[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Właśnie  zadecydowałam. I pan van Hobben pojedzie ze mną, by móc od razuwystąpić jako świadek.Pozostawało jeszcze naradzić się nad kwestią postawienia sprawy rzekomej bigamii.I tuprzydało się bardzo doświadczenie Freda w tych rzeczach.Był zdania, by nie wspomniećnawet o kwestii bigamii.Jego zdaniem wystarczyć powinno było w zupełności powiedzenie,że miss Normann usiłuje wyszantażować od Jacka tajne dokumenty, posługując siękorespondencją sprzed lat ośmiu, gdy łączył ich bliższy stosunek.Ja, znając pułkownika, byłam również pewna, że nie zainteresuje go bliżej ta kwestia.Wrazie zaś, jeżeli po aresztowaniu miss Normann spróbuje jednak wykonania swojej grozby,trzeba będzie kategorycznie wszystkiemu zaprzeczyć.Jeżeli nawet posiadane przez niądowody bigamii miałyby cechy autentyczności lub wręcz były autentyczne, przez samo ichzakwestionowanie rzecz nie tylko by od razu nie wyszła na wierzch, lecz prawdopodobnie nazawsze pozostałaby nietknięta, tym bardziej że  jak zaznaczył Fred  procesy szpiegówobcej narodowości odbywają się zazwyczaj przy drzwiach zamkniętych.W tych warunkach,gdyby nawet do kół znajomych przedostały się jakieś mgliste wieści o oskarżeniach tejkobiety przeciw Jackowi, można by je zupełnie bezpiecznie traktować jako zmyślone bajki.Po ustaleniu tych szczegółów zatelefonowałam do pułkownika.Zastałam go już w domu,lecz był tak uprzejmy, że zgodził się wrócić do biura i mnie przyjąć.Co prawdazakomunikowałam mu, że mam niezwykle ważne informacje o osobie wysoce podejrzanej,która lada moment może zbiec z Warszawy.Oboje z Fredem wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy.Za radą Freda zostawiłam go waucie na dole z tym, że go wezwę, w razie jeżeli pułkownik tego zażąda.W biurze już nie było prawie nikogo.Tylko w poczekalni siedział ów grubawy jegomość onieprzyjemnym wyglądzie, którego po raz pierwszy widziałam w mleczarence na %7łoliborzu.Pułkownik Korczyński wyszedł na moje spotkanie, jak zawsze szarmancko przywitał się zemną i zaprosił do swego gabinetu. Mam prawdziwe szczęście  zaczęłam  że los mi pozwolił poznać pana pułkownika,gdyż teraz nie tylko potrzebuję pańskiej pomocy, lecz mam również możność przysłużenia sięsprawom, którymi pan kieruje.Uśmiechnął się uprzejmie, mówiąc: Zawsze jestem do dyspozycji pięknych pań.O cóż chodzi tym razem? Widzi pan, mój mąż, gdy był jeszcze kawalerem, poznał za granicą pewną dziewczynę.Był jeszcze wówczas bardzo niedoświadczony i wplątał się w romans, który niekonieczniedobrze wpłynąłby na jego opinię, gdyby ta historia teraz wyszła na jaw.Pan mnie rozumie?Pułkownik skinął głową. Podobne rzeczy zdarzają się niejednemu młodzieńcowi. Właśnie.Tymczasem owa cudzoziemka musiała się skądś dowiedzieć, że Jacek, mójmąż, pracuje obecnie w służbie dyplomatycznej, że jest żonaty i że każda kompromitacjamogłaby zaszkodzić jego karierze oraz w sposób przykry zaważyć na jego pozycjitowarzyskiej.Postanowiła to wyzyskać dla swoich wstrętnych celów. A jakież są jej cele? Ta kobieta jest szpiegiem.Przyjechała do Warszawy i oświadczyła memu mężowi, żenarobi mu moc przykrości, jeżeli nie dostarczy jej do skopiowania bardzo ważnych i tajnychdokumentów państwowych.Oczywiście mój mąż kategorycznie odmówił i zapowiedział, że177 złoży na nią doniesienie.Ja uprosiłam go, by mi to powierzył, gdyż przy sposobnościpragnęłam zobaczyć pana pułkownika, a już wiedziałam z góry, że mogę liczyć na pańskądyskrecję, za którą jestem ogromnie wdzięczna.Na pytanie pułkownika wyliczyłam z notatki Freda, o jakie dokumenty chodziło, izapytałam, czy w razie aresztowania tej kobiety jej brudne oszczerstwa, rzucane na Jacka,będą brane pod uwagę.Od początku zastanowił mnie spokojny uśmiech, który nie schodził z twarzy pułkownika.Teraz sięgnął do szuflady i położył przede mną fotografię, pytając: Czy o tej kobiecie pani mówi?Szeroko otworzyłam oczy: przede mną leżała podobizna miss Elisabcth Normann. Tak  zawołałam w najwyższym zdumieniu. Mieszka w hotelu  Bristol pod nazwiskiem Elisabeth Normann.Czyż nie tak? Ależ pan pułkownik wie o niej! Nie myli się pani.Mamy ją na oku, odkąd przyjechała do Polski. Od Bożego Narodzenia?Przecząco potrząsnął głową. O, nie.Bawi już tu od jesieni.Co prawda przedtem używała innego nazwiska i innejpowierzchowności. Więc pan wiedział, że ona jest szpiegiem? Dlaczegóż pan jej nie aresztował?Spojrzał na mnie z miną zupełnie rozbawioną. Widzi pani, czasami obcy szpieg może być bardzo pożyteczny.Na przykład dzięki tejpani zdołaliśmy zlikwidować kilku wysoce niebezpiecznych jej wspólników i przeciwników.Właściwie została ona do Polski przysłana właśnie po to, by paraliżować akcję tych ostatnich. Nic nie rozumiem. To są sprawy dla fachowców dość proste.Jedne państwa wysyłają szpiegów, a drugieswoich agentów, by przez śledzenie tamtych dowiedzieć się o zamiarach przeciwnika.Niebędę pani tym nudził.Wystarczy, jeżeli powiem, że ta urocza dama, której fotografia leżyprzed panią, mimo woli naprowadziła nas na ślad bardzo niebezpiecznego ptaszka, a naszegowspólnego znajomego, pana Vallo, który grasował tu pod nazwiskiem Roberta Tonnora.Pozatym jej zawdzięczamy to, żeśmy zwrócili uwagę na kilka innych osób.Ponieważ zaś z górywiedzieliśmy o jej zamiarach i celach, w odpowiedni sposób preparowaliśmy wiadomości, októre zabiegała, i w ten sposób wprowadzaliśmy w błąd jej wywiad [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl