogło z jednakową prędkością biec bez przerwy dobę, półtorej, a i dwie, gdy trzeba.Postanowić wiele sobie można, lecz dotrzymać trudniej.Kiedy nazajutrz opiekun haremu dotarł do orszaku zwycięskiego emira, okazało się, że zabrakło biedakowi odwagi.Zamiast słów wioną­cych grozą machram wyrzucił z głębi płuc mnóstwo wyrazów po­witania, po czym natychmiast zawrócił i w tym samym tempie pocwałował naprzeciw władczyni.- Jej powiem, aby wiedziała, że i mnie jest wszystko wiado­me.Niechaj coś uczyni, na Allacha, czym mogłaby przebłagać.emira ratując głowę własną.I moją przy okazji - szeptał do sie­bie gorączkowo.Niestety, kiedy dojechał do orszaku Bibi-Chanym, znów obleciał go strach okrutny i nie powiedział niczego poza przekazaniem dostojnych pozdrowień małżeńskich.Zawrócił czym prędzej.- Lepiej będzie, jeśli emirowi wyznam wszystko, co wiem.Tak, tak, moja głowa od niego zależna.Jemu wyjawić muszę całą tajemnicę - rozważał na głos po drodze.Na widok Timura opiekun haremu stchórzył po raz trzeci.Za­wrócił kilkadziesiąt mil, aby władczyni powiedzieć, co myśli.I znów stchórzył.I znów zawrócił.Kiedy nazajutrz, tuż przed zapadnięciem ponownego zmierzchu, obydwa orszaki zbliżyły się do siebie, opiekun żon emirowych począł kręcić się pomiędzy nimi w kółko.A gdy już zabrakło miejsca nawet na zawrócenie wielbłąda, aby jak najdalej odwlec chwilę spotkania małżonków, zaczął wykrzykiwać nie ustępując ze środka drogi:- Witaj, panie szlachetny.Witaj, pani o gołębim sercu.Wi­taj, zwycięzco potężnych Indii.Witaj, najpiękniejsza różo Samar-kandy.- Precz mi z oczu.Oszalał dureń.Upał albo szczęście odwró­ciło mu kolejność rzeczy pod sparciałą czaszką - Timur skinął gniewnie na straż przyboczną.Zbrojni jeźdźcy w okamgnieniu zepchnęli na pobrzeże traktu półprzytomnego ze strachu głównego opiekuna emirowych żon.Ceremoniał uroczystego przywitania małżonków odbył się bez dal­szych zakłóceń.Wkrótce obydwa połączone orszaki przy dźwię­kach radosnego tumultu, przeraźliwego głosu piszczałek, bucze­nia sumajów i warczenia bębnów żołnierskich wyruszyły w kie­runku Samarkandy.Nikt z odjeżdżających nie zwrócił uwagi na pozostałego w tyle łkającego mężczyznę.Tłumiony szloch podrywał nieszczęśnikowi ramiona w górę jeszcze przez długie minuty.Dopiero kiedy ostat­nie obłoki kurzu opadły i radosna wrzawa rozpłynęła się w pia­skach pustynnych, opiekun Timurowego haremu z oprzytomniałą już nieco głową dźwignął się z ziemi, dosiadł wielbłąda i pocwa­łował w przeciwną stronę.Wiedział nie od dziś, że ucieczka jest również dowodem rozwagi.Zanim chromy władca spostrzeże niespodziankę wykwitłą na obliczu ukochanej Bibi, on powinien być daleko.Usman Dżurakuł zawiesił głos na widok gospodarza kiwającego nań od drzwi i zapytał:- O co chodzi, Jusupie? Czemu nie pozwalasz mi dokończyć opowiadania o Bibi-Chanym i architekcie, który stracił spokój zy­skując w zamian tak niewiele?- Kobiety przyniosły ci nowinę.Wyjdź więc do nich na moment, bo sprawa - jak mówią - jest wielkiej wagi.- Kobietom opierać się nie należy.Nawet w moim wieku - Dżurakuł uśmiechnął się, lecąc myślami ku wspomnieniom z prze­szłości, i ruszył ku wyjściu.- Dopóki Usman-aka nie powróci, pozwólcie, że zaprzątnę wa­sze myśli opowieścią świadczącą, iż niewiasty są wszędzie jedna­kie, niezależnie od słońca, które je oświeca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl