[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kto wie, jakie męki będę musiała znosić, żeby odzyskać hartowność - oświadczyła Panstygia.- Nie martw się, pani.Jesteś zaklętym mieczem.Nigdy się nie stępisz ani nie rozhartujesz.- Naprawdę? - zawołała uradowana Panstygia.- Z całą pewnością.Pozwolisz, że cię wezmę do ręki? Mogę, Hamaraku?Hamarak, który podczas całej rozmowy zachował przezorne milczenie, posłusznie wręczył Kedrigernowi czarną klingę.Zachowy­wał się trochę jak kiepski pływak, rzucony na głęboką wodę.Panstygia była ciężka, a Kedrigern ważył o połowę mniej od Ha­maraka i nie miał wprawy w szermierce.Jednakże czarna broń była tak wspaniale wyważona, że czarodziej zadawał ćwiczebne ciosy z mi­strzowską gracją i swobodą, nie czując prawie żadnego zmęczenia w ramionach, jakby wymachiwał wierzbową witką.Zwrócił miecz Hamarakowi i otwarcie wyraził swoją opinię:-Vorvas zmienił cię w najlepszy miecz na świecie.Prawdziwy majstersztyk.Mogłabyś przeciąć ten pogrzebacz jak źdźbło trawy -dodał, wskazując w stronę kominka.- Miło to słyszeć, ale wolę niczego nie przecinać - odparła Pan­stygia.- Ona już nie będzie mieczem, ona będzie moją koroną -palnął Hamarak.- Mamy taką umowę, prawda, Luizo?- Powiedziałam, że się zastanowię, Hamaraku.Właściwie wola­łabym znowu zostać księżniczką.- Uważam, że to mądra decyzja - odezwała się Księżniczka.- Korona? O co chodzi z tą koroną? - zawołał Kedrigern z na­głym niepokojem.- Chyba nie próbowałeś przypadkiem żadnej domowej magii?- Nie.Myślałem, że zaniosę Luizę do dobrego kowala i każę ją przekuć na koronę.Jak jej siostra - odparł Hamarak obronnym tonem.Kedrigern położył dłoń na umięśnionym ramieniu Hamaraka.- Zjawiliśmy się w samą porę, mój chłopcze.Jeśli majstrujesz przy zaklęciach Vorvasa, nie wiadomo, co może cię spotkać.Kiedy Vorvas zmienia kogoś w miecz, to na dobre.Małe, ciemne oczka Hamaraka otwarły się szeroko.- Naprawdę?- Widziałeś, co się stało z Mergithem.Istotnie oboje widzieli i pamiętali to wyraźnie.Po słowach Kedrigerna w sali tronowej zaległa niezręczna cisza.Hamarak skulił się na tronie, trzymając Panstygię na kolanach.Kedrigern przysiadł na poręczy fotela, z namysłem pocierając brodę.Księżniczka spoczywa­ła wśród poduszek, wdzięcznie oparłszy małe stopki na wyściełanym podnóżku, wpatrując się w sufit niewidzącym wzrokiem.Kedrigerna dziwiło jej milczenie.Doświadczywszy osobiście wielu niemiłych czarów, Księżniczka mogła zbytnio się nie przejmować obecną sytu­acją; miała jednak z natury współczujące serce, a Panstygia - czy ra­czej Luiza - była jej siostrą-księżniczką.Tymczasem zamiast serdecz­nej pociechy, Księżniczka okazywała jej jedynie chłodną uprzejmość.Może wchodziły tu w grę wspomnienia zbyt bolesne, by omawiać je przy obcych, pomyślał czarodziej.- Muszę więc pozostać mieczem na zawsze, czarodzieju? Nie po­trafisz mi pomóc? Powiedz prawdę - zażądała Panstygia.- „Każde zaklęcie posiada odpowiednik w postaci równoważne­go przeciwzaklęcia, a każdy czar posiada odpowiednik w postaci równoważnego odczarowania”.Tak głosi Trzecie Prawo Magii - wy­recytowała Księżniczka czystym, donośnym głosem.- Masz absolutną rację.Rzecz w tym, że niektóre przeciwzaklę­cia i odczarowania są tak subtelne, tak niezrozumiałe, tak trudne lub tak niebezpieczne, że praktycznie nie nadają się do użytku - wy­jaśnił Kedrigern.- Uważam, że nie odpowiedziałeś na moje pytanie - oświadczył chłodno miecz.- Nie mogę odpowiedzieć, jeśli ciągle mi przerywasz.Teraz po­słuchaj.Vorvas naturalnie obwarował swoje oryginalne zaklęcie wszelkiego rodzaju pułapkami i potrzaskami na każdego, kto spró­buje cię odczarować.Dopiero kiedy dokładnie zbadam jego zaklę­cie - najlepiej słowo po słowie - wtedy mógłbym ci pomóc.- Aleja nie pamiętam jego słów.Próbowałam, ale nie mogę so­bie przypomnieć.- Oczywiście, że nie możesz.Vorvas tego dopilnował.Gdyby za­czarowana osoba pamiętała słowa zaklęcia, odczarowanie byłoby dziecinnie proste.Oprócz ciebie, twojego brata, siostry i dwóch ku­zynek oraz Vorvasa, który nie żyje, nie było innych świadków, a po­nieważ wy wszyscy jesteście zaczarowani, nikt nie pamięta zaklęcia.W takich warunkach każda próba odczarowania może doprowadzić do katastrofy.Twoja sytuacja wygląda dość beznadziejnie.Przykro mi to mówić, ale niestety nie potrafię ci pomóc.Martwą ciszę przerwał przejęty głos Księżniczki:- Keddie, musisz coś zrobić.Kto jej pomoże, jeśli nie ty?- Moja droga, obawiam się, że nikt.- Nie mów tak.Dostatecznie przykro jest być zaczarowaną, ale być beznadziejnie, nieuleczalnie, nieodwołalnie zaczarowaną.- Chwileczkę, czarodzieju - rzuciła ostro Panstygia.-Jedną z ku­zynek była moja kuzynka Hedwiga.Hedwiga od dziecka była wyjątko­wo odporna na magię w każdej postaci.Nic jej nie ruszało.Nie jestem pewna, czy uniknęła zaklęcia, ale pamiętam wszystkich innych prze­mienionych, tylko nie ją.Wyraźnie widzę w pamięci całą scenę.Kedrigern zmarszczył brwi w głębokim namyśle.- Tak, to możliwe.Słyszałem o takich ludziach.Ale po tylu la­tach, po upadku królestwa.- Widziałam tarczę.To był William.Alicja stała się koroną, zwykłą złotą koroną - ciągnęła Panstygia smutnym głosem, nie zwra­cając uwagi na czarodzieja.- I Rózia.och, biedna Rózia! Teraz ją widzę, leży taka cieniutka i bezradna.Najbardziej tragiczna postać z nas wszystkich.William, Alicja i ja zwymyślaliśmy tego okropnego człowieka, ale Rózia niczym go nie obraziła.Rózia nigdy nikogo nie obraziła.Okrucieństwo Vorvasa było całkowicie nieuzasadnione.Kiedy usłyszał jej imię, dosłownie wybuchnął śmiechem i powiedział, że nie może przepuścić takiej okazji.Powoli kręcąc głową, Kedrigern powiedział:- Musielibyśmy szukać praprawnuków Hedwigi w nadziei, że któryś z nich zapamiętał słowa, które Hedwiga usłyszała sto lat temu.Nie, to beznadziejne.Mamy jedną szansę na milion.- Zamilkł, wpa­trując się ponuro w kamienną podłogę.- Co Vorvas zrobił z Rózia? - zapytała Księżniczka.- Zmienił ją w różdżkę! -jęknęła Panstygia.Kedrigern gwałtownie poderwał głowę.Spojrzał na Księżniczkę.Wymienili uśmiechy, potem oboje kiwnęli głowami.Czarodziej ze­rwał się na równe nogi i oznajmił zuchwale:-A jednak pokonamy trudności! Wykorzystamy każdą szansę, nawet jedną na milion! - Potrząsnął pięścią i dodał: - Pojedziemy na zachód i odnajdziemy potomków Hedwigi.Ruszamy natychmiast.Księżniczka i ja chcemy wrócić do domu przed pierwszym śniegiem.- Więc mi pomożecie! - krzyknęła Panstygia.- Oczywiście - przytaknął Kedrigern i złożył zamaszysty, dwor­ny ukłon.-Ja też chcę pojechać! - zawołał podekscytowany Hamarak.Kedrigern odwrócił się do niego z poważnym wyrazem twarzy i potrząsnął głową.- Mój dobry Hamaraku, jesteś teraz królem.Nie możesz po prostu wyjechać, jak zwykły człowiek.- Dlaczego nie mogę?- Przede wszystkim to bardzo zła polityka.Zakładam, że lubisz być królem?- Z początku nie mogłem się połapać, ale teraz mi się spodoba­ło - przyznał Hamarak.- No, niestety gorzka prawda dotycząca królowania mówi, że królowi znacznie łatwiej jest wyjechać niż wrócić.Poza tym nie mo­żesz przecież opuścić Dendorrik.Noblesse oblige i tak dalej.- Co to znaczy?Zanim Kedrigern zdążył odpowiedzieć, zabrzmiał surowy głos Panstygii:- To znaczy, że dopóki jesteś królem, masz określone obowiązki i musisz je wypełniać, choćbyś pękł.Nie wolno się wykręcać, Hamaraku.Król to król.Jesteś teraz królem, czy chcesz tego, czy nie, i nie możesz zawieść swoich poddanych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl