[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Woldan poleciał do tyłu, rąbnął plecami o flamandzki gobelin, osunął się po nim,siadł, głowa opadła mu na sterczące z piersi drzewce.Buko zaryczał jeszcze głośniej i skoczył na Szarleja z gołymi rękami, roz-czapierzony jak krogulec.Szarlej zatrzymał go wyprostowaną ręką, drugą walnąłw złamany nos.Buko zawył i padł na kolana.Na Szarleja skoczył de Tresckow, na Tresckowa Kuno Wittram, na WittramaSamson, na nich Weyrach, na nich zalany krwią Buko, na nich Hubercik.Wszyscyzakotłowali się na podłodze, tworząc coś na kształt Laokoona z najbliższą rodziną.Reynevan już tego nie widział.Gnał ile sił po stromych schodach wieży.332 * * *Napotkał ją przed niskimi drzwiami, w miejscu oświetlonym zatkniętą w że-lazną obejmę pochodnią.Wcale nie wyglądała na zaskoczoną.Było zupełnie tak,jak gdyby czekała na niego. Nikoletto. Alkasynie. Przybywam.Nie zdążył opowiedzieć, z czym przybywa.Silny cios cisnął nim o ziemię.Wsparł się na łokciach.Dostał raz jeszcze, upadł. To ja do ciebie z sercem  wysapał, stając nad nim w rozkroku, PaszkoRymbaba. Ja do ciebie z sercem, a ty mnie sóję w bok? W bolący bok? Gadziejeden! Hej, ty! Duży!Paszko obejrzał się.I uśmiechnął szeroko i radośnie, widząc Katarzynę Bi-berstein, pannę, która mu się udała, z którą, jak mniemał, był już po zrękowinachi z którą już widział się w marzeniach sparzonym w małżeńskiej łożnicy.Ale, jaksię okazało, marzył nieco na wyrost.Niedoszła narzeczona krótko strzeliła go nasadą pięści w oko.Paszko zła-pał się za twarz.Dziewczyna uniosła dla większej swobody cotehardie i potężniekopnęła go w krocze.Niedoszły narzeczony skurczył się, ze świstem wciągnąłpowietrze, a potem zawył wilczo i padł na klęczki, oburącz ściskając swe mę-skie skarby.Nikoletta jeszcze wyżej podniosła suknię, demonstrując zgrabne uda,z podskoku kopnęła go w bok głowy, okręciła się, kopnęła w pierś.Paszko Pako-sławic Rymbaba runął na kręte schody i stoczył się po nich, koziołkując.Reynevan podniósł się na kolana.Stała nad nim, spokojna, nawet nie bardzozdyszana, ledwo co falująca biustem, tylko oczy, płonące jak u pantery, zdradzałypodniecenie.Udawała, pomyślał, tylko udawała lękliwą i zastraszoną.Omamiławszystkich, mnie też. Co teraz, Alkasynie? Na górę.Prędko, Nikoletto.Pobiegła, skacząc po stopniach jak kozica, ledwo mógł za nią nadążyć.Trze-ba będzie, pomyślał, sapiąc, poglądy odnośnie słabości płci poddać gruntownejweryfikacji.333 * * *Paszko Rymbaba sturlał się aż na sam dół schodów, z impetem wykocił dohalli, na środek, niemal pod stół.Leżał przez chwilę, łapiąc powietrze ustami jakkarp wyciągnięty niewodem, potem stęknął, jęknął, zakołysał głową, trzymającsię za genitalia.Potem usiadł.W halli nie było nikogo, nie licząc trupa Woldana z wbitą w pierś rohatyną.I skrzywionego z bólu Hubercika, tulącego do brzucha rękę, ewidentnie złamaną.Giermek napotkał wzrok Rymbaby, wskazał głową drzwi wiodące ku wyjściu napodwórzec.Zbytecznie, Paszko już wcześniej usłyszał dobiegające stamtąd hała-sy, krzyki, miarowe łomotanie.Do halli zajrzeli przerażona dziewka i pachołek, iście, jak w przyśpiewce: se-rvus cum ancilla.Uciekli, gdy tylko na nich spojrzał.Paszko wstał, zaklął obrzy-dliwie, zerwał ze ściany wielki berdysz z toporzyskiem poczerniałym i usianymdziurkami po kornikach.Przez chwilę bił się z myślami.Choć aż wrzał ze złejochoty, by zemstę wywrzeć na wrednej Bibersteinównie, rozsądek podpowiadał,że należy pomóc comitivie.Bibersteinówna, pomyślał, przed zemstą nie ucieknie, z wieży wyjścia nie ma.Na razie, pomyślał, czując, jak puchną mu jaja, ukarzę ją więc tylko wyniosłąwzgardą.Najpierw zapłacą mu tamci. Czekajcie, mać waszą!  wrzasnął, kusztykając w stronę wyjścia na po-dwórzec i odgłosów walki. Już ja was!* * *Drzwi wieży dygotały od wstrząsających nimi uderzeń.Szarlej zaklął. Pospiesz się!  krzyknął. Samsonie!Samson Miodek wywlókł ze stajni dwa osiodłane wierzchowce.Na pachołka,który zeskoczył ze stropu, ryknął groznie.Pachołek pierzchnął, migając piętami. Te drzwi długo nie wytrzymają  Szarlej zbiegł po kamiennych schodach,przejął od niego wodze. Brama, prędko!Samson też widział, jak w drzwiach, którymi udało im się odgrodzić od Bukai jego kamratów, pękła i najeżyła się drzazgami kolejna deska.Dzwięczało że-lazo o mur i metal, było jasne, że rozwścieczeni raubritterzy usiłowali wyrąbaćzawiasy.Faktycznie, nie było czasu do stracenia.Samson rozejrzał się.Bramęzamykała belka, zabezpieczona dodatkowo masywną kłódką.Olbrzym w trzechskokach znalazł się przy stosie opału, wyrwał z pniaka wielki topór ciesielski,334 w następnych trzech susach był przy bramie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl