[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypomniało mu się zdanie wypowiedziane przez kogoś w czasach, kiedy uczęszczał do szkółki niedzielnej: „Nawet gdyby ktoś powrócił z krainy śmierci, nikt by mu nie uwierzył." Ogólnie rzecz biorąc, Fenton był w wystarczającym stopniu psycholo­giem, by zdawać sobie sprawę z tego, że ludzie wierzą jedynie w to, w co sami chcą wierzyć i porządkują fakty w sposób dogodny dla siebie.Czy resztę swego życia miał spędzić na rozstrzyganiu niekończącego się sporu z wyznawcami poglądu o „płaskiej ziemi" umy­słu ludzkiego? Czy propagatorzy programu kosmicz­nego nie tracili bezsensownie czasu i energii na bezo­wocnych próbach przekonania owych Wyznawców Prawdy Objawionej, którzy lepiej wiedzieli, że nikt nigdy nie był na Księżycu? Co więcej, byli również przeświadczeni, że rządy i społeczności naukowe czte­rech państw uknuły spisek, którego celem była gigan­tyczna mistyfikacja.Jakie znaczenie miałoby więc definitywne udowod­nienie istnienia u wybranych ludzi zdolności do postrzegania i słyszenia zjawisk pozornie znajdujących się poza zasięgiem ich zmysłów? zastanawiał się Fen­ton.Większość z nas i tak od dawna uznaje realność zjawisk związanych z działalnością jasnowidzów i me­diów.Czemu więc mielibyśmy wkładać tyle wysiłku w przekonanie niedowiarków, którzy sami twierdzą, że nawet przy dziesięć razy bardziej przekonujących dowodach ich stanowisko nie zmieniłoby się ani o jotę?W tym punkcie Fenton przerwał bieg myśli jednym trzeźwym pytaniem: co w ogóle możemy uznać za fakt rzeczywiście zaistniały?Jeśli Irielle naprawdę zdołała w gaju eukaliptusowym wypisać mieczem na ziemi swe imię i nazwisko, EMMA CAMRON, to w realność tego faktu musiałby uwierzyć nawet najbardziej sceptyczny z umysłów.Czemu więc nie nalegałem, by pójść tam zaraz po przebudzeniu się, zastanawiał się Fenton, razem z Garnockiem i paru innymi bezstronnymi świadkami z Instytutu Parapsy­chologii? Czy rzeczywiście chciałem to udowodnić, czy tak naprawdę - bałem się tego?Jeżeli rzeczywiście Irielle, czy Emma Cameron, zo­stawiła po sobie ślad, wówczas natura ostatecznej rze­czywistości byłaby tak dalece różna od dotychczaso­wych wyobrażeń Fentona na jej temat, że podważałoby to wiarę w realność najbardziej nawet oczywistych fak­tów.Jasnowidzenie i zdolności mediumiczne były bez znaczenia, gdy stawką stawała się cała rzeczywistość.Czy to właśnie jest przyczyną, dla której ludzie śmier­telnie boją się percepcji pozazmysłowej i nie dają wiary podstawowym faktom? zastanawiał się Fenton.Z na­ukowego zaś punktu widzenia sam Fenton był winien przestępstwa, jakim okazało się zignorowanie lub nie­przebadanie przypuszczalnie zaistniałego faktu.Nie do wybaczenia było pozostawienie sprawdzenia zjawiska aż do następnego dnia, po czym zlekceważenie zamaza­nych śladów.Tak czy inaczej było już za późno.Deszcz dawno rozmył resztki śladów.Teraz gdy nie miało to już naj­mniejszego znaczenia, Fenton powrócił do gaju eukalip­tusowego i przyglądał się błotu między drzewami w miejscu, w którym Irielle, jeśli takowa kiedykolwiek istniała, napisała: EMMA CAMRON.Niewybaczalnym błędem było zignorowanie tego śladu; należało zaciąg­ nąć tu Garnocka siłą dla uzyskania dowodu.Czemu Fenton tego nie zrobił?Sally.Sally była realna.Obawiał się, że mu nie uwie­rzy, obawiał się jej oskarżenia o tworzenie na swe po­trzeby wyimaginowanych kobiecych postaci.Sally była rzeczywista, a on nie chciał wierzyć, że mógłby odepch­nąć od siebie bezsprzecznie istniejącą kobietę w pogoni za bytem z narkotycznego snu.Podtrzymując uparcie wobec Sally swe przeświadczenie o realności Irielle, nie mógłby w żaden sposób zapobiec jej niewypowiedzianej pogardzie dla mężczyzny, który odrzuca zaangażowanie uczuciowe w związku z żywą kobietą po to, by marzyć o istotach będących wytworem fantazji.Królowe Wró­żek, podrzutki! Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak mrzonka wariata.Dobra, niech więc będzie tak, jak chce Sally; ona analizuje symbolikę senną w halucyna­cjach wywołanych antarilem, on będzie grał według ustalonych przez nią zasad.Sally.Fenton czuł, jak powoli, dzień po dniu coraz bardziej poddaje się wpływowi tej kobiety.Coraz rza­dziej chowała się w jego obecności za zimną, oschłą fa­sadą.Stało się zwyczajem, że jadali razem kolację, parę razy został potem na noc, raz zdołał ją nawet namówić, żeby poszła na noc do niego.Jakkolwiek by nazwać ich relację, nie wyglądała na przypadkową.Sally nie była kobietą stworzoną do przypadkowych romansów i wy­dawało się, że nie chciałaby, aby Fenton próbował po­szerzyć formułę ich związku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl