[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twarze ich były bardzo czarne i byli zbyt wysocy, by móc gapić się na nas przez okna wagonu.Gdy ruszaliśmy z dworca avignonskiego, Murzyni wciąż jeszcze stali na peronie.Był z nimi biały sierżant, niewielkiego wzrostu.W przedziale lit salon konduktor pościelił już trzy łóżka, które wysunął ze ściany.Przez całą noc Amerykanka leżała z otwartymi oczami, był to bowiem pociąg rapide i rzeczywiście miał wielkie tempo, a ona bała się takiej szybkiej jazdy w ciemnościach.Posłanie Amerykanki znajdowało się najbliżej okna.A kanarek z Palermo, w klateczce przykrytej chustką, znajdował się w korytarzyku prowadzącym do umywalni, z dala od wszelkich możliwych przeciągów.Nad drzwiami przedziału była niewielka niebieska żarówka, a Amerykanka czuwała przez całą noc i leżała na swoim posłaniu oczekując katastrofy.Gdy zrobił się dzień, pociąg zbliżać się zaczai do Paryża.Amerykanka wyszła z umywalni; wyglądała nie więcej niż na czterdziestkę, schludnie i bardzo po amerykańsku, mimo że przez całą noc nie zmrużyła oka.Zdjęła chustkę z klatki kanarka, powiesiła klatkę w słońcu przy oknie i poszła do wagonu restauracyjnego.Gdy powróciła, łóżka były już zaścielone i wepchnięte z powrotem w ścianę, tak że tworzyły ławki, kanarek trzepotał skrzydełkami w promieniach słońca, okno było otwarte, a pociąg znajdował się tuż pod Paryżem.- Bardzo kocha słońce - powiedziała Amerykanka - za chwilę zacznie śpiewać.Kanarek zatrzepotał i skubnął się pod skrzydełkiem.- Zawsze lubiłam ptaki - odezwała się znów Amerykanka.- Wiozę go do domu dla mojej córeczki.O, proszę, już śpiewa.Kanarek zaświergotał, na krtani nastroszyły mu się piórka.Zaraz potem spuścił łebek i znów dziobnął się w brzuszek.Pociąg minął most i wjechał do bardzo starannie utrzymanego lasu.Potem minął wiele schludnych małych miasteczek podparyskich.W miasteczkach dzwoniły tramwaje, a na murach domów widniały reklamy Belle Jardiniere, Dubonneta i Pernod.Wszystko to razem miało wybitnie przedśniadaniowy wygląd.Amerykanka rozmawiała teraz z moją żoną, a ja od kilku minut nie przysłuchiwałem się już temu, co mówiła.- Czy pani mąż też jest Amerykaninem? - pytała moją żonę.- Tak - odpowiedziała żona - jesteśmy oboje Amerykanami.- A ja myślałam, że państwo są Anglikami.- O, nie.- Może dlatego, że noszę szelki - wtrąciłem się.Amerykanka nie słyszała tego, co powiedziałem.Była rzeczywiście głucha i czytała z warg, a ja byłem od niej odwrócony twarzą.Wyglądałem przez okno.Mówiła dalej do mojej żony:- Tak się cieszę, że państwo są Amerykanami.Amerykanie to najlepsi mężowie.Dlatego opuściliśmy kontynent - dodała.- Moja córka zakochała się w pewnym młodym człowieku z Vevey.- Zamilkła na chwilę.- Byli zakochani w sobie powyżej uszu.- Znów zamilkła.- Zabrałam ją stamtąd, oczywiście - zakończyła.- Czy przeszło jej? - spytała moja żona.- Obawiam się, że nie - powiedziała Amerykanka.- Nie jada nic i nie sypia.Robię, co mogę, ale nie można jej niczym rozweselić.Nic ją już nie interesuje.Ale przecież nie mogłam dopuścić do tego, żeby wyszła za mąż za cudzoziemca.Ktoś kiedyś powiedział, że żaden cudzoziemiec nie uszczęśliwił jeszcze amerykańskiej dziewczyny.- Chyba nie - powiedziała moja żona.Amerykanka bardzo podziwiała podróżny płaszcz mojej żony i zaraz okazało się, że od dwudziestu lat zamawia wszystkie swoje rzeczy w pewnym maison de couture na Rue Saint Honoré.Mieli jej wymiary i była tam sprzedawczyni, która doskonale znała ją i jej gust, i sprzedawczyni ta wybierała suknie i wysyłała je do Ameryki.Suknie te przychodziły do Nowego Jorku i były do odebrania na dzielnicowej poczcie bardzo niedaleko mieszkania, a cło nigdy nie było wygórowane, a to dlatego, że urzędnicy pocztowi, którzy otwierali paczki i oceniali ich zawartość, nie orientowali się w ich wartości, gdyż suknie były zawsze bardzo skromne, bez jakichś koronek czy haftów, które by nadawały im kosztowny wygląd [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl