Pokrewne
- Strona Główna
- Assollant Alfred Niezwykłe choć prawdziwe przygody kapitan
- Alfred Hitchcock Tajemnica czlowieka z blizna
- Alfred Rambaud Piercień cezara
- Morressy John Kedrigern w krainie koszmarow (
- Morressy John Kedrigern w krainie koszmarow (2)
- Szklarski Alfred 5 Tajemnicza wyprawa Tomka
- Alfred Szklarski Tomek Wsrod Lowcow Glow
- Reymont Chlopi III
- Bernard Cornwell Wojny Wikingów 2 Zwiastun Burzy
- Cathy Kelly Lekcje uczuć
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- euro2008.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opowiedział mi o nim pan Bentley.Sturt nie mógł się nawet uczesać, gdyż rogowe grzebienie popękały z gorąca.Na szczęście ja mam blaszany grzebyk!- A co się stało z tym podróżnikiem?- Groziła mu ślepota i umarł później wskutek dużego wyczerpania - wyjaśnił Tomek.- Tfu, do licha! Ładna mi pociecha!- Szkoda, że nasz sławny podróżnik już nie żyje - ciągnął chłopiec.- Ten na pewno potrafiłby doprowadzić nas bezpiecznie do obozu.- Kogo znów tam wymyśliłeś?- Mówię o Pawle Strzeleckim.- Nie wspominaj teraz wszystkich umarlaków - rozgniewał się trochę przesądny marynarz.- Możesz tym ściągnąć na nas nieszczęście.- Nie ma obawy, nic się nam nie stanie!- Takiś tego pewny?- Czy zapomniał pan o tym wróżbicie z Port Saidu? Nie ostrzegał mnie przed burzą piaskową, więc nic nam się nie stanie.Jestem tylko ciekaw, co miał na myśli mówiąc, że znajdę to, czego inni będą szukali bezskutecznie?- Trochę sprawdziła się ta wróżba - wtrącił bosman z uśmiechem.- Prorokował ci jednego przyjaciela, a masz już aż trzech.- To prawda! Widzę, że pan pamięta wróżbę.Według niej, ten przyjaciel miał nigdy nie wypowiedzieć ani słowa.Gdyby pan teraz wskutek burzy piaskowej stracił głos, wróżba sprawdziłaby się całkowicie.- Sen mara, Bóg wiara, brachu.Pamiętani tylko dobre wróżby, a w złe nie wierzę - odparł bosman siląc się na wesołość, jakkolwiek zupełnie nie był zachwycony pomysłem swego towarzysza.Rozmawiając rozglądał się po wąskim parowie w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia.Dojrzał wreszcie głęboką wnękę w stromej ścianie.- Tutaj zarzucimy kotwicę i przeczekamy burzę piaskową - powiedział, zatrzymując zdrożonego konia.Szybko rozkulbaczyli wierzchowce i przywiązali je arkanami do rosnących tu krzewów.Po chwili, rozebrani niemal do naga, siedzieli na gorącej ziemi, przytulając się do skały, która chroniła znośnie od gorącego wichru i gryzącego pyłu.Olbrzymi upał oraz zmęczenie gonitwą za emu sprawiły, że Tomek usnął wkrótce z głową opartą na siodle.Teraz przynajmniej poczciwy bosman Nowicki nie musiał ukrywać swego niepokoju.Wytarł starannie chustką obolałe oczy, po czym owinął koszulą własny karabin i broń Tomka, aby zabezpieczyć je w ten sposób przed wszędzie wdzierającym się czerwonym płynem.Po dokonaniu tego legł na rozgrzanej ziemi.Zaczął rozmyślać o nieprzyjemnej sytuacji, w jakiej znalazł się razem z chłopcem, powierzonym jego opiece.Czas mijał.Chmury pyłu niesione przez gorący wiatr rozsnuwały nad stepem szarość, która powoli przeszła w zupełną ciemność.Ledwo widoczne gwiazdy wydawały się mdłymi ognikami.Następny dzień nie przyniósł zmiany.Bosman rozdzielił resztkę wody miedzy spragnione wierzchowce.Uspokoiło je to na pewien czas.Ułożyły się na ziemi przy ścianie parowu, chroniąc głowy przed natarczywym pyłem.Łowców również dręczyło pragnienie.Manierki Tomka były już dawno opróżnione, a bosman miał w swojej zaledwie szklankę herbaty z rumem.Od czasu do czasu nakłaniał chłopca do wypicia kilku kropel, lecz sam nie zaglądał do niej już od wielu godzin.Tomek okazał się dobrym towarzyszem w złej przygodzie.Sam rozdzielał resztki prowiantów, nie narzekał na, głód ani pragnienie i nie zgadzał się, aby opiekun odstępował mu własne mikroskopijne racje.- Zawarliśmy przyjaźń i nie zgodzę się na to, aby pan cierpiał głód oraz pragnienie przeze mnie - mówił z powagą.- Ja nawet mogę jeść mniej niż pan, gdyż jestem o wiele mniejszy.Znów nastała męcząca, parna noc.Obydwaj przyjaciele długo nie mogli zasnąć.Konie coraz więcej dręczone pragnieniem zachowywały się bardzo niespokojnie.Leżeli więc, rozmyślając, ile to zamieszania musiała spowodować ich niefortunna wycieczka.Obydwaj byli przekonani, że burza piaskowa zmusiła również i Wilmowskiego do przerwania polowania.Do tej pory z pewnością powiadomiono go już o ich nieobecności na farmie.Nie ulegało wątpliwości, że natychmiast zarządził poszukiwania.Przygnębieni smutnymi myślami zapadli w końcu w niespokojną drzemkę.Kwik koni i tupot kopyt wyrwały ich ze snu.W tej chwili rozległo się przeciągłe skowyczenie.Łowcy natychmiast porwali się z ziemi.- Dingo! Przeklęte dingo! - krzyknął bosman chwytając za karabin.Zanim zdołali odwinąć zabezpieczoną przez bosmana broń, w parowierozegrała się krótka, gwałtowna walka.Konie przerażone napaścią zgłodniałego dingo wyrwały z ziemi krzewy, do których przywiązano je arkanami.W chwili gdy bosman i Tomek podbiegli do nich, zaczęły uciekać w panice.Naraz silna błyskawica rozdarła czarne sklepienie nieba.Bosman ujrzał długi cień sunący za końmi.Szybko przyłożył karabin do ramienia i strzelił.Przeciągłe skowyczenie odbiło się echem o skalne ściany.- Trafiony! Trafiony! - krzyknął Tomek.Pobiegli w kierunku wyjącego dingo.Bosman natychmiast dobił go następnym strzałem.Udali się zaraz na poszukiwanie koni.Po półgodzinie uciążliwej wędrówki znaleźli się u wylotu parowu na step.Gorący wiatr ze zdwojoną siłą sypnął im w twarze pyłem.Nawet w świetle błyskawic nigdzie nie mogli dostrzec wierzchowców.- Wracajmy do parowu - odezwał się bosman chrapliwym głosem.-Nic tu po nas, szkap i tak teraz nie znajdziemy, a te błyskawice nie pachną niczym dobrym.W milczeniu powrócili do parowu.Strata koni bardzo przygnębiła bosmana.Około dwóch dni jazdy dzieliło ich od obozu.W jaki sposób zdołają powrócić tam bez koni, pożywienia i wody? Co się stanie z chłopcem? Przecież jego siły zostały nadwątlone ostatnimi przeżyciami.Obydwaj nie wytrzymają pragnienia, nawet gdyby burza piaskowa wkrótce ustała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Opowiedział mi o nim pan Bentley.Sturt nie mógł się nawet uczesać, gdyż rogowe grzebienie popękały z gorąca.Na szczęście ja mam blaszany grzebyk!- A co się stało z tym podróżnikiem?- Groziła mu ślepota i umarł później wskutek dużego wyczerpania - wyjaśnił Tomek.- Tfu, do licha! Ładna mi pociecha!- Szkoda, że nasz sławny podróżnik już nie żyje - ciągnął chłopiec.- Ten na pewno potrafiłby doprowadzić nas bezpiecznie do obozu.- Kogo znów tam wymyśliłeś?- Mówię o Pawle Strzeleckim.- Nie wspominaj teraz wszystkich umarlaków - rozgniewał się trochę przesądny marynarz.- Możesz tym ściągnąć na nas nieszczęście.- Nie ma obawy, nic się nam nie stanie!- Takiś tego pewny?- Czy zapomniał pan o tym wróżbicie z Port Saidu? Nie ostrzegał mnie przed burzą piaskową, więc nic nam się nie stanie.Jestem tylko ciekaw, co miał na myśli mówiąc, że znajdę to, czego inni będą szukali bezskutecznie?- Trochę sprawdziła się ta wróżba - wtrącił bosman z uśmiechem.- Prorokował ci jednego przyjaciela, a masz już aż trzech.- To prawda! Widzę, że pan pamięta wróżbę.Według niej, ten przyjaciel miał nigdy nie wypowiedzieć ani słowa.Gdyby pan teraz wskutek burzy piaskowej stracił głos, wróżba sprawdziłaby się całkowicie.- Sen mara, Bóg wiara, brachu.Pamiętani tylko dobre wróżby, a w złe nie wierzę - odparł bosman siląc się na wesołość, jakkolwiek zupełnie nie był zachwycony pomysłem swego towarzysza.Rozmawiając rozglądał się po wąskim parowie w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia.Dojrzał wreszcie głęboką wnękę w stromej ścianie.- Tutaj zarzucimy kotwicę i przeczekamy burzę piaskową - powiedział, zatrzymując zdrożonego konia.Szybko rozkulbaczyli wierzchowce i przywiązali je arkanami do rosnących tu krzewów.Po chwili, rozebrani niemal do naga, siedzieli na gorącej ziemi, przytulając się do skały, która chroniła znośnie od gorącego wichru i gryzącego pyłu.Olbrzymi upał oraz zmęczenie gonitwą za emu sprawiły, że Tomek usnął wkrótce z głową opartą na siodle.Teraz przynajmniej poczciwy bosman Nowicki nie musiał ukrywać swego niepokoju.Wytarł starannie chustką obolałe oczy, po czym owinął koszulą własny karabin i broń Tomka, aby zabezpieczyć je w ten sposób przed wszędzie wdzierającym się czerwonym płynem.Po dokonaniu tego legł na rozgrzanej ziemi.Zaczął rozmyślać o nieprzyjemnej sytuacji, w jakiej znalazł się razem z chłopcem, powierzonym jego opiece.Czas mijał.Chmury pyłu niesione przez gorący wiatr rozsnuwały nad stepem szarość, która powoli przeszła w zupełną ciemność.Ledwo widoczne gwiazdy wydawały się mdłymi ognikami.Następny dzień nie przyniósł zmiany.Bosman rozdzielił resztkę wody miedzy spragnione wierzchowce.Uspokoiło je to na pewien czas.Ułożyły się na ziemi przy ścianie parowu, chroniąc głowy przed natarczywym pyłem.Łowców również dręczyło pragnienie.Manierki Tomka były już dawno opróżnione, a bosman miał w swojej zaledwie szklankę herbaty z rumem.Od czasu do czasu nakłaniał chłopca do wypicia kilku kropel, lecz sam nie zaglądał do niej już od wielu godzin.Tomek okazał się dobrym towarzyszem w złej przygodzie.Sam rozdzielał resztki prowiantów, nie narzekał na, głód ani pragnienie i nie zgadzał się, aby opiekun odstępował mu własne mikroskopijne racje.- Zawarliśmy przyjaźń i nie zgodzę się na to, aby pan cierpiał głód oraz pragnienie przeze mnie - mówił z powagą.- Ja nawet mogę jeść mniej niż pan, gdyż jestem o wiele mniejszy.Znów nastała męcząca, parna noc.Obydwaj przyjaciele długo nie mogli zasnąć.Konie coraz więcej dręczone pragnieniem zachowywały się bardzo niespokojnie.Leżeli więc, rozmyślając, ile to zamieszania musiała spowodować ich niefortunna wycieczka.Obydwaj byli przekonani, że burza piaskowa zmusiła również i Wilmowskiego do przerwania polowania.Do tej pory z pewnością powiadomiono go już o ich nieobecności na farmie.Nie ulegało wątpliwości, że natychmiast zarządził poszukiwania.Przygnębieni smutnymi myślami zapadli w końcu w niespokojną drzemkę.Kwik koni i tupot kopyt wyrwały ich ze snu.W tej chwili rozległo się przeciągłe skowyczenie.Łowcy natychmiast porwali się z ziemi.- Dingo! Przeklęte dingo! - krzyknął bosman chwytając za karabin.Zanim zdołali odwinąć zabezpieczoną przez bosmana broń, w parowierozegrała się krótka, gwałtowna walka.Konie przerażone napaścią zgłodniałego dingo wyrwały z ziemi krzewy, do których przywiązano je arkanami.W chwili gdy bosman i Tomek podbiegli do nich, zaczęły uciekać w panice.Naraz silna błyskawica rozdarła czarne sklepienie nieba.Bosman ujrzał długi cień sunący za końmi.Szybko przyłożył karabin do ramienia i strzelił.Przeciągłe skowyczenie odbiło się echem o skalne ściany.- Trafiony! Trafiony! - krzyknął Tomek.Pobiegli w kierunku wyjącego dingo.Bosman natychmiast dobił go następnym strzałem.Udali się zaraz na poszukiwanie koni.Po półgodzinie uciążliwej wędrówki znaleźli się u wylotu parowu na step.Gorący wiatr ze zdwojoną siłą sypnął im w twarze pyłem.Nawet w świetle błyskawic nigdzie nie mogli dostrzec wierzchowców.- Wracajmy do parowu - odezwał się bosman chrapliwym głosem.-Nic tu po nas, szkap i tak teraz nie znajdziemy, a te błyskawice nie pachną niczym dobrym.W milczeniu powrócili do parowu.Strata koni bardzo przygnębiła bosmana.Około dwóch dni jazdy dzieliło ich od obozu.W jaki sposób zdołają powrócić tam bez koni, pożywienia i wody? Co się stanie z chłopcem? Przecież jego siły zostały nadwątlone ostatnimi przeżyciami.Obydwaj nie wytrzymają pragnienia, nawet gdyby burza piaskowa wkrótce ustała [ Pobierz całość w formacie PDF ]