[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniecenie i siła woli pozwoliły mu przetrwać trudy dnia i nocy na Hawaice, ale wreszcie, mimo zahartowania i środków pobu­dzających zawartych w ziemskich racjach żywnościowych, ogar­nęło go nieodparte zmęczenie.Podczas szkoleń ostrzegano go przed taką reakcją organizmu, ale razem z wieloma innymi spra­wami wyrzucił to ze swojego przeciążonego umysłu.Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętał, była przesłonięta bladym obłokiem syl­wetka Karary.Gdzieś za nim spierały się ze sobą czyjeś głosy, a gwałtowność tego odbierał raczej w tonie niż w zrozumiałych słowach.Wyrwa­ny powoli z głębokiego snu bez marzeń uniósł ciężkie powieki i zno­wu zobaczył Kararę.Coś szczypało go w ramię, a może była to jeszcze część nierzeczywistego świata snu?-.cztery, pięć, sześć.- liczyła Karara.Ross dołączył:-.siedem, osiem, dziewięć, dziesięć!Zanim doliczył do dziesięciu, rozbudził się całkowicie.Zorien­tował się, że zastosowała obowiązującą w nagłych wypadkach pro­cedurę, z którą zapoznano ich na szkoleniach: dała mu zastrzyk sterydów.Kiedy uniósł się na łokciach i usiadł na wąskim łóżku, w kajucie płonęło światło, a za bulajem panował mrok.Dostrzegł Torgula, Vistura, kapitanów pozostałych dwóch korwet, wszystkich.Była nawet Jazia.Opuścił stopy na podłogę.Zaczął odczuwać spowodowany za­strzykiem ból głowy, który miał jednak szybko minąć.W kajucie zalegało pełne napięcia milczenie.Zastanowił się, co zmusiło Ka­rarę do wstrzyknięcia mu sterydów.- O co chodzi?Karara schowała apteczkę do szczelnej podręcznej walizeczki.- Wrócił Tino-rau.W zatoce czeka batyskaf.Wysyła fale energii strumieniem skierowanym w stronę brzegu.- A więc ciągle tam są.- Ross nie podawał w wątpliwość ra­portu delfina.Żaden z ich wywiadowców nie mylił się w podob­nych sprawach.Czyżby energia dostarczana na wyspę zasilała ja­kieś wykorzystywane przez Łysawców urządzenie? Załóżmy, że Tułaczom udałoby się odciąć źródło zasilania.- Morska Panna powiedziała nam, że ten statek siedzi na dnie portu.Gdybyśmy weszli na pokład.- zaczął Torgul.- Jasne! - Vistur grzmotnął pięścią w brzeg koi, na której wciąż siedział Ziemianin, potęgując tępy ból w głowie Rossa.- Zajmie­my łódź, a potem wykorzystamy ją przeciwko jej własnej załodze!Na twarzach Tułaczy pojawiło się ożywienie.Tę grę hawaikańscy korsarze świetnie rozumieli: zdobyć okręt wroga i skierować jego uzbrojenie na pozostałe statki floty.Plan ten jednak nie mógł się powieść.Ross doceniał techniczną wiedzę galaktycznych na­jeźdźców.Oczywiście on, Karara, a nawet Loketh mogliby dotrzeć do batyskafu.Ale czy dostaliby się na jego pokład, to już zupełnie inna sprawa.Dziewczyna z Polinezji potrząsnęła głową.- Tino-rau ocenia, że łódź emituje śmiertelne promieniowa­nie.W zatoce pływają śnięte ryby.Delfin został ostrzeżony u wej­ścia do rafy.Bez tarczy osłonowej nie ma co myśleć o dostaniu się do środka.- Równie dobrze moglibyśmy sobie pomarzyć o bombie głę­binowej.- zaczął Ross, ale zaraz umilkł.- Masz jakiś pomysł?- Bez tarczy osłonowej.- Ross powtórzył słowa Karary.Przy­szła mu do głowy szalona myśl, prawdopodobnie bez szans na re­alizację.Miał pewną wiedzę o środkach, jakimi dysponowali ko­smici.Czy można zniwelować promieniowanie, które chroniło łódź i przypuszczalnie uaktywniało broń używaną przez obcych? Na przykład murem z ryb, stłaczając morskie stworzenia na kształt wielkiej tarczy? To szaleństwo, owszem, ale tak oczywiste.że mogło okazać się skuteczne.Ross zwierzył się ze swoich pomy­słów, mówiąc raczej do Karary niż do Tułaczy.- Sama nie wiem - rzekła z powątpiewaniem.- Trzeba by mnó­stwa ryb, zbyt wielu, byśmy je potrafili skupić w jednym miejscu.- Daj spokój rybom - wtrącił Torgul - Lepiej weźcie salkary.- Salkary?- Widziałaś przecież rzeźbę na dziobie tego statku.To właśnie salkar.Jeden taki jest większy od setki ryb! Przygnane salkary.mogłyby nawet roztrzaskać ten batyskaf samą wagą ciała.- Potraficie wytropić je gdzieś w pobliżu? - Rossa ogarniał co­raz większy zapał.Smok, który kiedyś na niego polował, był więk­szy niż wszyscy inni mieszkańcy podwodnego świata.A o jego dzi­kiej naturze Ross mógł wiele powiedzieć.- Na rafach, gdzie się lęgną.O tej porze, kiedy dobierają się w pary, zwykle nie polujemy.Teraz rzeczywiście łatwo je rozzło­ścić, mogłyby nawet zaatakować korwetę.Ich skóry są na razie marnej jakości, więc wstrzymujemy się z zabijaniem.Ale gdyby je podrażnić, będą gotowe do walki.- Tylko jak je przywabić z raf lęgowych do Kyn Add?- To nie jest aż takie trudne.Ta rafa leży tutaj.- Czubkiem miecza Torgul naszkicował mapkę na blacie stołu.- Tutaj zaś mamy Kyn Add.O tej porze roku salkary czują wielki głód.Popłyną za każdą, zwłaszcza pływającą przynętą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl