[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sokolnicy także przybyli “zza mórz" wraz z zadziwiającymi komunikatorami przenoszonymi przez pta­ki.Kolder również przychodził “zza mórz".Czy to niepre­cyzyjne określenie miało oznaczać jakieś wspólne źródło?Zdobyte wiadomości wysyłał Simon przez posłańca do Estcarpu, prosząc w zamian o cokolwiek, co miałyby na ten temat do powiedzenia czarownice.Był pewien tylko jednej rzeczy: dopóki jego oddziały składają się z członków Starej Rasy, nie musi się obawiać infiltracji.Bo ta właściwość, która sprawiła, że stanowili jedność z krajobrazem, roślinnością i zwierzętami, pozwalała im także wyczuć obcego.W górach odkryto jeszcze trzy fałszywe sokoły.Ale wszyst­kie zostały zniszczone przy łapaniu, toteż Simon dysponował tylko połamanymi częściami.Skąd pochodziły i w jakim celu zostały zmontowane w dalszym ciągu pozostawało tajemnicą.Ingvald, porucznik z Karstenu, stanął obok Simona, by spojrzeć w dół na scenę zniszczenia, którą przed chwilą opuścili.- Główny oddział wraz z łupami jest daleko na górskim szlaku, kapitanie.Tym razem napaść na nich miała sens, a kiedy ogień do reszty zniszczy nasze ślady, nawet się nie dowiedzą, ile wpadło nam w ręce! Są tam cztery skrzynie strzałek, a także żywność.- Za dużo, by zaopatrzyć lotny oddział.- Simon spochmurniał, wracając myślą do problemu, który należało rozwiązać.- Wydaje się, że Yvian ma nadzieję ustanowić stanowisko dowódcze gdzieś w tych stronach i stworzyć bazę dla oddziałów dokonujących wypadów.Może planować przerzucenie nad granicę większych sił.- Nie rozumiem tego - powiedział powoli Ingvald.- Dlaczego taki nagły wybuch z niczego? My nie jesteśmy - nie byliśmy spokrewnieni z mieszkańcami wybrzeża.Ale przez dziesięć pokoleń żyliśmy z nimi w pokoju, każdy zajmował się swoimi sprawami i nie przeszkadzał drugiemu.My ze Starej Rasy nie jesteśmy wojowniczy i nie było powodu do tak nieoczekiwanego ataku na nas.A przecież kiedy doszło do niego, został on przeprowadzony w taki sposób, że nie możemy wątpić, iż był przygotowywany od dawna.- Kryje się w tym zagadka - rozmyślał na głos Simon, raz jeszcze rozważając stale dręczący problem.- Wygląda na to, że ktoś przypuszcza, że brutalnością można nas zmusić do posłuszeństwa.Ale ten ktoś, czy coś, nie rozumie, że tymi metodami można człowieka doprowadzić do przeciwnych reakcji.A może - dodał po chwili milczenia - chodzi o to, by całą naszą wściekłość skierować przeciwko Yvianowi i Karstenowi, rozpłomienić granice, zaangażować wszystkie siły Estcarpu, a wtedy będą mogli uderzyć gdzie indziej?- Może i to, i to - podsunął Ingvald.- Wiem, kapita­nie, że myślisz o obecności innych sił w wojskach Karstenu, słyszałem o tym, co znaleziono w Sulkarze, dotarły do mnie plotki o sprzedaży ludzi na Gorm.Co do jednego jesteśmy bezpieczni; żadna nie w pełni ludzka istota nie może się znaleźć pomiędzy nami - bez naszej wiedzy.- Ale nie przez Yviana.- Koń Ingyalda biegł truchtem.Simon ponaglił swego wierzchowca tak, że jechali obok siebie.- Chcę mieć jeńca, Ingvaldzie, jeńca spośród tych, co to zabawiali się w sposób, którego rezultaty oglądaliśmy na tamtej łące przy rozstajnych drogach!Ingvald spojrzał Simonowi prosto w oczy.Zabłysła w nich iskra gniewu.- Jeżeli kiedykolwiek schwytam takiego, zo­stanie doprowadzony do ciebie.- Żywy i zdolny do mówienia! - przestrzegł Simon.- Żywy i zdolny do mówienia - zgodził się tamten.- My także sądzimy, że można się wiele dowiedzieć od kogoś takiego.Tylko że nigdy na nich nie natrafiliśmy, zawsze znajdujemy tylko dzieło ich rąk.Myślę, że pozostawiają je specjalnie, jako groźbę i ostrzeżenie.Natychmiast wiedzieli­byśmy się o tym, tak jak wiedzieliśmy zawsze, że ty nie jesteś z naszego świata.Simon drgnął, odwrócił głowę i zobaczył uśmiechniętą twarz porucznika.- Tak, cudzoziemcze, wieści o tobie rozeszły się szeroko, ale od razu wiedzieliśmy, że nie należysz do nas, choć jesteś z nami spokrewniony.Nie, Kolder nie może tak łatwo przeniknąć do naszych szeregów.Żaden nieprzyjaciel nie może też przedostać się do Sokolników, bo zdradzą go ptaki.Simona to zastanowiło.- W jaki sposób?- Ptak czy zwierzę wyczuje ten rodzaj obcości prędzej nawet niż ktoś obdarzony Mocą.A istoty przypominające ludzi z Gormu przekonają się, że i ptaki, i zwierzęta są przeciwko nim.Toteż Sokoły z Gniazda oddają podwójne usługi swoim treserom i sprawiają, że góry są bezpieczne.Jednak zanim dzień dobiegł kresu, Simon miał się przeko­nać, iż owo osławione bezpieczeństwo gór jest równie moc­ne jak kruche ciało ptaka.Oglądali właśnie złupione zapasy i Simon odkładał na bok racje przeznaczone dla Gniazda, kiedy usłyszał zawołanie wartownika i odpowiedź Sokolnika.Rad z okazji wysłania zapasów do Gniazda innym sposo­bem i oszczędzenia swoim ludziom drogi, Simon ruszył naprzód.Ale jeździec nie postąpił zgodnie z obyczajem.Jego hełm w kształcie ptasiej głowy miał opuszczoną przyłbicę, jakby wjeżdżał w gromadę obcych.Nie tylko to powstrzymało Simona przed wypowiedzeniem powitania.Ludzie Tregartha, zaczęli formować krąg wokół przybysza.W duszy Simona tak jak kiedyś obudziło się podejrzenie.Bez zastanowienia rzucił się na milczącego jeźdźca i chwycił go za pas.Zdu­miał się jeszcze bardziej, kiedy siedzący na siodle sokół nawet nie próbował stanąć w obronie swojego pana.Atak Simona zaskoczył Sokolnika, który nie zdążył nawet sięgnąć po broń.Ale szybko przyszedł do siebie, rzucając się całym swym ciężarem na Simona i przygniatając go do ziemi.Ręce w drucianych rękawicach sięgnęły do gardła.Przypominało to potyczkę ze stworem o stalowych mięś­niach i żelaznym ciele i po kilku sekundach Simon zdał sobie sprawę, że porwał się na rzecz niemożliwą - że to, co kryło się pod postacią Sokolnika, nie da się zwalczyć gołymi rękami.Nie był jednak sam, inne ręce ściągnęły z niego owego ryce­rza, przytrzymały go przy ziemi, choć cudzoziemiec walczył zaciekle.Simon ukląkł rozcierając zadraśniętą szyję.- Zdejmijcie mu hełm! - rozkazał, a Ingvald zajął się zapięciem hełmu i zdarł go z głowy obcego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl