[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ażeby ocalić honor, który chcesz mi pan wydrzeć- O!.zachowajże pan ten drogi skarb - odparł Wokulski i wydo-był z biurka fatalne dokumenta.- Czy o te papiery panu chodzi?- Pan pytasz?.pan naigrawasz się z mojej rozpaczy!- Uważa pan, panie Maruszewicz - mówił Wokulski przeglądającpapiery - mógłbym panu w tej chwili wypowiedzieć kilka morałówalbo nawet przez pewien czas zostawić pana w niepewności.Ale żeobaj jesteśmy już pełnoletni, więc.Rozdarł papiery i kawałki ich oddał Maruszewiczowi.- Więc niech pan zachowa sobie to na pamiątkę.Maruszewicz ukląkł przed nim.- Panie! - zawołał - darowałeś mi życie.Wdzięczność moja.-.Nie bądz pan śmieszny - przerwał mu Wokulski.- O życie pańskiebyłem zupełnie spokojny, tak jak jestem pewny, że kiedyś dostaniesz siędo więzienia.Cała rzecz, że ja nie chcę panu ułatwiać tej podróży.802 LALKA- O, pan jesteś nielitościwy! - odparł Maruszewicz, machinalnieotrzepując spodnie.- Jedno życzliwsze słowo, jeden cieplejszy uściskręki może wprowadziłby mnie na nowe tory.Ale pan nie możesz sięna to zdobyć.- No, żegnam pana, panie Maruszewicz.Niech tylko panu nieprzyjdzie koncept podpisać kiedy mego nazwiska, bo wówczas.Rozumie pan?Maruszewicz wyszedł obrażony. To dla ciebie, dla ciebie, ty ukochana, ubył dziś jeden więzień.Straszna to rzecz uwięzić kogoś, nawet złodzieja i oszczercę - po-myślał Wokulski.Przez chwilę jeszcze toczyła się w nim walka.Raz - wyrzucałsobie, że mogąc uwolnić świat od hultaja nie zrobił tego, to znowumyślał, co działoby się z nim, gdyby tak jego samego uwięziono,oderwano od panny Izabeli na całe miesiące, może na lata. Cóż to za okropność już nigdy jej nie zobaczyć.Kto zresztąwie, czy miłosierdzie nie jest najlepszą sprawiedliwością?.Jaki jasię robię sentymentalny!.803 Bolesław PrusROZDZIAA PIETNASTY:,TEMPUS FUGIT, AETERNITAS MANETJakkolwiek sprawa z Maruszewiczem załatwiła się we czteryoczy, jednak wieść o niej rozeszła się.Wokulski powiedział o tymRzeckiemu i kazał wykreślić z księgi rzekomy dług barona.Maru-szewicz zaś opowiedział baronowi dodając, że baron już nie powi-nien gniewać się na niego, ponieważ dług został umorzony a on,Maruszewicz, ma zamiar poprawić się.- Czuję - mówił wzdychając - że byłbym inny, gdybym miał choćze trzy tysiące rubli rocznie.Nikczemny świat, na którym tacy jakja ludzie muszą się marnować!.- No, daj spokój, Maruszewicz - uspakajał go baron.- Kochamcię, ale przecie wszyscy wiedzą, że jesteś hultaj.- Zaglądałeś, baron, w moje serce?.wiesz, jakie tam uczucia?.O, gdyby istniał jakiś trybunał, który umie czytać w duszy człowie-ka, zobaczylibyśmy, kto z nas lepszy: ja czy ci, co mnie sądzą i po-tępiają!.:W rezultacie tak Rzecki, jak baron, jak książę i paru hrabiów,którzy dowiedzieli się o  nowym figlu Maruszewicza, wszyscyprzyznawali, że Wokulski postąpił szlachetnie, ale nie po męsku.- To bardzo piękny czyn - mówił książę - ale.nie w stylu Wo-kulskiego.On mi wyglądał na jednego z tych ludzi, którzy w spo-łeczeństwie stanowią siłę tworzącą rzeczy dobre, a karcącą łotrów.Tak jak postąpił Wokulski z Maruszewiczem, mógłby zrobić każdyksiądz.Obawiam się, że ten człowiek traci energię.W rzeczywistości Wokulski nie stracił energii, ale zmienił się podwieloma względami.Sklepem na przykład nie zajmował się, nawetczuł do niego wstręt, ponieważ tytuł kupca galanteryjnego szkodziłmu w oczach panny Izabeli.Natomiast zaczął goręcej zajmować się804 LALKAspółką do handlu z cesarstwem, ponieważ ona przynosiła ogromnedochody, a tym samym zwiększała majątek, który chciał ofiarowaćpannie Izabeli.Prawie od chwili kiedy oświadczył się i został przyjęty, opanowa-ła go dziwna rzewność i współczucie.Zdawało mu się, że nie tylkonie umiałby nikomu zrobić przykrości, ale nawet sam nie umiałbysię bronić przeciw krzywdom, byle te nie dotykały panny Izabeli.Natomiast czuł niepokonaną potrzebę robienia dobrze innym.Oprócz zapisu dla Rzeckiego, przeznaczył Lisieckiemu i Klejnowi,swoim byłym subiektom, po cztery tysiące rubli, tytułem wynagro-dzenia szkód, jakie wyrządził im sprzedając sklep Szlangbaumowi.Przeznaczył również około dwunastu tysięcy rubli na gratyfikacjedla inkasentów, woznych, parobków i furmanów.Węgiełkowi nie tylko sprawił huczne wesele, ale jeszcze do sumyobiecanej młodemu małżeństwu dołożył kilkaset rubli.Ponieważw tym czasie furmanowi Wysockiemu urodziła się córka, więc trzy-mał ją do chrztu; gdy zaś sprytny ojciec dał dziecku imię Izabeli,Wokulski złożył dla niej pięćset rubli na posag.Imię to było mu bardzo drogie.Nieraz, gdy siedział samotny,brał papier i ołówek i bez końca pisał: Izabela.Iza.Bela.a potempalił, ażeby nazwisko ukochanej nie wpadło w obce ręce.Miał za-miar kupić pod Warszawą mały folwark, zbudować willę i nazwaćją Izabelinem.Przypomniał sobie, że w czasie jego wędrówek pogórach uralskich pewien uczony, który znalazł nowy minerał, radziłsię: jak by go nazwać? I wyrzucał sobie, że nie znając wówczas pan-ny Izabeli, nie wpadł jednakże na pomysł nazwania go izabelitem.Nareszcie przeczytawszy w gazetach o znalezieniu nowej planeto-idy, której znalazca również kłopotał się o danie jej nazwiska, chciałprzeznaczyć dużą nagrodę temu z astronomów, który odkryje noweciało niebieskie i nazwie je :Izabelą.Odurzające przywiązanie do jednej kobiety nie wykluczało jed-nak myśli o drugiej.Niekiedy przypominał sobie panią Stawską,805 Bolesław Pruso której wiedział, że wszystko gotowa była dla niego poświęcić,i czuł jakby wyrzuty sumienia. No, co ja zrobię?.- mówił.- Com winien, że tę kocham, a tamtą.Gdybyż ona zapomniała o mnie i była szczęśliwą.Na wszelki sposób postanowił zabezpieczyć jej przyszłość i sta-nowczo dowiedzieć się o jej mężu. Niech przynajmniej nie potrzebuje troszczyć się o jutro.Nie-chaj ma posag dla dziecka.Co kilka dni widywał pannę Izabelę w licznych towarzystwach,otoczoną młodszymi i starszymi ludzmi.Ale już nie raziły go aniumizgi mężczyzn, ani jej spojrzenia i uśmiechy. Taką ma naturę - myślał - nie umie ani śmiać się, ani patrzećinaczej.Jest jak kwiat albo jak słońce, które mimo woli uszczęśliwiawszystkich, dla wszystkich jest piękne.Pewnego dnia otrzymał telegram z Zasławia wzywający go napogrzeb prezesowej. Zmarła?.- szepnął.- Jaka szkoda tej zacnej kobiety!.Dlaczegoja nie byłem przed jej śmiercią?.Zmartwił się, posmutniał, ale - nie pojechał na pogrzeb starusz-ki, która dała mu tyle dowodów życzliwości.Nie miał odwagi roz-stać się z panną Izabelą nawet na kilka dni.Już zrozumiał, że nie należy do siebie, że wszystkie jego myśli,uczucia i pragnienia, wszystkie zamiary i nadzieje przykute są dotej jednej kobiety.Gdyby ona umarła, nie potrzebowałby się zabi-jać; jego dusza sama odleciałaby za nią jak ptak, który tylko chwilęodpoczywa na gałęzi.Zresztą nawet nie mówił z nią o miłości, jaknie mówi się o ciężarze ciała albo o powietrzu, które człowieka na-pełnia i ze wszystkich stron otacza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl