[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Normalni ludzie nie powinni się tak zachowywać jak ci, których po-kazują.A gry nie są realne. A ty jesteś? A skąd mam wiedzieć?!  zirytował się spoglądający w ślad za samochodemBigmac. Czuję się prawdziwy.A poza tym to i tak są bzdury! Co mianowicie? Wszystko.Kto by się tam zresztą tym martwił.Wracamy.Przeszli przez coś, co w 1965 roku było skwerem, a obecnie stało się zatrutym przezpsie odchody cmentarzyskiem wózków sklepowych. Plonker to szajbus  odezwał się Bigmac. Trochę dziki i trochę szurnięty.Ależyje w dużym, niezłym domu. Gdzie? Gdzieś przy Tyne Avenue albo przy Crescent. Bigmac zamilkł, przybierającniebieskawy odcień.Odcień zmienił się na czerwony, a obok przemknął wóz policyjny z migającym ko-gutem i włączoną syreną.Bigmac zamarł. Jak on ma na imię?  spytał Johnny. Co?.A, ten.Garry.Bigmac jak zahipnotyzowany wpatrywał się w zakręt, zza którego widać było po-blask policyjnego koguta  najwyrazniej wóz zatrzymał się blisko zakrętu.65  Garry jak?  pogonił go Johnny. Chyba Dunn. Bigmac był spocony, choć noc zdecydowanie nie należała doupalnych.Przy dzwiękach głębiej pojękującej syreny przemknęła obok nich karetka, błyskającbłękitno-czerwonym sygnałem.Bigmac przestąpił nerwowo z nogi na nogę. Bigmac. Zjeżdżamy stąd!Bigmac zrobił w tył zwrot i z tupotem wykonał własne polecenie.Johnny nie był za-skoczony ani kradzieżą samochodu  każdy, kto zostawia wóz w sąsiedztwie wieży,sam jest sobie winien  ani reakcją kolegi, który po prawdzie z kradzieżą nic wspólne-go nie miał.Bigmac na widok policjanta albo zachowywał się, jakby przed chwilą ogra-bił staruszkę, albo uciekał, jeśli naturalnie miał na to cień szansy.Była to odruch bez-warunkowy.Tym razem jednak Bigmac pobiegł ku błyskającym światłom, co samo w sobie byłonienormalne.A Johnny pobiegł za nim  bądz co bądz nie zostawia się przyjaciół, zwłaszcza za-chowujących się mniej niż normalnie.Mimo, że jego pokój pełen był sprzętu kulturystycznego, który niechybnie wywołał-by żywiołową wręcz radość policji głowiącej się nad kradzieżą w Sports Center, Bigmackondycji nie miał za grosz, toteż Johnny dogonił go bez kłopotu, i to przed zakrętem. Mówiłem.ci.żebyś.spadał.nie.twoja.sprawa!  wysapał Bigmac. Mieli wypadek, nie? Nazzer.dobry.kierowca. W jezdzie nie w tę stronę?Za zakrętem minęła ich po chwili kolejna karetka i zahamowała z piskiem opon kil-kanaście metrów dalej.Stała tam już jedna karetka i wóz policyjny.Tłumek zasłaniającywidok na przyczynę tego zjazdu dyskotek rozstąpił się, by przepuścić sanitariuszy z no-szami, dzięki czemu Johnny miał okazję dojrzeć, co to jest.Był to samochód.A raczejto, co zostało z samochodu, który próbował znalezć się w tym samym miejscu co jadą-ca z przeciwka betoniarka.Betoniarka leżała na chodniku, a jej ładunek w oczach zmie-niał się w największą płytę chodnikową świata. Wątpię, żebyś chciał podejść bliżej!  Johnny złapał Bigmaca za ramię i odwró-cił.Z oddali dochodził dzwięk strażackiej syreny.Dzwięk zbliżał się szybko, co najwy-razniej zmobilizowało Bigmaca  uwolnił się i odwrócił akurat w chwili, w której jed-nemu z policjantów udało się wyłamać łomem drzwi w stercie złomu, która jeszczeprzed chwilą była samochodem.Bigmac zamarł.66 A po naprawdę długiej chwili sztywno podszedł do najbliższego murku odgradzają-cego przydomowy ogródek od ulicy i zwymiotował.Robił to długo i dokładnie, toteż gdy w końcu się wyprostował, trzęsło nim z zimnai przerażenia. Gdyby nie ty. wykrztusił  też bym tam był.I dokładnie zapaskudził sobie koszulkę, gdy ta prosta prawda w pełni doń dotarła.Johnny zdjął kurtkę i narzucił mu ją na trzęsące się ramiona..chcieli, żebym z nimi jechał, chcieli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl