[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy przechodzili obok kowala, stojącego w kuzni nad kowadłem, wróżkaszepnęła: Pssst! Spójrz, Piotrusiu!Piotr przystanął.Kowal trzymał metalowy hak, którego rozpalony koniec jarzył się na czerwo-no.Kiedy obracał go na wszystkie strony przyglądając się swojej robocie, czubekhaka połyskiwał w słońcu.Obok kowala stał przysadzisty pirat w okularach, w wielkich marynarskichportkach, poplamionej bluzie i pasiastym podkoszulku rodem chyba prosto z ulicTijuany.Nos miał jak harpun, a brwi włochate jak gąsienice.Ogorzałą twarz pi-rata zdobił szeroki, wesoły uśmiech, a na głowie tkwił nasadzony zawadiackobosmański kapelusz z piórami.Ostrożnie dotknął czubka haka i aż się wzdrygnął. Och, ostry jak ząb rekina!  powiedział, przykładając palec do ust.Myślę, że kapitan będzie zadowolony. To Zmierdziuch  szepnęła wróżka Piotrowi do ucha.61 Kowal zanurzył rozpalony hak w wodzie, potrzymał chwilę i wyjął z powro-tem.Wytarł go ostrożnie i podał Zmierdziuchowi, który położył hak na atłasowejpoduszce. Dobra robota, Blackie!  powiedział Zmierdziuch, prztykając w kapeluszi oddalił się. Za nim, Piotrusiu!  poganiała wróżka.Piotr pokuśtykał wzdłuż nabrzeża.Wlókł za sobą swoją drewnianą nogę i po-tykał się co chwila, starając się nadążyć za pierzastym kapeluszem Zmierdziuchaznikającym w tłumie.Od czasu do czasu widział, jak Zmierdziuch podnosi hakwysoko ponad głowę balansując nim niepewnie na atłasowej poduszce.Bosmanszedł pogwizdując sobie, a zewsząd pokrzykiwali do niego piraci. Z pirackim pozdrowieniem, kapitanie!  zawołał cieśla, zajęty budowączegoś, co przypominało Piotrowi szubienicę. Czy szykuje się jakaś bitwa, kapitanie?  zapytał go inny pirat.Zmierdziuch uśmiechnął się szeroko, najwyrazniej nie dostrzegając ironiiw ich tonie i zachowując się tak, jakby powitania te były nie tylko szczere, alei należały mu się.Kilka kobiet o niedwuznacznej profesji gwizdnęło na Zmierdziucha, kiedyprzechodził. Szykujcie się, dziewczynki!  zawołała jedna. Oto idzie kapitan Zmier-dziuch!Zakręciły się wokół niego podnosząc zalotnie spódnice. Spójrzcie!  krzyczały. To chyba hak kapitana! Tak jest, hak Haka! Tak, dziewuszko, nie wiedziałaś? To jego symbol fortuny i sławy! Sławę może zachować, ja wolę fortunę!Kręciły się i tańczyły w tłumie piratów wokół Zmierdziucha, a po chwili dołą-czyły do nich dziesiątki innych.Piotr starając się nie stracić z oczu Zmierdziucha,podszedł za blisko i nagle znalazł się pośród wirujących spódnic i zapachu tanichperfum.Jakub Hak, syn morskiego kucharza!Nie tylko, lecz nie chcę go obrażać.Kubuś Hak to cała nasza chwała!Jego i kilkuset innych wymienić mogę bez mała!Szermierz, hulaka i czarodziej słowa.%7łegluje, by łupić i torturować!Jakub Hak, kapitan Hak, to pierwsza szablaSiedmiu mórz! Nasz Hak! Tak! Tak! Tak!62 Rozśpiewany i roztańczony tłum oddalił się pozostawiając sam na sam rozba-wionego Zmierdziucha i Piotra, który rozpaczliwie starał się ukryć przed wzro-kiem bosmana.Ale Zmierdziuch nie zwracał na niego uwagi, odwrócił się i roz-anielony powędrował dalej.Chwilę pózniej zaszedł do fryzjera. Na chuligana  rozkazał cyrulikowi, który posadził go w krześle, przeje-chał parę razy brzytwą i nożem, po czym się cofnął.Zmierdziuch wstał i rzucił mu złotą monetę.Tamten wyciągnął rękę, aleZmierdziuch już miał pieniążek z powrotem  był przymocowany gumą do jegopalca. Musisz być szybszy, brachu  Zmierdziuch wykrzywił się w uśmiechui rzucił mu miedziaka.Ruszył przed siebie, a Piotr i Dzwoneczek podążali za nim.Mijani piraci po-pychali Piotra, wykrzykując pod jego adresem jakieś grozby, ale on, wpatrzonycały czas w Zmierdziucha, starał się nie zwracać na nich uwagi.Drewniana no-ga piekła go nie do wytrzymania i gotów już był naprawdę ryczeć.Zaczął sięzastanawiać, czy dobrze przemyślał to, co teraz robi.Zmierdziuch zwolnił i skręcił do gospody, gdzie ktoś zapamiętale bębnił napianinie, a przy koślawym, drewnianym barze gromada opojów śpiewała sprośnepiosenki.Byli to starzy, wyniszczeni piraci, ze szklanymi oczami, drewnianyminogami, sztucznymi szczękami i innymi częściami zamiennymi.Nierównym chó-rem zaczęli śpiewać jakąś pieśń.Zmierdziuch zbliżył się powolnym krokiem do zgromadzonych i triumfalniepokazując im hak zawołał: Dla wszystkich trunek na mój rachunek postawić dzisiaj mogę.Niech sięnapiją, wszyscy co żyją, choć mają z drewna nogę!Rzucił kilka monet wzbudzając okrzyki zachwytu i wyszedł niemal wpadającna udręczonego Piotra, który oparty o framugę drzwi ledwie dyszał, wyczerpanypogonią za piratem.Przed nimi ciągnęło się molo biegnące tunelem wśród wraków, mroczne,zadymione przejście oświetlone pochodniami.Zmierdziuch wskoczył na moloi znikł w mroku.Piotr pospieszył za nim rycząc na mijających go piratów, choćstracił już entuzjazm dla całego przedsięwzięcia.Jack i Maggie potrzebowali jed-nak jego pomocy i nie mógł się cofnąć.Z załzawionymi oczami brnął po omackuprzez mrok.Przed sobą słyszał śpiewy i krzyki piratów:  Hak! Hak! Hak!Wydostał się w końcu z zadymionego tunelu i zmrużył oczy przed słońcem.Zmierdziuch był tuż przed nim, zwalniając kroku przy ogrodzeniu, gdzie stałodwóch rosłych piratów z biczami w ręku.Pilnowali czterech kulących się ze stra-chu chłopców, którym ściągano właśnie koszule z pleców.Malcy zanosili się bła-galnym płaczem.63  Panowie Jukes i Makaron  Zmierdziuch przywitał się serdecznie, naj-pierw z tym, którego muskularne ciało było czarne jak heban, a potem z tym,którego jasne włosy i broda przypominały szczurze gniazdo. Witajcie, zuchy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl