[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Monstrualne cienie znowu ukazały się na ścianach.Artur podniósł się z wysiłkiem i rozejrzał wokół lękliwie.Ohydne pozaziemskie kształty zdawały się tłoczyć wokół niego.Powietrze było lepkie od zapleśniałych woni, które wciskały się do jego płuc, nie dając się zidentyfikować, a niskie, denerwujące buczenie nie pozwalało się skoncentrować.— Jak się tutaj dostaliśmy? — zapytał, drżąc lekko.— Zabraliśmy się autostopem — odpowiedział Ford.— Co takiego?! — spytał Artur.— Czy chcesz mi powiedzieć, że po prostu wystawiliśmy sobie kciuki, a jakiś zielony potwór z oczami jak karaluch wyjrzał i powiedział: „Cześć, chłopcy, wskakujcie, mogę was zabrać aż do obwodnicy Basiugstoka”.— Nie całkiem — powiedział Ford.— Kciuk to elektroniczne urządzenie sygnalizujące, a obwodnica jest przy Gwieździe Barnarda, sześć lat świetlnych stąd.Poza tym mniej więcej się zgadza.— A potwór z oczami jak karaluch?— Owszem, zielony.— Świetnie — rzekł Artur.— Kiedy mogę wrócić do domu?— Nie możesz — odpowiedział Ford, który znalazł wreszcie na ścianie wyłącznik.— Zasłoń oczy.ostrzegł i przekręcił go.Widok, który ukazał się ich oczom, zdziwił nawet jego.— Wielkie nieba — odezwał się Artur.— Czy to naprawdę wnętrze latającego talerza?Prostetnic Vogon Jeltz dźwignął swoje nieprzyjemne zielone cielsko wokół mostka kontrolnego.Zawsze po zniszczeniu zamieszkanych planet czuł się cokolwiek rozdrażniony.Miał ochotę, żeby ktoś przyszedł i powiedział mu, że było to całkowicie nie w porządku, bo wtedy mógłby zacząć na niego wrzeszczeć i poczułby się lepiej.Klapnął na swoje siedzenie kontrolne tak ciężko jak tylko mógł, w nadziei, że rozleci się i da mu jakiś rzeczywisty powód do wściekłości, ale siedzenie wydało tylko z siebie coś w rodzaju pełnego pretensji zgrzytu.— Wynoś się! — wrzasnął na młodego strażnika, który w tej chwili pojawił się na mostku.Strażnik ulotnił się natychmiast z uczuciem wielkiej ulgi.Był zadowolony, że to nie on będzie musiał dostarczyć kapitanowi otrzymany przed chwilą raport.Raport ten był oficjalnym komunikatem, który stwierdzał, że właśnie w tym momencie w rządowej bazie naukowej na Damogranie miało miejsce odsłonięcie statku kosmicznego o fantastycznej nowej formie napędu.W związku z tym wszelkie hiperprzestrzenne trasy szybkiego ruchu stają się od tej chwili zbędne.Otworzyły się następne drzwi, ale tym razem kapitan Vogonów nie zaczął wrzeszczeć.Były to drzwi prowadzące z części kuchennej, gdzie Dentrassi przygotowywali dla niego posiłki.Dobry lunch to właśnie to, czego w tym momencie było mu trzeba.Olbrzymie, kudłate stworzenie w kilku skokach znalazło się na mostku.W łapach trzymało tacę i szczerzyło zęby w maniackim uśmiechu.Prostetnic Vogon Jeltz był wniebowzięty.Wiedział, że gdy Dentrassi wygląda na tak niesamowicie zadowolonego z siebie, gdzieś na statku dzieje się coś, na co będzie można naprawdę porządnie się wściec.Ford i Artur rozglądali się wokoło.— Co o tym myślisz? — zapytał Ford.— Dosyć brudno, nie uważasz?Ford skrzywił się na widok niechlujnych materacy, nie umytych kubków i porozrzucanych po całej kabinie bliżej nie zidentyfikowanych części dziwnie wyglądającej bielizny o wybitnie nieświeżym zapachu.— Cóż, na tym statku się pracuje — powiedział.To część mieszkalna Dentrassich.— Wydawało mi się, że nazywasz ich Vogonami czy jakoś podobnie.— Owszem — rzekł Ford.— Vogonowie dowodzą tym statkiem, a Dentrassi są kucharzami.To oni wpuścili nas na pokład.— Wszystko mi się pomieszało — oświadczył Artur.— Dobra, rzuć okiem na to — powiedział Ford.Usiadł na jednym z materacy i zaczął grzebać w swojej torbie.Artur trącił nerwowo materac i po chwili również usiadł.W rzeczywistości nie było powodów do nerwowości, ponieważ wszystkie materace hodowane na mokradłach Sqornshellusa Zeta przed rozpoczęciem ich użytkowania są bardzo dokładnie zabijane i suszone.Bardzo nieliczne kiedykolwiek odzyskały życie.Ford podał mu książkę.— Co to jest? — zapytał Artur.— Przewodnik „Autostopem przez Galaktykę”.To coś w rodzaju elektronicznej książki.Mówi wszystko, co jest ci potrzebne na dany temat.Na tym polega jej zadanie.Artur nerwowo obrócił ją w rękach.— Podoba mi się okładka — stwierdził.— „Bez paniki”.To pierwsza sensowna czy zrozumiała rzecz, jaką usłyszałem przez cały dzień.— Pokażę ci, jak to działa — rzekł Ford.Wyjął książkę z rąk Artura, który trzymał ją, jak gdyby był to zdechły przed dwoma tygodniami kanarek, i zdjął futerał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl