Pokrewne
- Strona Główna
- Albert Speer Wspomnienia (3)
- Albert Speer Wspomnienia (2)
- Alberto Moravia Rzymianka (2)
- Henryk Sienkiewicz Ogniem i mieczem
- Rice Anne Godzina czarownic Tom 2 (2)
- D'Amato Brian Królestwo Słońca 01 2
- Gniewkowska Anna Szary odcień bieli
- Jerome R. Corsi The Late Great U.S.A., The Coming Merger With Mexico and Canada (2007)
- Delinsky Barbara Ogród marzeń
- Ceraficki Joachim Wasserpolacken (relacja Polaka z Wermahtu)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zsz5.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy ty się nie wstydzisz?Wpatrywał się we mnie i nic nie odpowiedział.Wydało mi się nagle, że aż za dobrze go rozumiem.Był we mnie zakochany i od Bóg wie ilu dni czekał na to spotkanie.Gdy ja borykałam się z trudnościami, on nieustannie myślał tylko o moich nogach, moich piersiach, moich biodrach i moich ustach.- A więc - dodałam, nieco udobruchana - gdybym się teraz rozebrała.Przytaknął głową.Roześmiałam się, nie złośliwie, ale z pewną pogardą.- I nie przyszłoby ci do głowy, że ja mogę być smutna czy też po prostu daleka od tych rzeczy, że jestem głodna albo zmęczona, albo mam jakieś zmartwienia.To nie przyszłoby ci do głowy, co?Patrzył mi w oczy i nagle przytulił mnie mocno, kryjąc głowę w zagłębieniu między moją szyją a ramieniem.Nie całował mnie, przytulał tylko twarz do mego ciała, jak gdyby chciał nasycić się jego ciepłem.Oddech miał ciężki, co chwila z piersi wyrywało mu się westchnienie.Nie gniewałam się już na niego, jego gesty wzbudzały we mnie jedynie głębokie współczucie, i byłam tylko po prostu smutna.Kiedy, jak mi się zdawało, wyczerpał już wszystkie westchnienia, odsunęłam go i powiedziałam:- Wezwałam cię tutaj w bardzo poważnej sprawie.Spojrzał na mnie, dotknął mojej ręki i zaczął ją głaskać.Był uparty i rzeczywiście poza namiętnością do mnie nic dla niego nie istniało.- Pracujesz w policji, prawda?- Tak.- A więc zaaresztuj mnie i wsadź do więzienia.- Powiedziałam to zdecydowanym głosem i w tej chwili naprawdę tego pragnęłam.- Ale dlaczego? Co się stało?- Stało się to, że jestem złodziejką - rzekłam stanowczo - stało się, że popełniłam kradzież, a zamiast mnie zaaresztowano niewinną osobę.Więc zaaresztuj mnie, chętnie pójdę do więzienia.Chcę tego.Nie wydawał się zdumiony, tylko lekko znudzony.Powiedział z grymasem:- Powoli! Co się stało? Mów jaśniej!- Powiedziałam ci już, że jestem złodziejką.- I w kilku słowach opowiedziałam mu o kradzieży i o zaaresztowaniu pokojówki.Wspomniałam o Ginie jako o jednym ze służby, ale nie wymieniłam jego nazwiska.Miałam natomiast wielką ochotę opowiedzieć o Sonzognu i o jego zbrodni, i z trudem udało mi się to przemilczeć.Na koniec rzekłam:- A teraz wybieraj: albo wypuścisz z więzienia tę kobietę, albo ja dzisiaj pójdę do komisariatu i oddam się w ręce policji.- Czekaj - zaczął mówić, podnosząc rękę do góry - po co ten pośpiech! Tamta siedzi wprawdzie w więzieniu, ale jeszcze nie zapadł na nią wyrok.Poczekamy.- Nie.nie mogę czekać.Siedzi w więzieniu i podobno ją biją! Nie mogę czekać, musisz się zdecydować natychmiast!Poznał po tonie mojego głosu, że mówię poważnie; wstał z wyraźnym niezadowoleniem i zaczął chodzić po pokoju.Po chwili powiedział, jakby do siebie:- Pozostaje jeszcze ta sprawa z dolarami.- Ale ona do niczego się nie przyznała.Dolary się znalazły.Możemy powiedzieć, że zrobił to ktoś, kto chciał zemścić się na niej.- A puderniczkę masz?- Mam - powiedziałam wyciągając z torebki puderniczkę i podając mu ją.Ale on nie chciał jej wziąć.- Nie, nie.Mnie nie możesz jej oddać.- Wydawało się, że waha się przez chwilę, po czym dorzucił: - Ja nie mogę wypuścić z więzienia tej kobiety, ale trzeba, żeby policja miała w ręku dowód, że ona jest niewinna.właśnie tę puderniczkę.- No to weź ją i oddaj właścicielce.Roześmiał się urągliwie:- Nie orientujesz się w tych sprawach.Gdybym wziął od ciebie puderniczkę, byłbym moralnie zobowiązany i musiałbym cię aresztować, bo w przeciwnym razie powiedziano by: “Skąd Astarita ma skradziony przedmiot? W jaki sposób? Od kogo?" itd., itd.Nie, musisz złożyć puderniczkę na policji, nie odkrywając przy tym swojego incognito.- Mogłabym wysłać pocztą.- Nie, pocztą nie.Znowu przeszedł się po pokoju, po czym usiadł przy mnie i powiedział:- Powiem ci, co masz zrobić.Czy znasz jakiegoś księdza?Przypomniałam sobie francuskiego zakonnika, u którego spowiadałam się po powrocie z wycieczki do Viterbo, i odpowiedziałam:- Tak, mojego spowiednika.- Chodzisz jeszcze do spowiedzi?- Nie, dawniej chodziłam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Czy ty się nie wstydzisz?Wpatrywał się we mnie i nic nie odpowiedział.Wydało mi się nagle, że aż za dobrze go rozumiem.Był we mnie zakochany i od Bóg wie ilu dni czekał na to spotkanie.Gdy ja borykałam się z trudnościami, on nieustannie myślał tylko o moich nogach, moich piersiach, moich biodrach i moich ustach.- A więc - dodałam, nieco udobruchana - gdybym się teraz rozebrała.Przytaknął głową.Roześmiałam się, nie złośliwie, ale z pewną pogardą.- I nie przyszłoby ci do głowy, że ja mogę być smutna czy też po prostu daleka od tych rzeczy, że jestem głodna albo zmęczona, albo mam jakieś zmartwienia.To nie przyszłoby ci do głowy, co?Patrzył mi w oczy i nagle przytulił mnie mocno, kryjąc głowę w zagłębieniu między moją szyją a ramieniem.Nie całował mnie, przytulał tylko twarz do mego ciała, jak gdyby chciał nasycić się jego ciepłem.Oddech miał ciężki, co chwila z piersi wyrywało mu się westchnienie.Nie gniewałam się już na niego, jego gesty wzbudzały we mnie jedynie głębokie współczucie, i byłam tylko po prostu smutna.Kiedy, jak mi się zdawało, wyczerpał już wszystkie westchnienia, odsunęłam go i powiedziałam:- Wezwałam cię tutaj w bardzo poważnej sprawie.Spojrzał na mnie, dotknął mojej ręki i zaczął ją głaskać.Był uparty i rzeczywiście poza namiętnością do mnie nic dla niego nie istniało.- Pracujesz w policji, prawda?- Tak.- A więc zaaresztuj mnie i wsadź do więzienia.- Powiedziałam to zdecydowanym głosem i w tej chwili naprawdę tego pragnęłam.- Ale dlaczego? Co się stało?- Stało się to, że jestem złodziejką - rzekłam stanowczo - stało się, że popełniłam kradzież, a zamiast mnie zaaresztowano niewinną osobę.Więc zaaresztuj mnie, chętnie pójdę do więzienia.Chcę tego.Nie wydawał się zdumiony, tylko lekko znudzony.Powiedział z grymasem:- Powoli! Co się stało? Mów jaśniej!- Powiedziałam ci już, że jestem złodziejką.- I w kilku słowach opowiedziałam mu o kradzieży i o zaaresztowaniu pokojówki.Wspomniałam o Ginie jako o jednym ze służby, ale nie wymieniłam jego nazwiska.Miałam natomiast wielką ochotę opowiedzieć o Sonzognu i o jego zbrodni, i z trudem udało mi się to przemilczeć.Na koniec rzekłam:- A teraz wybieraj: albo wypuścisz z więzienia tę kobietę, albo ja dzisiaj pójdę do komisariatu i oddam się w ręce policji.- Czekaj - zaczął mówić, podnosząc rękę do góry - po co ten pośpiech! Tamta siedzi wprawdzie w więzieniu, ale jeszcze nie zapadł na nią wyrok.Poczekamy.- Nie.nie mogę czekać.Siedzi w więzieniu i podobno ją biją! Nie mogę czekać, musisz się zdecydować natychmiast!Poznał po tonie mojego głosu, że mówię poważnie; wstał z wyraźnym niezadowoleniem i zaczął chodzić po pokoju.Po chwili powiedział, jakby do siebie:- Pozostaje jeszcze ta sprawa z dolarami.- Ale ona do niczego się nie przyznała.Dolary się znalazły.Możemy powiedzieć, że zrobił to ktoś, kto chciał zemścić się na niej.- A puderniczkę masz?- Mam - powiedziałam wyciągając z torebki puderniczkę i podając mu ją.Ale on nie chciał jej wziąć.- Nie, nie.Mnie nie możesz jej oddać.- Wydawało się, że waha się przez chwilę, po czym dorzucił: - Ja nie mogę wypuścić z więzienia tej kobiety, ale trzeba, żeby policja miała w ręku dowód, że ona jest niewinna.właśnie tę puderniczkę.- No to weź ją i oddaj właścicielce.Roześmiał się urągliwie:- Nie orientujesz się w tych sprawach.Gdybym wziął od ciebie puderniczkę, byłbym moralnie zobowiązany i musiałbym cię aresztować, bo w przeciwnym razie powiedziano by: “Skąd Astarita ma skradziony przedmiot? W jaki sposób? Od kogo?" itd., itd.Nie, musisz złożyć puderniczkę na policji, nie odkrywając przy tym swojego incognito.- Mogłabym wysłać pocztą.- Nie, pocztą nie.Znowu przeszedł się po pokoju, po czym usiadł przy mnie i powiedział:- Powiem ci, co masz zrobić.Czy znasz jakiegoś księdza?Przypomniałam sobie francuskiego zakonnika, u którego spowiadałam się po powrocie z wycieczki do Viterbo, i odpowiedziałam:- Tak, mojego spowiednika.- Chodzisz jeszcze do spowiedzi?- Nie, dawniej chodziłam [ Pobierz całość w formacie PDF ]