[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zwracając najmniejszej uwagi na rozbierających się lokatorów, po kuchni i po pokojukrzątała się córka pani Koziołkowej, prawie trzydziestoletnia, rosła i silnie zbudowana ko-bieta, z tęgimi białymi łydami i dużym, jędrnym biustem.Jej domowa letnia sukienka, sięga-jąca zaledwie do kolan, była tak obcisła i odsłaniała tyle zdrowego młodego ciała, że robiławrażenie zupełnej nagości, za którą nieznacznie wędrowały oczy wszystkich mężczyzn.Tyl-ko twarz miała wręcz obrzydliwą, drugą, zwisającą ciężko ku przodowi, z ledwie zarysowanąwypukłością nosa, jakby wciągniętego na całej swej długości między policzki.Okrągłe, za-mglone oczy i grube, wywinięte wargi przy zupełnym niemal zaniku podbródka nadawały tejtwarzy wyraz barani czy kozli. %7łebym miał taką mordę  mruknął Wacuś  to bym na niej nawet siadać nie chciał.Pomimo tej fatalnej brzydoty Idalka, czy też, jak ją na całym Powiślu nazywano, Ibalka,miała już trzech mężów.Po dwóch pierwszych owdowiała, trzeciego, konduktora z tramwa-jów, rzuciła, gdyż  jak mówiono  nastarczyć jej nie mógł, a w mieszkaniu na klucz zamy-kał.Idalka posprzątała to i owo, rozłożyła pościel na kanapie zaciągnęła kretonową zasłonę,przez co kanapa znalazła się jakby w osobnym pokoiku i wyszczerzywszy swoje długie, rzad-kie i żółte zęby, powiedziała bardzo niskim, matowym głosem: No, to i dobranoc, chłopy. Dobranoc  odpowiedział tylko Murek.Inni nie zareagowali wcale.Idalka przeszła do kuchni, cokolwiek przymknąwszy drzwi zasobą.Po chwili rozległ się stamtąd plusk wody.Majster podrapał się po plecach i oświadczyłszeptem: Myje się, ścierwo. A kto śpi tam, na kanapie?  zapytał go Murek. Tam?.Kobieta jedna. To jest dziewucha!  dorzucił Wacuś i cmoknął smakowicie.Pan Piekutowski, rozwiązując tasiemki przy długich, białych kalesonach, odezwał się ła-godnie: Lepiej nie roztkliwiaj się, Wacuś.Nie dla psa kiełbasa.Wacuś westchnął i machnął ręką: Czy ja nie wiem? No, to i nie gadaj  ostro uciął Majster. A pan, panie szanowny  zwrócił się Piekutowski do Murka  też musisz być poinfor-mowany, że owa kubita, czyli panna Arletka, to ma swojego narzeczonego, co bardzo nielubi, jak mu kto w jego sprawy nos wsadza. No, to i w porządku.146 Kiwnął głową i wyciągnął się pod kołdrą. Feluś, gasić?  zapytał Majster. Gaś!Majster wyskoczył z łóżka i poczłapał bosymi nogami do kontaktu, stąpając piętami i za-dzierając do góry palce.Wacuś, który zajęty był obliczaniem czegoś w notesie, z rezygnacjązłożył swoje papierki i wepchnął pod poduszkę.Zaległa cisza.Przez chwilę jeszcze z kuchni dolatywało stękanie starej, układającej się dosnu, pózniej i tam zgasło światło.Murek, który za przykładem współlokatorów położył się w kalesonach, teraz je ściągnąłpod kołdrą.Tak przyjemnie było czuć dotyk prześcieradła do nagiej skóry.Od tak dawna jużnie spał w łóżku.Dotyk zimnej poduszki był po prostu rozkoszny.Zasnął szybko, lecz wkrótce się obudził.W pokoju było prawie ciemno.Pomimo to odróż-nił wyraznie jakąś sylwetkę, posuwającą się przez środek pokoju.Podłoga skrzypiała.Wśródciszy rozległ się szelest przy łóżku pana Piekutowskiego i ozwał się jego zaspany szept: Poszła do cholery, ty szlajo!.Jednocześnie łóżko zaskrzypiało.Chwila szamotania się i warknięcie pana Piekutowskie-go: Nie odczepisz się?.Widocznie jednak adresatka tych wezwań nie myślała się do nich zastosować, gdyż sły-chać było tylko jej gardłowe sapanie.Wkrótce szamotanie się ustało, a raczej przeszło w ury-wany rytm.Murek odwrócił się do ściany i naciągnął kołdrę na ucho.Z początku myślał, że nie zaśnie,zmęczenie jednak silniejsze było od wyobrazni, która pod pewnymi względami niemal zanikau ludzi, co od szeregu miesięcy nie najadali się nigdy do syta.O świcie, zanim jeszcze odezwały się ranne syreny fabryczne, Murek się obudził.W po-koju było duszno.Podniósł głowę i ze zdumieniem zobaczył na sąsiednim łóżku leżącą obokWacusia Idalkę, zupełnie odsłoniętą, z jedną ręką zwisającą do podłogi i z szeroko otwartymiustami.Wzdrygnął się, naciągnął ubranie i poszedł do kuchni umyć się nad zlewem.Gdy już wychodził, zaczęli się podnosić i inni.Idalkę Wacuś nakrył kołdrą. Zmierci na nią nie ma  zajęczał żałośliwie. %7łycie z człowieka wyciśnie, szantrapa  potwierdził Majster.Przez szparę w zasłonie Murek zerknął na kanapę.Pościel nie była ruszona.Widocznieowa Arletka spędziła noc gdzie indziej.Wychodził właśnie z bramy, gdy zatrzymała się taksówka i wyskoczyła z niej ładna, śnia-da panna w długiej czarnej jedwabnej sukni.Murek przez tę chwilę, kiedy płaciła szoferowi,zdążył zauważyć, że ma bardzo umalowaną twarz i śmiałe spojrzenie.Poczekał, aż weszła do bramy i zapytał dozorczynię: Co to za panienka? Panienka to ona w łokciu  jowialnie oświadczyła kobiecina  a mieszka u tej to wróżki,co i pańska osoba.U pani Koziołek. Aha! Arletka  pomyślał Murek.Tegoż dnia miał sposobność poznać Arletkę osobiście.Gdy wrócił do domu, nie było wpokoju, nikogo poza nią.W kuchni coś pitrasiła stara Koziołkowa.Arletka w długim różowym szlafroku siedziała przy oknie i lakierowała paznokcie.Teraznie była wcale umalowana i przez to wydała się znacznie młodsza.Na pewno nie miała wię-cej jak dwadzieścia lat. Dobry wieczór  skłonił się Murek. Dobry wieczór  skinęła głową i przyjrzała się mu z zaciekawieniem. Jestem tu nowym sąsiadem pani  objaśnił, ponieważ nie spuszczała zeń wzroku.147 Była bardzo ładna i gdyby nie wyskubane do cieniutkiej kreski brwi, jej urodzie nie miałbynic do zarzucenia.Przy tym wywierała wrażenie dumne, co Murkowi zawsze się podobało. A może przeszkadzam pani w ubieraniu?  zapytał. Nie  uśmiechnęła się. Bo ja mogę wyjść [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl