Pokrewne
- Strona Główna
- Brooks Terry Piesn Shannary (SCAN dal 738)
- Goodkind Terry Pierwsze prawo magii
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8 (2)
- Brooks Terry Kapitan Hak scr
- Brooks Terry Potomkowie Shannary
- Brooks Terry Piesn Shannary
- Brooks Terry Kapitan Hak
- Brooks Terry Kapitan Hak (2)
- Cook Robin Epidemia
- Kenneth Goddard Alchemik
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- marcelq.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A co pan może załatwić?- Hm.- zastanowił się Dibbler.- Na początek tyle, że zapłacą wam za dzisiejszy występ.- A co z meblami? - zainteresował się Buddy.- Och, rozwalają tu wszystko co wieczór - odparł lekceważąco Dibbler.- Hibiskus próbował was wykiwać.Pogadam z nim.Tak między nami, chłopaki, powinniście uważać na takich ludzi jak on.Pochylił się.Gdyby uśmiechnął się jeszcze trochę szerzej, odpadłby mu czubek głowy.- To miasto, chłopcy - rzekł -jest prawdziwą dżunglą.-Jeśli załatwi nam wypłatę - stwierdził Buog - to ja mu ufam.- Tak po prostu? - zdziwił się Klif.- Ufam każdemu, kto daje mi pieniądze.Buddy zerknął na stół.Sam nie wiedział dlaczego, ale miał wrażenie, że gdyby coś było nie w porządku, gitara by zareagowała.Może zagrała fałszywy akord? Ale ona tylko brzęczała cicho do siebie.- Zresztą niech będzie.Jak mam przez to zachować swoje zęby, to popieram - zgodził się Klif.- Dobrze - rzucił Buddy.- Świetnie! Wspaniale! Razem stworzymy znakomitą muzykę.A przynajmniej wy, chłopcy, stworzycie.Dibbler wyciągnął kartkę papieru i ołówek.W jego oczach za-ryczał lew.***Gdzieś wysoko w Ramtopach Susan wjechała na Pimpusiu ponad warstwę chmur.-Jak on może tak mówić? - zapytała.- Bawi się ludzkim życiem, a potem opowiada o obowiązku.***W Gildii Muzykantów paliły się wszystkie światła.Butelka ginu zagrała werbel na krawędzi szklanki.Potem zabębniła krótko na blacie, kiedy Satchmon ją odstawił.- Czy ktoś wie, kim oni są, do wszystkich piekieł? - spytał pan Clete, kiedy przy drugiej próbie Satchmon zdołał chwycić szklankę.- Ktoś przecież musi wiedzieć!- Chłopaka nie znam - odparł Satchmon.- Nikt go tu wcześniej nie widział.A ten.ten.No, zna pan trolle.Może być każdym.- Jeden z nich to z całą pewnością bibliotekarz z uniwersytetu - stwierdził Herbert „Klawesyn” Szurnoog, bibliotekarz Gildii Muzykantów.- Na razie możemy dać sobie z nim spokój - uznał Clete.Jego towarzysze pokiwali głowami.Nikt nie miał ochoty próbować pobić bibliotekarza, jeśli miał pod ręką kogoś mniejszego.- Co z krasnoludem?- Hm.- Ktoś mówił, że to chyba Buog Buogsson.Mieszka gdzieś przy Drodze Fedry.- Weźcie paru chłopców i idźcie tam natychmiast - warknął Clete.- Trzeba im wyjaśnić obowiązki muzyków w tym mieście.Natychmiast.Hat, hat, hat.***Muzycy szli spiesznie przez mrok, oddalając się od gwaruZałatanego Bębna.- Bardzo był miły - stwierdził Buog.- Nie tylko dostaliśmy nasze honorarium, ale dodał nam jeszcze dwadzieścia dolarów a konto przyszłej setki, którą zarobimy.- On chyba powiedział - wtrącił Klif - że daje nam dwadzieścia dolarów, a oddamy z odsetkami.- To przecież na jedno wychodzi, prawda? I mówił, że załatwi nam inne występy.Czytaliście kontrakt?- A ty?- Były tam bardzo małe literki - mruknął Buog.I natychmiast się rozpromienił.- Za to było ich bardzo dużo.To musi być dobry kontrakt, skoro tak dużo jest na nim napisane.- Bibliotekarz uciekł - przypomniał Buddy.- Strasznie dużo uukał, a potem uciekł.- Cha, cha! Potem będzie żałował.Ludzie go kiedyś zapytają, a on powie: Wiecie, odszedłem, zanim stali się sławni.- Powie: Uuk.- Zresztą i tak fortepian wymaga napraw.- Jasne - zgodził się Klif.- Wiecie, kiedyś żem widział gościa, co skleja różne rzeczy z zapałek.On by to mógł naprawić.Parę dolarów zmieniło się w dwie porcje baraniej korma i smołowe yindaloo w Ogrodach Curry, plus butelka wina tak zmieszanego z chemikaliami, że nawet Klif mógł je pić.- Potem - rzekł Buog, kiedy siedzieli, czekając na zamówione dania - znajdziemy sobie nowe mieszkanie.- A co ci się nie podoba w starym?- Ma w drzwiach dziurę w kształcie fortepianu.- Przecie żeś ją sam wyrąbał.- Co z tego?- Gospodarz nie będzie narzekał?- Pewnie że będzie.Od tego są gospodarze.Zresztą wspinamy się na szczyty, chłopaki.Czuję to w swojej wodzie.- Myślałem, że jesteś szczęśliwy, kiedy ci płacą - wtrącił Buddy.- Owszem.Zgadza się.Ale jestem jeszcze szczęśliwszy, kiedy mi płacą dużo.Gitara zabrzęczała.Buddy sięgnął po nią i trącił strunę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.- A co pan może załatwić?- Hm.- zastanowił się Dibbler.- Na początek tyle, że zapłacą wam za dzisiejszy występ.- A co z meblami? - zainteresował się Buddy.- Och, rozwalają tu wszystko co wieczór - odparł lekceważąco Dibbler.- Hibiskus próbował was wykiwać.Pogadam z nim.Tak między nami, chłopaki, powinniście uważać na takich ludzi jak on.Pochylił się.Gdyby uśmiechnął się jeszcze trochę szerzej, odpadłby mu czubek głowy.- To miasto, chłopcy - rzekł -jest prawdziwą dżunglą.-Jeśli załatwi nam wypłatę - stwierdził Buog - to ja mu ufam.- Tak po prostu? - zdziwił się Klif.- Ufam każdemu, kto daje mi pieniądze.Buddy zerknął na stół.Sam nie wiedział dlaczego, ale miał wrażenie, że gdyby coś było nie w porządku, gitara by zareagowała.Może zagrała fałszywy akord? Ale ona tylko brzęczała cicho do siebie.- Zresztą niech będzie.Jak mam przez to zachować swoje zęby, to popieram - zgodził się Klif.- Dobrze - rzucił Buddy.- Świetnie! Wspaniale! Razem stworzymy znakomitą muzykę.A przynajmniej wy, chłopcy, stworzycie.Dibbler wyciągnął kartkę papieru i ołówek.W jego oczach za-ryczał lew.***Gdzieś wysoko w Ramtopach Susan wjechała na Pimpusiu ponad warstwę chmur.-Jak on może tak mówić? - zapytała.- Bawi się ludzkim życiem, a potem opowiada o obowiązku.***W Gildii Muzykantów paliły się wszystkie światła.Butelka ginu zagrała werbel na krawędzi szklanki.Potem zabębniła krótko na blacie, kiedy Satchmon ją odstawił.- Czy ktoś wie, kim oni są, do wszystkich piekieł? - spytał pan Clete, kiedy przy drugiej próbie Satchmon zdołał chwycić szklankę.- Ktoś przecież musi wiedzieć!- Chłopaka nie znam - odparł Satchmon.- Nikt go tu wcześniej nie widział.A ten.ten.No, zna pan trolle.Może być każdym.- Jeden z nich to z całą pewnością bibliotekarz z uniwersytetu - stwierdził Herbert „Klawesyn” Szurnoog, bibliotekarz Gildii Muzykantów.- Na razie możemy dać sobie z nim spokój - uznał Clete.Jego towarzysze pokiwali głowami.Nikt nie miał ochoty próbować pobić bibliotekarza, jeśli miał pod ręką kogoś mniejszego.- Co z krasnoludem?- Hm.- Ktoś mówił, że to chyba Buog Buogsson.Mieszka gdzieś przy Drodze Fedry.- Weźcie paru chłopców i idźcie tam natychmiast - warknął Clete.- Trzeba im wyjaśnić obowiązki muzyków w tym mieście.Natychmiast.Hat, hat, hat.***Muzycy szli spiesznie przez mrok, oddalając się od gwaruZałatanego Bębna.- Bardzo był miły - stwierdził Buog.- Nie tylko dostaliśmy nasze honorarium, ale dodał nam jeszcze dwadzieścia dolarów a konto przyszłej setki, którą zarobimy.- On chyba powiedział - wtrącił Klif - że daje nam dwadzieścia dolarów, a oddamy z odsetkami.- To przecież na jedno wychodzi, prawda? I mówił, że załatwi nam inne występy.Czytaliście kontrakt?- A ty?- Były tam bardzo małe literki - mruknął Buog.I natychmiast się rozpromienił.- Za to było ich bardzo dużo.To musi być dobry kontrakt, skoro tak dużo jest na nim napisane.- Bibliotekarz uciekł - przypomniał Buddy.- Strasznie dużo uukał, a potem uciekł.- Cha, cha! Potem będzie żałował.Ludzie go kiedyś zapytają, a on powie: Wiecie, odszedłem, zanim stali się sławni.- Powie: Uuk.- Zresztą i tak fortepian wymaga napraw.- Jasne - zgodził się Klif.- Wiecie, kiedyś żem widział gościa, co skleja różne rzeczy z zapałek.On by to mógł naprawić.Parę dolarów zmieniło się w dwie porcje baraniej korma i smołowe yindaloo w Ogrodach Curry, plus butelka wina tak zmieszanego z chemikaliami, że nawet Klif mógł je pić.- Potem - rzekł Buog, kiedy siedzieli, czekając na zamówione dania - znajdziemy sobie nowe mieszkanie.- A co ci się nie podoba w starym?- Ma w drzwiach dziurę w kształcie fortepianu.- Przecie żeś ją sam wyrąbał.- Co z tego?- Gospodarz nie będzie narzekał?- Pewnie że będzie.Od tego są gospodarze.Zresztą wspinamy się na szczyty, chłopaki.Czuję to w swojej wodzie.- Myślałem, że jesteś szczęśliwy, kiedy ci płacą - wtrącił Buddy.- Owszem.Zgadza się.Ale jestem jeszcze szczęśliwszy, kiedy mi płacą dużo.Gitara zabrzęczała.Buddy sięgnął po nią i trącił strunę [ Pobierz całość w formacie PDF ]