Pokrewne
- Strona Główna
- Higgins Clark Mary Carol Przybierz swoj dom ostrokrzewem
- Chmielewska Joanna Nawiedzony Dom (www.ksiazki4u.p
- Grisham John Malowany Dom (SCAN dal 1066)
- May Peter Wyspa Lewis 1 Czarny Dom
- [4 1]Erikson Steven Dom Lancu Dawne Dni
- Guy de Maupassant Dom Pani Tellier
- Kronika Krola Pana Dom Pedra
- [4 2]Erikson Steven Dom Lancu Konwergencja
- Fagyas Maria Porucznik diabla (2)
- Higgins Clark Mary Coreczka tatusia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wrobelek.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypomniało mu się zdanie wypowiedziane przez kogoś w czasach, kiedy uczęszczał do szkółki niedzielnej: „Nawet gdyby ktoś powrócił z krainy śmierci, nikt by mu nie uwierzył." Ogólnie rzecz biorąc, Fenton był w wystarczającym stopniu psychologiem, by zdawać sobie sprawę z tego, że ludzie wierzą jedynie w to, w co sami chcą wierzyć i porządkują fakty w sposób dogodny dla siebie.Czy resztę swego życia miał spędzić na rozstrzyganiu niekończącego się sporu z wyznawcami poglądu o „płaskiej ziemi" umysłu ludzkiego? Czy propagatorzy programu kosmicznego nie tracili bezsensownie czasu i energii na bezowocnych próbach przekonania owych Wyznawców Prawdy Objawionej, którzy lepiej wiedzieli, że nikt nigdy nie był na Księżycu? Co więcej, byli również przeświadczeni, że rządy i społeczności naukowe czterech państw uknuły spisek, którego celem była gigantyczna mistyfikacja.Jakie znaczenie miałoby więc definitywne udowodnienie istnienia u wybranych ludzi zdolności do postrzegania i słyszenia zjawisk pozornie znajdujących się poza zasięgiem ich zmysłów? zastanawiał się Fenton.Większość z nas i tak od dawna uznaje realność zjawisk związanych z działalnością jasnowidzów i mediów.Czemu więc mielibyśmy wkładać tyle wysiłku w przekonanie niedowiarków, którzy sami twierdzą, że nawet przy dziesięć razy bardziej przekonujących dowodach ich stanowisko nie zmieniłoby się ani o jotę?W tym punkcie Fenton przerwał bieg myśli jednym trzeźwym pytaniem: co w ogóle możemy uznać za fakt rzeczywiście zaistniały?Jeśli Irielle naprawdę zdołała w gaju eukaliptusowym wypisać mieczem na ziemi swe imię i nazwisko, EMMA CAMRON, to w realność tego faktu musiałby uwierzyć nawet najbardziej sceptyczny z umysłów.Czemu więc nie nalegałem, by pójść tam zaraz po przebudzeniu się, zastanawiał się Fenton, razem z Garnockiem i paru innymi bezstronnymi świadkami z Instytutu Parapsychologii? Czy rzeczywiście chciałem to udowodnić, czy tak naprawdę - bałem się tego?Jeżeli rzeczywiście Irielle, czy Emma Cameron, zostawiła po sobie ślad, wówczas natura ostatecznej rzeczywistości byłaby tak dalece różna od dotychczasowych wyobrażeń Fentona na jej temat, że podważałoby to wiarę w realność najbardziej nawet oczywistych faktów.Jasnowidzenie i zdolności mediumiczne były bez znaczenia, gdy stawką stawała się cała rzeczywistość.Czy to właśnie jest przyczyną, dla której ludzie śmiertelnie boją się percepcji pozazmysłowej i nie dają wiary podstawowym faktom? zastanawiał się Fenton.Z naukowego zaś punktu widzenia sam Fenton był winien przestępstwa, jakim okazało się zignorowanie lub nieprzebadanie przypuszczalnie zaistniałego faktu.Nie do wybaczenia było pozostawienie sprawdzenia zjawiska aż do następnego dnia, po czym zlekceważenie zamazanych śladów.Tak czy inaczej było już za późno.Deszcz dawno rozmył resztki śladów.Teraz gdy nie miało to już najmniejszego znaczenia, Fenton powrócił do gaju eukaliptusowego i przyglądał się błotu między drzewami w miejscu, w którym Irielle, jeśli takowa kiedykolwiek istniała, napisała: EMMA CAMRON.Niewybaczalnym błędem było zignorowanie tego śladu; należało zaciąg nąć tu Garnocka siłą dla uzyskania dowodu.Czemu Fenton tego nie zrobił?Sally.Sally była realna.Obawiał się, że mu nie uwierzy, obawiał się jej oskarżenia o tworzenie na swe potrzeby wyimaginowanych kobiecych postaci.Sally była rzeczywista, a on nie chciał wierzyć, że mógłby odepchnąć od siebie bezsprzecznie istniejącą kobietę w pogoni za bytem z narkotycznego snu.Podtrzymując uparcie wobec Sally swe przeświadczenie o realności Irielle, nie mógłby w żaden sposób zapobiec jej niewypowiedzianej pogardzie dla mężczyzny, który odrzuca zaangażowanie uczuciowe w związku z żywą kobietą po to, by marzyć o istotach będących wytworem fantazji.Królowe Wróżek, podrzutki! Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak mrzonka wariata.Dobra, niech więc będzie tak, jak chce Sally; ona analizuje symbolikę senną w halucynacjach wywołanych antarilem, on będzie grał według ustalonych przez nią zasad.Sally.Fenton czuł, jak powoli, dzień po dniu coraz bardziej poddaje się wpływowi tej kobiety.Coraz rzadziej chowała się w jego obecności za zimną, oschłą fasadą.Stało się zwyczajem, że jadali razem kolację, parę razy został potem na noc, raz zdołał ją nawet namówić, żeby poszła na noc do niego.Jakkolwiek by nazwać ich relację, nie wyglądała na przypadkową.Sally nie była kobietą stworzoną do przypadkowych romansów i wydawało się, że nie chciałaby, aby Fenton próbował poszerzyć formułę ich związku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Przypomniało mu się zdanie wypowiedziane przez kogoś w czasach, kiedy uczęszczał do szkółki niedzielnej: „Nawet gdyby ktoś powrócił z krainy śmierci, nikt by mu nie uwierzył." Ogólnie rzecz biorąc, Fenton był w wystarczającym stopniu psychologiem, by zdawać sobie sprawę z tego, że ludzie wierzą jedynie w to, w co sami chcą wierzyć i porządkują fakty w sposób dogodny dla siebie.Czy resztę swego życia miał spędzić na rozstrzyganiu niekończącego się sporu z wyznawcami poglądu o „płaskiej ziemi" umysłu ludzkiego? Czy propagatorzy programu kosmicznego nie tracili bezsensownie czasu i energii na bezowocnych próbach przekonania owych Wyznawców Prawdy Objawionej, którzy lepiej wiedzieli, że nikt nigdy nie był na Księżycu? Co więcej, byli również przeświadczeni, że rządy i społeczności naukowe czterech państw uknuły spisek, którego celem była gigantyczna mistyfikacja.Jakie znaczenie miałoby więc definitywne udowodnienie istnienia u wybranych ludzi zdolności do postrzegania i słyszenia zjawisk pozornie znajdujących się poza zasięgiem ich zmysłów? zastanawiał się Fenton.Większość z nas i tak od dawna uznaje realność zjawisk związanych z działalnością jasnowidzów i mediów.Czemu więc mielibyśmy wkładać tyle wysiłku w przekonanie niedowiarków, którzy sami twierdzą, że nawet przy dziesięć razy bardziej przekonujących dowodach ich stanowisko nie zmieniłoby się ani o jotę?W tym punkcie Fenton przerwał bieg myśli jednym trzeźwym pytaniem: co w ogóle możemy uznać za fakt rzeczywiście zaistniały?Jeśli Irielle naprawdę zdołała w gaju eukaliptusowym wypisać mieczem na ziemi swe imię i nazwisko, EMMA CAMRON, to w realność tego faktu musiałby uwierzyć nawet najbardziej sceptyczny z umysłów.Czemu więc nie nalegałem, by pójść tam zaraz po przebudzeniu się, zastanawiał się Fenton, razem z Garnockiem i paru innymi bezstronnymi świadkami z Instytutu Parapsychologii? Czy rzeczywiście chciałem to udowodnić, czy tak naprawdę - bałem się tego?Jeżeli rzeczywiście Irielle, czy Emma Cameron, zostawiła po sobie ślad, wówczas natura ostatecznej rzeczywistości byłaby tak dalece różna od dotychczasowych wyobrażeń Fentona na jej temat, że podważałoby to wiarę w realność najbardziej nawet oczywistych faktów.Jasnowidzenie i zdolności mediumiczne były bez znaczenia, gdy stawką stawała się cała rzeczywistość.Czy to właśnie jest przyczyną, dla której ludzie śmiertelnie boją się percepcji pozazmysłowej i nie dają wiary podstawowym faktom? zastanawiał się Fenton.Z naukowego zaś punktu widzenia sam Fenton był winien przestępstwa, jakim okazało się zignorowanie lub nieprzebadanie przypuszczalnie zaistniałego faktu.Nie do wybaczenia było pozostawienie sprawdzenia zjawiska aż do następnego dnia, po czym zlekceważenie zamazanych śladów.Tak czy inaczej było już za późno.Deszcz dawno rozmył resztki śladów.Teraz gdy nie miało to już najmniejszego znaczenia, Fenton powrócił do gaju eukaliptusowego i przyglądał się błotu między drzewami w miejscu, w którym Irielle, jeśli takowa kiedykolwiek istniała, napisała: EMMA CAMRON.Niewybaczalnym błędem było zignorowanie tego śladu; należało zaciąg nąć tu Garnocka siłą dla uzyskania dowodu.Czemu Fenton tego nie zrobił?Sally.Sally była realna.Obawiał się, że mu nie uwierzy, obawiał się jej oskarżenia o tworzenie na swe potrzeby wyimaginowanych kobiecych postaci.Sally była rzeczywista, a on nie chciał wierzyć, że mógłby odepchnąć od siebie bezsprzecznie istniejącą kobietę w pogoni za bytem z narkotycznego snu.Podtrzymując uparcie wobec Sally swe przeświadczenie o realności Irielle, nie mógłby w żaden sposób zapobiec jej niewypowiedzianej pogardzie dla mężczyzny, który odrzuca zaangażowanie uczuciowe w związku z żywą kobietą po to, by marzyć o istotach będących wytworem fantazji.Królowe Wróżek, podrzutki! Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak mrzonka wariata.Dobra, niech więc będzie tak, jak chce Sally; ona analizuje symbolikę senną w halucynacjach wywołanych antarilem, on będzie grał według ustalonych przez nią zasad.Sally.Fenton czuł, jak powoli, dzień po dniu coraz bardziej poddaje się wpływowi tej kobiety.Coraz rzadziej chowała się w jego obecności za zimną, oschłą fasadą.Stało się zwyczajem, że jadali razem kolację, parę razy został potem na noc, raz zdołał ją nawet namówić, żeby poszła na noc do niego.Jakkolwiek by nazwać ich relację, nie wyglądała na przypadkową.Sally nie była kobietą stworzoną do przypadkowych romansów i wydawało się, że nie chciałaby, aby Fenton próbował poszerzyć formułę ich związku [ Pobierz całość w formacie PDF ]