[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale to oczywiście było bezsensu, chyba nawet okrutne.Zdawało mi się, że gdyby nie było na świecie Irki, wiedziałbym świetnie, co zrobić.Ale ona była.Wiedziałem, że jest ze mnie dumna, zawsze była dumna.A ja przecież jestemczłowiekiem dość nieciekawym, nie mam za dużo szczęścia, jednak nawet ze mnie też można być dumnym.Kiedyś byłem niezłym sportowcem, zawsze umiałem pracować, głowę mamotwartą, w obserwatorium cieszę się dobrą opinią, umiem się bawić, żartować, potrafiędyskutować.I Irka zawsze była z tego wszystkiego dumna.Może troszeczkę, ale jednak byładumna, przecież widziałem, jak czasem na mnie patrzyła.Nie wiem, jak będę wyglądał w jejoczach, jeśli się przemienię w meduzę.Pewnie nawet nie będę umiał jej kochać naprawdę,pewnie nawet do tego nie będę zdolny.I jakby w odpowiedzi na moje myśli nagle powiedziała z ożywieniem:- A pamiętasz, jak kiedyś cieszyliśmy się, że wszystkie egzaminy są już poza nami iże niczego już nie będziemy musieli zdawać do samej śmierci? Okazuje się, że nie wszystkie.Okazuje się, że jeszcze jeden nam został.- Tak - powiedziałem i pomyślałem: Tylko że to taki egzamin, o którym nie wiadomo,czy lepiej dostać dwójkę, czy piątkę.A w ogóle nie wiadomo, za co stawiają piątkę, a za codwójkę.- Dimka - wyszeptała Irka, zwracając ku mnie twarz.- A ty chyba rzeczywiściewymyśliłeś coś wielkiego, jeśli tak się do ciebie zabrali.Tak naprawdę, to powinieneś byćdumny, zresztą wszyscy powinniście.Przecież sam Najjaśniejszy Wszechświat zwrócił nawas uwagę!- Hm - powiedziałem i pomyślałem, że jeśli się dobrze przyjrzeć, to Weingarten iGubar już w ogóle nie mają być z czego dumni, a jeśli chodzi o mnie, to sprawa stoi na raziepod wielkim znakiem zapytania.I znowu, jakby słysząc moje myśli, Irka powiedziała:- To jest zupełnie nieważne, jaką podejmiesz decyzję.Ważne, że okazałeś się zdolnydo takiego odkrycia.Ty mi chociaż opowiesz, o co chodzi? Czy tego również nie wolno?- Nie wiem - odpowiedziałem i pomyślałem: Jak to jest właściwie, czy ona mniepociesza, czy naprawdę tak myśli, a może też sama, biedaczka, jest tak wystraszona, żeskłania mnie do kapitulacji albo po prostu osładza pigułkę, którą - ona już o tym wie -będęmusiał przełknąć? Albo też odwrotnie - pcha mnie do walki, próbuje zmobilizować resztkimojej godności?- Zwinie - powiedziała cicho Irka - ale nigdy nie uda się im nas rozdzielić.Prawda? Tosię im nie uda.Mam rację, Dimka?- Oczywiście - powiedziałem i pomyślałem: Właśnie o to chodzi, moja najmilsza.Teraz już tylko o to. Burza ucichła.Chmura, powoli pakując manatki, odpływała na północ, odsłaniajączaciągnięte szarą mgiełką niebo, z którego nie chlustała już ulewa, tylko sypał drobny szarykapuśniaczek.- To ja przywiozłam deszcz - powiedziała Irka.- A myślałam, że w sobotęwybierzemy się do Słonecznego.- Do soboty jeszcze daleko - odparłem - może się wybierzemy.Wszystko zostałopowiedziane.Teraz trzeba było mówić o Słonecznym, o regałach dla Bobka, o pralce, któraznowu poległa.Porozmawialiśmy o tym wszystkim.I była iluzja zwyczajnego wieczoru, iżeby przedłużyć i wzmocnić tę iluzję, została podjęta decyzja zaparzenia herbaty.Otworzyliśmy świeżą paczkę cejlońskiej, wyjątkowo starannie, według wszelkich zasadnauki, przepłukaliśmy czajniczek wrzątkiem, na stole leżała bombonierka  Damy Pikowej", apotem oboje staliśmy nad gazem, pilnując czajniczka, żeby nie przegapić momentu wrzenia.Padały tradycyjne żarty, a rozstawiając na stole talerzyki i filiżanki, ostrożnie zabrałem kwit zdziału zamówień, karteczkę w sprawie Lidki i dowód Inny Siergiejenko, zgniotłem je iniepostrzeżenie wrzuciłem do wiadra na śmiecie.I z przyjemnością piliśmy herbatę - to była prawdziwa herbata,  herbata jako napój" -rozmawialiśmy na przeróżne tematy, żeby nie mówić o tym, co najważniejsze, a ja ciąglezastanawiałem się, o czym myśli teraz Irka, ponieważ miała taką minę, jakby już o wszystkimzdążyła zapomnieć, o całym tym koszmarze - powiedziała mi wszystko, co myśli na tentemat, i teraz z ulgą zapomniała, znowu zostawiając mnie sam na sam z moim wyborem.Potem oznajmiła, że będzie teraz prasować i żebym dotrzymywał jej towarzystwa,siedząc obok i opowiadając różne historie.Zacząłem sprzątać naczynia i wtedy zadzwoniłdzwonek u drzwi.Nucąc cicho  Od gór lepsze są tylko inne góry." ruszyłem do przedpokoju, rzuciwszytylko spojrzenie w stronę Irki (Irka absolutnie spokojnie wycierała stół suchą ścierką).Kiedyjuż odsuwałem zatrzask, przypomniałem sobie o tłuczku, ale pomysł, żeby wrócić po tłuczekdo dużego pokoju, wydał mi się śmieszny i głupi, więc otworzyłem drzwi.Wysoki, bardzo młody chłopak w mokrym płaszczu z mokrymi jasnymi włosamipowiedział obojętnie:  Depesza, proszę się podpisać.".Wziąłem od niego ogryzek ołówka,przyłożyłem kwit do ściany, napisałem na żądanie listonosza datę i godzinę, następniepodpisałem się, oddałem kwit i ołówek, podziękowałem i zamknąłem drzwi.Wiedziałem, żenie mogę oczekiwać nic dobrego.Na miejscu, w przedpokoju, pod jasną pięćsetświecowąlampą rozwinąłem depeszę i przeczytałem ją. Depesza była od teściowej. Wylatujemy z Bolkiem jutro rejs 425 Bobek milczynarusza homeopatyczny wszechświat całuję mama".Niżej był przylepiony pasek papieru: homeopatyczny wszechświat tak".Przeczytałem depeszę raz, potem drugi, następnie bardzopowoli złożyłem ją na pół, jeszcze raz na pół, zgasiłem światło, poszedłem korytarzem.Irkajuż czekała na mnie, oparta plecami o drzwi łazienki.Podałem jej depeszę, powiedziałem: Mama z Bobkiem jutro przylatują." i ruszyłem prosto do swojego biurka.Na moichbrudnopisach ciągle jeszcze poniewierał się różowy stanik Lidki.Starannie odłożyłem go naparapet, zebrałem kartki, uporządkowałem je według kolejności i wsunąłem w brulion.Następnie wyjąłem nową papierową teczkę, włożyłem do niej wszystkie materiały,zawiązałem tasiemki i nie siadając nawet, napisałem pismem technicznym:  Przyczynek dozagadnienia oddziaływania gwiazd z materią dyfuzyjną.Dymitr Malanow".Przeczytałem,pomyślałem chwilę i zamazałem Dymitra Malanowa.Potem wsadziłem teczkę pod pachę iwyszedłem z pokoju.Irka ciągle jeszcze stała pod drzwiami łazienki, przyciskając do piersidepeszę.Kiedy przechodziłem obok niej, zrobiła słaby ruch ręką - może próbowała zatrzymaćmnie, a może podziękować.Powiedziałem nie patrząc:  Idę do Wieczerowskiego.Zarazwracam".Po schodach szedłem powoli, stopień za stopniem, co chwila poprawiając teczkę,która bez przerwy wyślizgiwała mi się spod pachy.Zwiatło na schodach nie wiadomodlaczego nie świeciło, było mroczno; panowała cisza, słychać było tylko, jak za otwartymioknami pluszcze woda ściekająca z dachu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl