[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie dorównały tym, które weszły tymczasem wkrew pokoleń.Nowy Fredro niewiele przydał dawnemu.Geldhab, Cześnik, Rejent, Birbancki,Aatka, Gucio, Radost, Aniela, Klara, Jowialski i jego synalek Szambelan, i tyle innych figur,oto prawdziwy świat fredrowski.Czy talent Fredry zardzewiał z wiekiem lub od długiego nieużywania? Trzy po trzy, uro-czy jego pamiętnik, pisany w póznych latach, byłby dowodem, że nie.Ale bo w Trzy po trzyFredro cofał się wzrokiem w czas, który mu był szczególnie drogi i miły, gdy w swoich no-wych komediach silił się malować świat, którego nie czuł i nie lubił.Trudno Fredrę winić o to, że mu się ta współczesność nie podobała.Nie była apetyczna.Był to ciemny okres życia Galicji, a nie dziw, że pisarz tak szlachecko nastawiony jak Fredronie dostrzegał w dość gnuśnie postępującej demokratyzacji kraju zadatków lepszej przyszło-133 ści.Wieś zszarzała; miasto było parodią stolicy.Znikli od dawna polscy ułani, skapcanielidawni birbanci, eks-bohaterowie weszli w życie powszednie, zdepoetyzowali się, czasem na-wet skompromitowali.Hasła stawały się często przedmiotem spekulacji demagogów i wy-drwigroszów.Wyrosły nowe typy: giełdziarze, karierowicze i najbardziej Fredrze obmierzli dziennikarze! Czuć, że Fredro nie ma serca do tego wszystkiego, co go otacza; że zaś tworzyłon raczej sercem niż wątrobą, przeto, pozbawiony mi ł ości , traci największą swoją siłę.Nie ma w tych jego schyłkowych sztukach ani dawnej atmosfery, ani nowych soczystych ty-pów, od których roiły się komedie z pierwszego wspaniałego okresu.Z jednym wyjątkiem.Jest w pośmiertnej puściznie Fredry jedna co najmniej postać namiarę najlepszych figur dawniejszych; przysłowiowa, nieśmiertelna.To Jenialkiewicz, ów wielki człowiek do małych interesów.I tytuł, i nazwisko stały się przysłowiowe.Ileż razy,patrząc na tego lub owego męża, mniej lub więcej publicznego, przychodzi nam pomyśleć:wykapany Jenialkiewicz! Iluż takich Jenialkiewiczów galicyjskich pamiętam jeszcze z latmłodości! Typ znakomicie uchwycony, mocno osadzony w swojej ramie społecznej.Bo Jenialkiewicz jest i wieczny, i zarazem jest to produkt ówczesnej Galicji, pierwszychupojeń jej pokracznego parlamentaryzmu.Jenialkiewicz to jowialszczyzna polityczna.W ko-medii Fredry Jenialkiewicz proteguje sąsiada Dolskiego na d y r e k t o r a , zapewne jakiegośTowarzystwa Kredytowego  ale czemu by sam Jenialkiewicz nie miał wejść  dziś lub jutro w galicyjskie życie publiczne? Już utrzymuje korespondentów, płodzi rozprawy i memo-riały na wszelkie tematy, czyż nie możemy przypuszczać, że jest lub będzie posłem na sejm, anawet do wiedeńskiego Reichsratu, filarem słynnej kawiarni Puchera? Kto wie, czy mu się niekroi w przyszłości fotel prezesa Koła Polskiego?Poseł czy nie poseł, Jenialkiewicz, taki jak go widzimy, to typ społecznie może grozniejszyod innych.Bo że pan Jowialski zabawia się przysłowiami, to mu zapewne nie przeszkadzasiać i orać w swojej Jowiałówce.Gdyby mu się strzecha zniszczyła, powiedziałby ze dwaalbo ze trzy adagia z Knapiusza, ale by strzechę naprawił; Jenialkiewicz, zamiast naprawić,pisze  rozprawę o strzechach i sporządza  wykaz stosunku produkcji słomy z jednego sążniakwadratowego ziemi do zużycia tejże w jednym sążniu strzechy.Jenialkiewicz ma wpływy,cieszy się powszechnym szacunkiem, jest generalnym opiekunem nieletnich! Jenialkiewiczujmuje swoje głupstwo w system, biurokratyzuje je.Szlachcic biurokratą  to monstrum przy-rody, pomnożenie jednych wad przez drugie.Pyszna figura Jenialkiewicza wypełnia sztukę, absorbuje niemal wszystko jej powietrze,toteż inne postacie wydają się nam  dziś zwłaszcza  nieco anemiczne.Ale tło Wielkiegoczłowieka jest szczególnie interesujące, o tyle że pozwala nam się zorientować w nastawieniusamego Fredry z owej epoki.A rzecz pisana jest w latach póznych  przypuszczalnie w roku1866 lub 1867; jest to przedostatnia komedia pisarza, który liczył sobie wówczas siedemdzie-siąt kilka lat życia.Jeszcze jeden dowód, że talent jego nie stracił wigoru, kiedy przedmiot muodpowiadał.Otóż w komedii tej mamy trzy typy młodych ludzi.Dolski, rządny gospodarz i porządnyczłowiek, który marzy o jakiejś pracy społecznej, chce  piastować urząd : z tego DolskiegoFredro robi po trosze idiotę, ośmiesza go.Rywal, który go zwycięża i który otrzymuje ówurząd, to Leon, zdolny, inteligentny, ale dla Fredry niesympatyczny karierowicz i cynik.Je-den tylko jest tu osobnik po myśli poety: lekkoduch Karol   złoto, klejnot , jak o nim mówiJenialkiewicz; Karol, który narobił  trochę długów nie splamiwszy się pracą; który jezdzikonno, strzela, wałęsa się po dworze, szukając po herbarzach jakiejś bogatej ciotuni.Ten Ka-rol to jakby mimowolna parodia Gucia ze Zlubów panieńskich; Gucia, który jest goły, którystracił swój rezon i patrzy tylko w oczy bogatej kuzynce czekając, aż ta raczy na niego skinąć.I tego właśnie Karola nagradza Fredro ręką i posagiem pięknej i rozumnej Matyldy; tego  jaksię dowiadujemy mimochodem   porucznika ułanów , który  jak się też dowiadujemy wkońcu   dobrze się bił.134 W stosunku do tych trzech figur wyraża się sam Fredro.On nie chce widzieć nowegoświata, odwraca oczy od niego z niechęcią; upiera się przy świecie dawnym, ułańskim, choć-by już trochę zdegenerowanym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl