Pokrewne
- Strona Główna
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- Saylor Steven Roma sub rosa t Morderstwo na Via Appia
- Saylor Steven Roma sub rosa t Ostatnio widziany w Massilii
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Platon Dialogi (2)
- Dav
- Morderstwo w Mezopotamii v10
- Stanislaw Pagaczewski Misja profesora Gabki
- Na Margem do Rio Piedra
- Żenia i Anfisa 03 Niezidentyfikowany obiekt chodzący Tatiana Polakowa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniadka.keep
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Został sam pośród zimnej nocy.Nad wschodnim horyzontem wzeszedł księżyc w pełni.Jego promienie zalały ziemię srebrzystym blaskiem.Tundra ciągnęła się jak okiem sięgnąć, płaska i monotonna.Nagle przymrużył oczy.W oddali coś się pojawiło.Było jeszcze daleko i posuwało się naprzód z ogromną trudnością.Przewróciło się, a potem podźwignęło.Mimo księżycowej poświaty postać wydawała się całkiem czarna.Kruppe ruszył w jej stronę.Istota nadal go nie widziała.Zatrzymał się w odległości trzydziestu stóp od niej.Rhivijka miała rację.Wydobył jedwabną chusteczkę i otarł pot, który nagle wystąpił mu na czoło.Postać była kiedyś wysoką kobietą o długich, czarnych włosach.Owa kobieta nie żyła już jednak od dawna.Jej ciało uległo mumifikacji, przybierając barwę ciemnego drewna.Najokropniejsze były chyba kończyny, które przyszyto niedbale do tułowia.– Tak jest – wyszeptał grubasek.Coś ją rozszarpało na strzępy.Stwór uniósł głowę, kierując na Kruppego nie widzące oczy.Zatrzymał się.Rozchylił usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk.Grubasek ukradkiem rzucił na siebie czar, po czym raz jeszcze spojrzał na kobietę.Zmarszczył brwi.Na jej ciało nałożono zaklęcie zachowujące, któremu jednak coś nadało zmienioną postać.– Dziewczyno! – warknął Kruppe.– Wiem, że mnie słyszysz.– Wcale nie był tego pewien, postanowił jednak nalegać.– Twa dusza jest uwięziona w ciele, które nie należy do ciebie.Nie jest ci w nim do twarzy.Nazywam się Kruppe i zaprowadzę cię do tych, którzy ci pomogą.Chodź! – Odwrócił się i ruszył naprzód.Po chwili usłyszał za sobą szuranie nogami.Uśmiechnął się.– Ach – wyszeptał.– Kruppe zaiste jest czarujący.Ale, co ważniejsze, potrafi też w razie potrzeby być twardy.Znowu ujrzał ogień, który wskazywał mu drogę.Czekały przy nim dwie postacie.Pozostałości czaru, który na siebie rzucił, sprawiały, że moc T’lana i Rhivijki oślepiała go swym blaskiem.Wreszcie dotarli do ogniska.Podszedł do nich Pran Chole.– Dziękuję, Kruppe.– Przyjrzał się kobiecie i skinął powoli głową.– To fakt, widzę w niej skutki mocy Imassów.Ale jest tam też coś więcej.– Spojrzał na swą towarzyszkę.– Czy była magiem?Rhivijka podeszła do kobiety.– Wysłuchaj mnie, zbłąkana.Nazywasz się Tattersail, a twe czary to grota Thyr.To ona płynie teraz w tobie, ożywia cię i osłania.– Raz jeszcze rozchyliła szatę.– Pora, byś wróciła do świata.Tattersail cofnęła się przerażona.– Żyje w tobie przeszłość – wtrącił T’lan.– Mój świat.Znasz teraźniejszość, a Rhivijka oferuje ci przyszłość.W tym miejscu wszystko się ze sobą łączy.Na ciało, które teraz zajmujesz, nałożono zaklęcie zachowujące, a ginąc, otworzyłaś swą grotę w zasięgu wpływów Tellann.Dlatego wędrujesz teraz we śnie śmiertelnika.Kruppe jest naczyniem zmiany.Pozwól, byśmy ci pomogli.Tattersail krzyknęła bez słów, osuwając się w ramiona Prana.Szybko dołączyła do nich Rhivijka.– Ojej – wydyszał grubasek.– W snach Kruppego dzieją się dziwne rzeczy.Choć jego troski nie przestają go prześladować, po raz kolejny musi o nich na jakiś czas zapomnieć.Nagle obok niego pojawił się K’rul.– To nieprawda.Nigdy bym cię nie wykorzystał bez należytej rekompensaty.Grubasek spojrzał na pradawnego boga.– Kruppe o nic nie prosi.To dar i cieszę się, że przyłożyłem rękę do jego udzielenia.K’rul skinął głową.– Niemniej jednak opowiedz mi o swych wysiłkach.– Rallick i Murillio chcą naprawić dawną krzywdę – odparł z westchnieniem mag.– Sądzą, że nic nie wiem o ich planach, potrafię jednak wykorzystać je do własnych celów.Ta decyzja obciąża me sumienie, ale ich potrzebuję.– Rozumiem.A powiernik monety?– Staram się zapewnić mu ochronę, choć me zabiegi nie przybrały jeszcze ostatecznego kształtu.Wiem też o malazańskiej obecności w Darudżystanie.Na razie okrywa ją tajemnica.Czego chcą Malazańczycy.– Nikt na razie nie wie, Kruppe.Nawet oni sami.Wykorzystaj ten fakt, kiedy na nich trafisz.Sojuszników można niekiedy znaleźć w najmniej oczekiwanych miejscach.Powiem ci jedno.Do miasta zbliża się dwoje wędrowców.Jedno z nich jest T’lan Imassem, a drugie zgubą magii.Ich celem jest zniszczenie, lecz przywołano już siły, które się im przeciwstawią.Dowiedz się o nich, ile tylko zdołasz, lecz nie stawiaj im czoła otwarcie.Są niebezpieczni.Moc przyciąga moc, Kruppe.Niech sami odczują konsekwencje swych poczynań.Grubasek skinął głową.– Kruppe nie jest głupi, K’rulu.Nikomu nie stawia czoła otwarcie, a mocy stara się za wszelką cenę unikać.Rhivijka wzięła Tattersail w ramiona.Pran Chole przykucnął obok.Zamknął oczy, a jego usta kształtowały bezgłośne słowa.Kobieta rytmicznie kołysała w ramionach zmumifikowane ciało, śpiewając cicho.Na jej udach pojawiły się mokre plamy.– Tak jest – wyszeptał Kruppe.– Rzeczywiście przygotowuje się do wydania na świat dziecka.Rhivijka odrzuciła nagle ciało, które padło bez życia na ziemię.Księżyc wisiał teraz pionowo nad ich głowami.Lśnił tak jasno, że Kruppe nie mógł patrzeć na niego wprost.Rhivijka przykucnęła, kołysząc się miarowo.Jej twarz zlały strugi potu.Pran Chole nie ruszał się, choć jego ciałem wstrząsały dreszcze, a twarzą targały skurcze bólu.Otworzył szeroko oczy, które jarzyły się bursztynowym blaskiem, wpatrzone w księżyc.– Pradawny bogu – odezwał się Kruppe.– Jak wiele ze swego życia będzie pamiętała ta Tattersail?– Nie wiadomo – odparł K’rul.– Przeniesienie duszy to trudny proces.Tę kobietę strawił ogień, a jej dusza umknęła na skrzydłach bólu i przemocy.Do tego przeniosła się do zniszczonego ciała, noszącego ślady przebytych urazów.Dziecko, które się narodzi, nie będzie przypominało żadnego, jakie dotąd widziano.Jego los jest tajemnicą, Kruppe.Grubasek chrząknął.– Na pewno będzie nadzwyczajne, biorąc pod uwagę, jakich miało rodziców.– Wtem przyszła mu do głowy pewna myśl.Zmarszczył brwi.– K’rulu, a co stanie się z dzieckiem, które nosiła w sobie Rhivijka?– Nie było dziecka, Kruppe.Przygotowano ją w sposób, którego nie zna żaden mężczyzna.– Zachichotał.– Ja również nie.– Uniósł głowę.– To księżycowe czary, Kruppe.Poród ciągnął się i ciągnął.Kruppe miał wrażenie, że ciemności utrzymują się dłużej, niż normalnie mogłaby trwać noc.Księżyc wciąż wisiał nad ich głowami, jakby spodobała mu się ta pozycja.Albo jakby pełnił nad nimi straż, pomyślał grubasek po chwili zastanowienia.Wtem rozległ się cichy krzyk i Rhivijka uniosła w górę dziecko porośnięte srebrzystym futrem, które opadło z niego na oczach Kruppego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Został sam pośród zimnej nocy.Nad wschodnim horyzontem wzeszedł księżyc w pełni.Jego promienie zalały ziemię srebrzystym blaskiem.Tundra ciągnęła się jak okiem sięgnąć, płaska i monotonna.Nagle przymrużył oczy.W oddali coś się pojawiło.Było jeszcze daleko i posuwało się naprzód z ogromną trudnością.Przewróciło się, a potem podźwignęło.Mimo księżycowej poświaty postać wydawała się całkiem czarna.Kruppe ruszył w jej stronę.Istota nadal go nie widziała.Zatrzymał się w odległości trzydziestu stóp od niej.Rhivijka miała rację.Wydobył jedwabną chusteczkę i otarł pot, który nagle wystąpił mu na czoło.Postać była kiedyś wysoką kobietą o długich, czarnych włosach.Owa kobieta nie żyła już jednak od dawna.Jej ciało uległo mumifikacji, przybierając barwę ciemnego drewna.Najokropniejsze były chyba kończyny, które przyszyto niedbale do tułowia.– Tak jest – wyszeptał grubasek.Coś ją rozszarpało na strzępy.Stwór uniósł głowę, kierując na Kruppego nie widzące oczy.Zatrzymał się.Rozchylił usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk.Grubasek ukradkiem rzucił na siebie czar, po czym raz jeszcze spojrzał na kobietę.Zmarszczył brwi.Na jej ciało nałożono zaklęcie zachowujące, któremu jednak coś nadało zmienioną postać.– Dziewczyno! – warknął Kruppe.– Wiem, że mnie słyszysz.– Wcale nie był tego pewien, postanowił jednak nalegać.– Twa dusza jest uwięziona w ciele, które nie należy do ciebie.Nie jest ci w nim do twarzy.Nazywam się Kruppe i zaprowadzę cię do tych, którzy ci pomogą.Chodź! – Odwrócił się i ruszył naprzód.Po chwili usłyszał za sobą szuranie nogami.Uśmiechnął się.– Ach – wyszeptał.– Kruppe zaiste jest czarujący.Ale, co ważniejsze, potrafi też w razie potrzeby być twardy.Znowu ujrzał ogień, który wskazywał mu drogę.Czekały przy nim dwie postacie.Pozostałości czaru, który na siebie rzucił, sprawiały, że moc T’lana i Rhivijki oślepiała go swym blaskiem.Wreszcie dotarli do ogniska.Podszedł do nich Pran Chole.– Dziękuję, Kruppe.– Przyjrzał się kobiecie i skinął powoli głową.– To fakt, widzę w niej skutki mocy Imassów.Ale jest tam też coś więcej.– Spojrzał na swą towarzyszkę.– Czy była magiem?Rhivijka podeszła do kobiety.– Wysłuchaj mnie, zbłąkana.Nazywasz się Tattersail, a twe czary to grota Thyr.To ona płynie teraz w tobie, ożywia cię i osłania.– Raz jeszcze rozchyliła szatę.– Pora, byś wróciła do świata.Tattersail cofnęła się przerażona.– Żyje w tobie przeszłość – wtrącił T’lan.– Mój świat.Znasz teraźniejszość, a Rhivijka oferuje ci przyszłość.W tym miejscu wszystko się ze sobą łączy.Na ciało, które teraz zajmujesz, nałożono zaklęcie zachowujące, a ginąc, otworzyłaś swą grotę w zasięgu wpływów Tellann.Dlatego wędrujesz teraz we śnie śmiertelnika.Kruppe jest naczyniem zmiany.Pozwól, byśmy ci pomogli.Tattersail krzyknęła bez słów, osuwając się w ramiona Prana.Szybko dołączyła do nich Rhivijka.– Ojej – wydyszał grubasek.– W snach Kruppego dzieją się dziwne rzeczy.Choć jego troski nie przestają go prześladować, po raz kolejny musi o nich na jakiś czas zapomnieć.Nagle obok niego pojawił się K’rul.– To nieprawda.Nigdy bym cię nie wykorzystał bez należytej rekompensaty.Grubasek spojrzał na pradawnego boga.– Kruppe o nic nie prosi.To dar i cieszę się, że przyłożyłem rękę do jego udzielenia.K’rul skinął głową.– Niemniej jednak opowiedz mi o swych wysiłkach.– Rallick i Murillio chcą naprawić dawną krzywdę – odparł z westchnieniem mag.– Sądzą, że nic nie wiem o ich planach, potrafię jednak wykorzystać je do własnych celów.Ta decyzja obciąża me sumienie, ale ich potrzebuję.– Rozumiem.A powiernik monety?– Staram się zapewnić mu ochronę, choć me zabiegi nie przybrały jeszcze ostatecznego kształtu.Wiem też o malazańskiej obecności w Darudżystanie.Na razie okrywa ją tajemnica.Czego chcą Malazańczycy.– Nikt na razie nie wie, Kruppe.Nawet oni sami.Wykorzystaj ten fakt, kiedy na nich trafisz.Sojuszników można niekiedy znaleźć w najmniej oczekiwanych miejscach.Powiem ci jedno.Do miasta zbliża się dwoje wędrowców.Jedno z nich jest T’lan Imassem, a drugie zgubą magii.Ich celem jest zniszczenie, lecz przywołano już siły, które się im przeciwstawią.Dowiedz się o nich, ile tylko zdołasz, lecz nie stawiaj im czoła otwarcie.Są niebezpieczni.Moc przyciąga moc, Kruppe.Niech sami odczują konsekwencje swych poczynań.Grubasek skinął głową.– Kruppe nie jest głupi, K’rulu.Nikomu nie stawia czoła otwarcie, a mocy stara się za wszelką cenę unikać.Rhivijka wzięła Tattersail w ramiona.Pran Chole przykucnął obok.Zamknął oczy, a jego usta kształtowały bezgłośne słowa.Kobieta rytmicznie kołysała w ramionach zmumifikowane ciało, śpiewając cicho.Na jej udach pojawiły się mokre plamy.– Tak jest – wyszeptał Kruppe.– Rzeczywiście przygotowuje się do wydania na świat dziecka.Rhivijka odrzuciła nagle ciało, które padło bez życia na ziemię.Księżyc wisiał teraz pionowo nad ich głowami.Lśnił tak jasno, że Kruppe nie mógł patrzeć na niego wprost.Rhivijka przykucnęła, kołysząc się miarowo.Jej twarz zlały strugi potu.Pran Chole nie ruszał się, choć jego ciałem wstrząsały dreszcze, a twarzą targały skurcze bólu.Otworzył szeroko oczy, które jarzyły się bursztynowym blaskiem, wpatrzone w księżyc.– Pradawny bogu – odezwał się Kruppe.– Jak wiele ze swego życia będzie pamiętała ta Tattersail?– Nie wiadomo – odparł K’rul.– Przeniesienie duszy to trudny proces.Tę kobietę strawił ogień, a jej dusza umknęła na skrzydłach bólu i przemocy.Do tego przeniosła się do zniszczonego ciała, noszącego ślady przebytych urazów.Dziecko, które się narodzi, nie będzie przypominało żadnego, jakie dotąd widziano.Jego los jest tajemnicą, Kruppe.Grubasek chrząknął.– Na pewno będzie nadzwyczajne, biorąc pod uwagę, jakich miało rodziców.– Wtem przyszła mu do głowy pewna myśl.Zmarszczył brwi.– K’rulu, a co stanie się z dzieckiem, które nosiła w sobie Rhivijka?– Nie było dziecka, Kruppe.Przygotowano ją w sposób, którego nie zna żaden mężczyzna.– Zachichotał.– Ja również nie.– Uniósł głowę.– To księżycowe czary, Kruppe.Poród ciągnął się i ciągnął.Kruppe miał wrażenie, że ciemności utrzymują się dłużej, niż normalnie mogłaby trwać noc.Księżyc wciąż wisiał nad ich głowami, jakby spodobała mu się ta pozycja.Albo jakby pełnił nad nimi straż, pomyślał grubasek po chwili zastanowienia.Wtem rozległ się cichy krzyk i Rhivijka uniosła w górę dziecko porośnięte srebrzystym futrem, które opadło z niego na oczach Kruppego [ Pobierz całość w formacie PDF ]