[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To, co rozkażę, będzie dla ciebie najlepsze.Zawsze.I dlatego będziesz mnie słuchać i wykonywać moje polecenia.Jasne?Zatrzymaj konia.Jesteśmy na miejscu.- To jest ta szkoła? - zaburczała Ciri, podnosząc oczy na okazałą fasadębudynku.- To już.- Ani słowa więcej.Zsiadaj.I zachowuj się jak należy.To nie jest szkoła,szkoła jest w Aretuzie, nie w Gors Velen.To jest bank.- A do czego nam bank?- Pomyśl.Zsiadaj, mówiłam.Nie w kałużę! Zostaw konia, od tego jest służba.Zdejmij rękawice.Nie wchodzi się do banku w rękawicach do jazdy.Spójrz na mnie.Popraw beret.Wyrównaj kołnierzyk.Wyprostuj się.Nie wiesz, co zrobić z rękami? Tonic z nimi nie rób!Ciri westchnęła.Służący, którzy wylegli z wrót budynku i gnąc się w ukłonach usłużyli, bylikrasnoludami.Ciri przyjrzała się im ciekawie.Choć tak samo niscy, krępi i brodaci, wniczym nie przypominali jej druha, Yarpena Zigrina, ani jego  chłopaków".Służącybyli szarzy, jednolicie umundurowani, nijacy.I uniżeni, czego o Yarpenie i jegochłopakach żadną miarą powiedzieć nie było można.Weszły do środka.Magiczny eliksir nadal działał, toteż pojawienie sięYennefer spowodowało natychmiast wielkie poruszenie, bieganinę, ukłony, dalszeuniżone pozdrowienia i deklaracje gotowości do usług, którym kres położyło dopieropojawienie się niewiarygodnie grubego, dostatnio odzianego i białobrodegokrasnoluda.- Szanowna Yennefer! - zahuczał krasnolud, podzwaniając złotym łańcuchem,zwisającym z potężnego karku znacznie poniżej białej brody.- Cóż zaniespodzianka! I cóż za zaszczyt! Proszę, proszę do kantoru! A wy, nie stać, niegapić się! Do roboty, do liczydeł! Wilfli, do kantoru natychmiast flaszkę Castel de Neuf, rocznik.Już ty wiesz który rocznik.%7ływo, na jednej nodze! Pozwól, pozwól,Yennefer.Prawdziwa radość cię widzieć.Wyglądasz.Ech, psiakrew, aż dechzapiera!- Ty też - uśmiechnęła się czarodziejka - niezle się trzymasz, Giancardi.- No pewnie.Proszę, proszę do mnie, do kantoru.Ależ nie, nie, panieprzodem.Znasz przecież drogę, Yennefer.W kantorze było ciemnawo i przyjemnie chłodno, w powietrzu unosił sięzapach, który Ciri pamiętała z wieży pisarczyka Jarre - zapach inkaustu, pergaminu ikurzu pokrywającego dębowe meble, gobeliny i stare księgi.- Siadajcie, proszę - bankier odsunął od stołu ciężki fotel dla Yennefer,obrzucił Ciri ciekawym spojrzeniem.-Hmmm.- Daj jej jakąś księgę, Molnar - powiedziała niedbale czarodziejka, zauważającspojrzenie.- Ona uwielbia księgi.Siądzie sobie w końcu stołu i nie będzieprzeszkadzać.Prawda, Ciri?Ciri nie uznała za celowe potwierdzać.- Księgę, hem, hem - zatroskał się krasnolud, podchodząc do komody.- Comy tu mamy? O, księga przychodów i rozchodów.Nie, to nie.Cła i opłaty portowe.Też nie.Kredyt i remburs? Nie.O, a to skąd tu się wzięło? Jedna cholera wie.Alechyba to będzie w sam raz.Proszę, dzieweczko.Księga nosiła tytuł Physiologus i była bardzo stara i bardzo podarta.Ciriostrożnie przewróciła okładkę i kilka stron.Dzieło zaciekawiło ją natychmiast, botraktowało o zagadkowych potworach i bestiach i było pełne rycin.Przez następnychkilka chwil starała się dzielić zainteresowanie pomiędzy księgę a rozmowęczarodziejki z krasnoludem.- Masz dla mnie jakieś listy, Molnar?- Nie - bankier nalał wina Yennefer i sobie.- %7ładne nowe nie nadeszły.Ostatnie, sprzed miesiąca, przekazałem ustalonym sposobem.- Otrzymałam je, dziękuję.A czy przypadkiem.ktoś się tymi listami nieinteresował?- Tutaj nie - uśmiechnął się Molnar Giancardi.- Ale celujesz do właściwejtarczy, moja droga.Bank Vivaldich poinformował mnie poufnie, że listy próbowanotropić.Ich filia w Yengerbergu wykryła też próbę śledzenia operacji na twoimprywatnym koncie.Jeden z pracowników okazał się nielojalny.Krasnolud urwał, spojrzał na czarodziejkę spod krzaczastych brwi.Cirinadstawiła uszu.Yennefer milczała, bawiąc się swą obsydianową gwiazdą.- Vivaldi - podjął bankier, zniżając głos - nie mógł albo nie chciał prowadzićśledztwa w tej sprawie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl