[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu gospodarka dochodzi do stadium zwanego, zdaje mi się, wielkim biznesem bucianym i niemożliwe jest istnienie czegokolwiek innego niż sklep z butami.Tak stało się i tu – rezultatem był krach gospodarczy, ruina, głód.Większość populacji wymarła.Nieliczni, mający odpowiednią niestabilność genetyczną, przemutowali w ptaki – widziałeś jednego z nich – które przeklęły stopy, przeklęły twardy grunt i przysięgły, że już nigdy nikt nie będzie chodzić po powierzchni planety.Tragiczna sprawa.Chodź, muszę zaprowadzić cię do wiru.Zaphod zdezorientowany potrząsnął głową i potykając się, ruszył przez nizinę.– Ty też pochodzisz z tej piekielnej dziury?– Ależ skąd! – odparł oburzony Gargravarr.– Pochodzę z Żaby C.To cudowne miejsce.Wspaniałe zakątki do wędkowania.Wieczorami tam wracam, choć obecnie mogę jedynie patrzeć.Wir całkowitego zrozumienia jest jedyną rzeczą na tej planecie, która służy do czegokolwiek.Został zbudowany tutaj, ponieważ nikt nie chciał go mieć pod nosem.W tym samym momencie powietrzem wstrząsnął drugi przerażający wrzask.Zaphod wzdrygnął się.– Co to może zrobić człowiekowi? – wydyszał.– Pokazać wszechświat.Nieskończoność wszechświata.Nieskończenie wiele słońc, nieskończone odległości między nimi, ciebie samego jako niewidoczny punkcik na innym niewidocznym punkciku – nieskończenie małego.– Hejże! Jestem Zaphod Beeblebrox, kapujesz, facet? – ni to krzyknął, ni to wymamrotał Zaphod, próbując dać pobudzającego klapsa resztkom swego ja.Gargravarr nie odpowiedział, tylko podjął pełen smutku jękliwy śpiew.Szli, aż dotarli do stojącej na środku niziny zmatowiałej stalowej kopuły.Gdy podeszli, w bocznej ściance z hukiem otworzyły się drzwiczki ukazujące niewielką ciemną jamę.– Wejdź! – rozkazał Gargravarr.Zaphod cofnął się ze strachem.– Zaraz, co to ma.?– Wchodź!Zaphod nerwowo zajrzał do środka.Jama była bardzo mała, wyłożona stalą i poza jednym człowiekiem nie zmieściłoby się w niej wiele więcej.– To.eee.nie wygląda mi to na wir – stwierdził Zaphod.– Bo to nie wir.To winda.Zaphod wszedł z niesamowitym dygotem.Czuł, że Gargravarr jest w windzie, choć bezcielesny duch akurat nic nie mówił.Winda zjeżdżała powoli.– Muszę się wprowadzić w odpowiedni nastrój.– wymamrotał Zaphod.– Nie istnieje odpowiedni nastrój do tego, co cię czeka – surowo wtrącił Gargravarr.– Naprawdę wiesz, jak sprawić, by człowiek poczuł się maleńki.– Ja nie, ale wir wie.Na dnie szybu otworzyła się tylna ściana kabiny.Zaphod wytoczył się do niewielkiej, bardzo funkcjonalnej stalowej komory.W jej przeciwległym końcu stało coś na kształt stalowej budki telefonicznej – wysokiej akurat na tyle, by mógł się w niej zmieścić stojący człowiek.Spartański wystrój.Urządzenie było połączone grubym kablem z paroma aparatami i instrumentami.– To on? – ze zdziwieniem spytał Zaphod.– On.„Nie wygląda najgorzej” – pomyślał Zaphod.– Mam wejść?– Masz wejść.Obawiam się, że natychmiast.– W porządku.Już się robi.Zaphod otworzył drzwi tajemniczego urządzenia i wszedł do środka.Stał w środku i czekał.Po pięciu sekundach rozległo się „pstryk” i Zaphod miał wokół siebie wszechświat.Rozdział 11Wir całkowitego zrozumienia ewokuje obraz wszechświata metodą ekstrapolacyjnej analizy materii.Dla wyjaśnienia: Ponieważ na każdą cząsteczkę materii we wszechświecie oddziaływują w jakiś sposób wszystkie pozostałe cząsteczki materii wszechświata, teoretycznie możliwe jest wnioskowanie o właściwościach wszystkiego, co istnieje – o każdym słońcu, każdej planecie, ich orbitach, składzie chemicznym oraz ich historii ekonomicznej i społecznej – na podstawie wyników badań dowolnego elementu wszechświata, czyli na przykład kawałka ponczowego tortu.Człowiek, który wynalazł wir całkowitego zrozumienia, zrobił to w zasadzie tylko dlatego, że chciał zagrać żonie na nerwach.Trin Tragula – bo tak się nazywał – był marzycielem, myślicielem, lubiącym abstrakcyjne i teoretyczne dociekania filozofem czy – jak wyraziłaby to jego żona – przygłupem.Bez przerwy ciosała mu kołki na głowie, jak niesamowicie wiele czasu spędza na gapieniu się bez sensu w kosmos, łamaniu głowy nad mechanizmem działania agrafki albo robieniu spektralnej analizy ponczowego tortu.– Zacznij nareszcie odróżniać, co jest ważne, a co nie! – powtarzała bez przerwy, czasem nie mniej niż trzydzieści osiem razy w ciągu dnia.Tak więc zbudował wir całkowitego zrozumienia – żeby jej pokazać.Z jednego końca wsadził wyekstrapolowaną z kawałka ponczowego tortu rzeczywistość, z drugiego żonę i kiedy włączył wir, w jednej chwili ujrzała nieskończoność stworzenia oraz – we właściwej skali – siebie.Trin Tragula był przerażony, bowiem wstrząs unicestwił jej umysł, ku swemu zadowoleniu stwierdził jednak, iż przekonująco udowodnił, że jeżeli życie chce istnieć we wszechświecie o tak wielkich rozmiarach, nie może pozwolić sobie na luksus odróżniania, co jest ważne, a co nie.Drzwi do wiru się otwarły.Bezcielesny umysł Gargravarra obserwował je ponuro.W jakiś dziwny sposób polubił Beeblebroxa – bez wątpienia posiadał on sporo przymiotów, nawet jeśli były w większości złe.Umysł Gargravarra czekał, aż Zaphod – jak każdy przed nim – wypadnie bezwolnie ze skrzyni.Zaphod wymaszerował sprężystym krokiem.– Cześć!– Beeblebrox.– wydyszał zaskoczony umysł Gargravarra.– Czy mogę dostać drinka?– To ty.Byłeś w wirze?– Widziałeś, serdeńko.– Działał?– Jeszcze jak!– I ujrzałeś całą nieskończoność stworzenia? Cały wszechświat?– Oczywiście.Bardzo porządne miejsce, wiedziałeś o tym?Gargravarrowi zaczęło się ze zdziwienia kręcić w duchu.Gdyby jego ciało było obecne, musiałoby usiąść z rozdziawioną jak wrota stodoły buzią.– I widziałeś siebie na tle całości? – pytał dalej.– Oj tak, tak.– I.i co zobaczyłeś?Zaphod wyniośle wzruszył ramionami.– To, co od dawna wiedziałem.Jestem naprawdę fantastycznym i wspaniałym gościem.Nie mówiłem ci, że Zaphod Beeblebrox to ja?Jego wzrok powędrował ku zasilającej wir maszynie.Nagle zatrzymał się z niedowierzaniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl