[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kulki zaatakowały mu usta jak chmara rozjuszonych owadów.Czuł, jak ochoczo postukują mu o zęby i wlewają się strumieniem do żołądka - metalowe gryzonie dążące pod wpływem siły ciężkości do najniższego punktu w pojemniku, w którym się znalazły.Było im obojętne, że dostępnymi dla nich pojemnikami są w tej chwili jego żołądek i płuca.Zamykając usta, wyprostował się z trudem i wynurzył głowę na powietrze.Wypluł kuleczki z ust, ale wargi miał tuż nad powierzchnią i nowa fala zalała mu brodę, wypełniając usta metalowym rojem.Każda próba wyplucia go musiała się skończyć kolejnym napływem kulek.Przełknął je spazmatycznie ze śliną i oddychając przez zaciśnięte zęby przedostał się do ściany silosu.Nie opodal biegła barierka.Chwycił ją, pokrzepiony, podciągnął się na pomost, i na leżąco zwymiotował.Dopiero po zwróceniu wszystkich co do jednej diabelskich kulek z żołądka, przypomniał sobie o Gwynnie.Detektyw, sięgający mu do ramienia, nie był w stanie wystawić głowy ponad powierzchnię kulek.Carewe zajrzał do silosu, ale nic się w nim nie poruszało.Gwynne albo.- szukał właściwego słowa - utonął, albo leżał żywy na dnie zbiornika.Myśl, żeby umyślnie zanurzyć głowę w srebrzystym „płynie”, napełniła Carewe'a przerażeniem, niewykluczone jednak, że detektyw mógł żyć jeszcze dłuższy czas, oddychając powietrzem przesączającym się między kulkami, i pozostawienie go tam było nie do pomyślenia.Spuszczał właśnie nogi przez krawędź silosu, kiedy w środku zaszła zmiana.Równa połyskliwa powierzchnia rozjarzyła się od spodu pięknym purpurowym światłem.Wyglądało to tak, jakby miliony stalowych kulek przemieniły się w rubiny oświetlone przez chwilę blaskiem słońca.Światło nagle zgasło i Carewe, który właśnie opuszczał się do silosu, zamarł w bezruchu.Gwynne nacisnął spust lasera, to pewne.Ale czy niechcący? Środek zbiornika rozjarzył się ponownie, ale tym razem w jednym punkcie, przybierając kolor rozżarzonego metalu.Carewe poczuł na twarzy żar, a potem w nozdrzach zapach przypalonej stali i czegoś jeszcze.Dławiąc się i dusząc, podpełzł do wąskich schodów prowadzących na parter.Na dole uświadomił sobie, że w spodniach i butach ma pełno kulek uwierających go przy chodzeniu.Usiadł, zdjął buty i wysypał z nich stalowe kuleczki przysłuchując się z roztargnieniem, jak zmykają wyzwolone, tocząc się po niedostrzegalnych pochyłościach podłogi.Gwynne zginął!!! Z miliona nowych dni, które według Osmana stanowiły przyrodzone prawo każdego człowieka, nie zostało mu nic, nic! Przestał być człowiekiem, detektywem, wrogiem.Przestał istnieć.Smutek i zaskoczenie, jakie odczuwa nieśmiertelny w zetknięciu ze śmiercią, utrudniły Carewe'owi oddychanie.Potrząsnął głową, miotając gorzkie przekleństwa w obojętną ciemność, a potem otrzeźwiał i zabrał się stanowczo do usuwania reszty kulek.Musiał w tym celu zdjąć całe ubranie i wywrócić je na drugą stronę.Zajmując się tym, odkrył dalsze stalowe kulki pod językiem i w głębi nosa.Dmuchał i pluł, a potem poczuł coś dziwnego w oczach.Kiedy nacisnął dookoła powieki, z oczodołów wyskoczyły kulki i ześliznęły się po policzkach.Upłynęło dziesięć minut, nim się ubrał i dotarł do drzwi, przez które z Gwynne'em weszli do fabryki.Poszedł do bolidu detektywa, a kiedy przypomniał sobie, że nie ma kluczyka do zapłonu, ruszył na piechotę przez sterylnie puste ulice, próbując w myślach odtworzyć trasę, którą tu przyjechali.Wypadki tej nocy sparaliżowały mu umysł, ale kilka wniosków nasuwało się nieodparcie.Wiadomość, że Atenę wyśledzono w Idaho Falls, została sfabrykowana - był to starannie zaplanowany podstęp, żeby wywabić go z rejonu Three Springs i spowodować jego „zniknięcie”.Ponieważ Gwynne'a wynajął Baienboim, wypływał stąd wniosek, że prezes Farmy obdarzył Carewe'a nowym rodzajem nieśmiertelności, a potem zaaranżował serię zamachów na jego życie.Tylko dlaczego? Z jakiegoż to powodu.?Przyszła mu do głowy nowa myśl, spychając analizę motywów postępowania Barenboima na dalszy plan.Jeżeli Barenboim chciał go zabić, to w takim razie cała historia ó machinacjach konkurencyjnej firmy farmaceutycznej też została wyssana z palca, a to oznaczało, że Atena równie dobrze może już nie żyć.A zarazem, że jeśli żyje, to tylko Barenboim wie, gdzie jej szukać.Rozdział czternastyPosterunek policji tonął w mroku.Carewe, który swoją pobieżną wiedzę na temat działalności policji czerpał z przygodnych programów trójwizji, był tym zaskoczony.Wiedział, że w dostatnim i uporządkowanym babskim społeczeństwie przestępstwa popełniano stosunkowo rzadko, ale nie przyszło mu na myśl, że policja pracuje w zwykłych godzinach urzędowania.Stopy paliły go po godzinnych poszukiwaniach, które przywiodły go na ten posterunek, a klatka piersiowa dawała mu się we znaki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl