Pokrewne
- Strona Główna
- IGRZYSKA ÂŒMIERCI 01 Igrzyska ÂŒmierci
- Michael Judith Œcieżki kłamstwa 01 Œcieżki kłamstwa
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Collins Suzanne Igrzyska Âœmierci 01 Igrzyska Âœmierci
- Chattam Maxime Otchłań zła 01 Otchłań zła
- Lacy K. Ford Deliver Us from Evil, The Slave
- Gibson William Mona Liza Turbo
- eBook Business Killer Internet Marketing Strategies
- Feist Raymond E & Wurst Janny Imperium 03 WÅ‚adczyni Imperium
- Prus Boleslaw Lalka 9789185805365
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- metta16.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PrzemokniÄ™ta do suchej nitki, obejrzaÅ‚am siÄ™,ale wÅ‚osy zasÅ‚aniaÅ‚y mi widok. Zawracamy?! zawoÅ‚aÅ‚ Joscelin do admiraÅ‚a. Admirale! Zawracamy? Idzie! ryknÄ…Å‚ Kwintyliusz Rousse, wskazujÄ…c drżącym palcem na WodÄ™.PrzybyÅ‚.Pan CieÅ›niny.Ci, którzy nie brali udziaÅ‚u w tej przeprawie, zarzucÄ… mi kÅ‚amstwo, aleprzysiÄ™gam, że to prawda.ZobaczyÅ‚am go, zobaczyÅ‚am twarz sunÄ…cÄ… w naszÄ…stronÄ™.Fale tworzyÅ‚y jego ciaÅ‚o, wÅ‚osy miaÅ‚ z chmur burzowych, bÅ‚yskawice woczach i przysiÄ™gam, że przemówiÅ‚.Jego gÅ‚os runÄ…Å‚ z góry jak lawina,zmuszajÄ…c nas do zasÅ‚oniÄ™cia uszu. KTO ZMIE SI PRZEPRAWIA?PodobieÅ„stwa siÄ™ przyciÄ…gajÄ….PrzywiÄ…zawszy siÄ™ do koÅ‚a, admiraÅ‚odpowiedziaÅ‚ z furiÄ…, ryczÄ…c na wiatr i potrzÄ…sajÄ…c pięściÄ…. Ja, stary draniu! I jeÅ›li chcesz, żeby twój bezcenny Czarny Dzik zawÅ‚adnÄ…Å‚AlbÄ…, to mnie przepuść!RozlegÅ‚ siÄ™ Å›miech.Twarz z wody wznosiÅ‚a siÄ™ trzy razy wyżej niż naszÅ›rodkowy maszt.Wyzwanie Roussego zabrzmiaÅ‚o żaÅ‚oÅ›nie.Zmiech przewalaÅ‚siÄ™ niczym grzmot, aż musiaÅ‚am zacisnąć rÄ™ce na obolaÅ‚ych uszach. TO NIE TWOJE MARZENIE, %7Å‚EGLARZU! CZYM GOTÓW JESTEZZAPAACI? Podaj cenÄ™! zawyÅ‚ Kwintyliusz Rousse, jego rÄ™ce przywieraÅ‚y do koÅ‚a jakprzykute.TrzymaÅ‚ kurs, rzucajÄ…c wyzwanie wichrom.OkrÄ™t zsunÄ…Å‚ siÄ™ w dolinÄ™fali. Podaj cenÄ™, stary draniu! ZapÅ‚acÄ™, ile trzeba!OkrÄ™t wspiÄ…Å‚ siÄ™ na grzbiet fali i skrÄ™ciÅ‚ w stronÄ™ rozdziawionej paszczy,ciemnej i bezkresnej, która otworzyÅ‚a siÄ™ na niebie.ZiaÅ‚a, wyrzucajÄ…c grzmotÅ›miechu, by poÅ‚knąć nas na zawsze.To koniec, pomyÅ›laÅ‚am, zamykajÄ…c oczy.Nagle poczuÅ‚am, że Joscelin już mnie nie osÅ‚ania. PiosenkÄ…! PoznaÅ‚am wytężony i przepeÅ‚niony nadziejÄ… gÅ‚os.JoscelinzÅ‚apaÅ‚ mnie za ramiÄ™ i poderwaÅ‚ na nogi, choć statek koÅ‚ysaÅ‚ siÄ™ na szczyciewysokiej fali. TakÄ…, jakiej nigdy nie sÅ‚yszaÅ‚eÅ›, Panie CieÅ›niny, na morzu! krzyknÄ…Å‚ do wykutego z fal oblicza, które piÄ™trzyÅ‚o siÄ™ ponad nami. ZapÅ‚acimypiosenkÄ…! JakÄ… piosenkÄ…? zapytaÅ‚am go z rozpaczÄ….Statek poÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ na burcie.Wiatr tarmosiÅ‚ mokrymi wÅ‚osami Joscelina, który znowu mnie przytrzymywaÅ‚.Z tego, co widziaÅ‚am, mogliÅ›my być jedynymi pozostaÅ‚ymi przy życiuÅ›miertelnikami. Joscelinie! JakÄ… piosenkÄ…?WykrzyczaÅ‚ odpowiedz; widziaÅ‚am, choć nie mogÅ‚am jej usÅ‚yszeć.WiatrporwaÅ‚ sÅ‚owa, rozdarÅ‚ je na strzÄ™py.Ale razem przeszliÅ›my tyle, ile tylkoczÅ‚owiek może znieść, w Å›nieżycy i w burzy, gdy wszystkie żywioÅ‚y przysiÄ™gÅ‚ysiÄ™ przeciwko nam.Nie musiaÅ‚ mówić gÅ‚oÅ›no, odczytaÅ‚am sÅ‚owa z ruchu jegowarg. Osada Guntera.Ponieważ nie mieliÅ›my nic do stracenia, zaÅ›piewaÅ‚am pieśń z osady Guntera:pieśń chwytajÄ…cÄ… za serce, jednÄ… z tych, których nauczyÅ‚a mnie Hedwiga i innekobiety, pieśń o czekaniu, o tÄ™sknocie, o przystojnym woju, który zginÄ…Å‚ mÅ‚odo,o rzece krwi i smutku, o orce, siewie i żniwie, o wczeÅ›nie nadchodzÄ…cej staroÅ›cii o tkaniu przy ogniu, gdy za drzwiami piÄ™trzÄ… siÄ™ Å›niegi zimy.Nie jestem Thelesis de Mornay, której gÅ‚os narzuca milczenie i każe sÅ‚uchaćz uwagÄ…, ale mam talent do jÄ™zyków, rozwiniÄ™ty przez Delaunaya.Te pieÅ›nipowierzyÅ‚am pamiÄ™ci, gryzmolÄ…c nadpalonÄ… gaÅ‚Ä…zkÄ… po stole przy kominie.ByÅ‚yto zwyczajne pieÅ›ni skaldyjskich kobiet, na które żaden uczony nigdy niezwróciÅ‚ uwagi.ZpiewaÅ‚am je w wichurze, wydzierajÄ…cej sÅ‚owa z moich ust,Å›piewaÅ‚am je Panu CieÅ›niny, którego twarz unosiÅ‚a siÄ™ ponad wodÄ…,niewiarygodnie wielka i straszna.A on sÅ‚uchaÅ‚.Nagle sztorm zaczÄ…Å‚ przycichać, okropne rysy roztopiÅ‚y siÄ™ wfaÅ‚ach.Nikt dotÄ…d nie przyniósÅ‚ tych pieÅ›ni nad morze.ZpiewaÅ‚am, gdy morze siÄ™ uspokajaÅ‚o i fale biÅ‚y leniwie o burty okrÄ™tu.Joscelin mnie podtrzymywaÅ‚, gdy mój gÅ‚os zaczÄ…Å‚ siÄ™ rwać.Marynarze, którzystruchleli w obliczu rychÅ‚ej zagÅ‚ady, powoli wracali na pokÅ‚ad.ZpiewaÅ‚amochryple o rodzÄ…cych siÄ™ dzieciach i o jodÅ‚ach zrzucajÄ…cych szyszki, gdyKwintyliusz Rousse potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…, jakby wychodzÄ…c z transu, i zawoÅ‚aÅ‚: Przyjmujesz naszÄ… zapÅ‚atÄ™?!Fale zadygotaÅ‚y, na powierzchni wody utworzyÅ‚a siÄ™ twarz, tym razemdobrotliwa i zadowolona, choć równie ogromna.Jej usta mogÅ‚yby poÅ‚knąć caÅ‚ystatek. TAAAAK. nadeszÅ‚a odpowiedz, cicha i straszna. MO%7Å‚ECIEPAYN.Twarz zniknęła.Sztorm przeminÄ…Å‚ z nagÅ‚oÅ›ciÄ… niespodziewanego ciosu.Fale wygÅ‚adziÅ‚y siÄ™,powiaÅ‚a zachodnia bryza, niebo pojaÅ›niaÅ‚o; jeszcze kilka godzin dzieliÅ‚o nas odzmierzchu.GÅ‚Ä™boko zaczerpnęłam tchu, czujÄ…c ból w gardle [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.PrzemokniÄ™ta do suchej nitki, obejrzaÅ‚am siÄ™,ale wÅ‚osy zasÅ‚aniaÅ‚y mi widok. Zawracamy?! zawoÅ‚aÅ‚ Joscelin do admiraÅ‚a. Admirale! Zawracamy? Idzie! ryknÄ…Å‚ Kwintyliusz Rousse, wskazujÄ…c drżącym palcem na WodÄ™.PrzybyÅ‚.Pan CieÅ›niny.Ci, którzy nie brali udziaÅ‚u w tej przeprawie, zarzucÄ… mi kÅ‚amstwo, aleprzysiÄ™gam, że to prawda.ZobaczyÅ‚am go, zobaczyÅ‚am twarz sunÄ…cÄ… w naszÄ…stronÄ™.Fale tworzyÅ‚y jego ciaÅ‚o, wÅ‚osy miaÅ‚ z chmur burzowych, bÅ‚yskawice woczach i przysiÄ™gam, że przemówiÅ‚.Jego gÅ‚os runÄ…Å‚ z góry jak lawina,zmuszajÄ…c nas do zasÅ‚oniÄ™cia uszu. KTO ZMIE SI PRZEPRAWIA?PodobieÅ„stwa siÄ™ przyciÄ…gajÄ….PrzywiÄ…zawszy siÄ™ do koÅ‚a, admiraÅ‚odpowiedziaÅ‚ z furiÄ…, ryczÄ…c na wiatr i potrzÄ…sajÄ…c pięściÄ…. Ja, stary draniu! I jeÅ›li chcesz, żeby twój bezcenny Czarny Dzik zawÅ‚adnÄ…Å‚AlbÄ…, to mnie przepuść!RozlegÅ‚ siÄ™ Å›miech.Twarz z wody wznosiÅ‚a siÄ™ trzy razy wyżej niż naszÅ›rodkowy maszt.Wyzwanie Roussego zabrzmiaÅ‚o żaÅ‚oÅ›nie.Zmiech przewalaÅ‚siÄ™ niczym grzmot, aż musiaÅ‚am zacisnąć rÄ™ce na obolaÅ‚ych uszach. TO NIE TWOJE MARZENIE, %7Å‚EGLARZU! CZYM GOTÓW JESTEZZAPAACI? Podaj cenÄ™! zawyÅ‚ Kwintyliusz Rousse, jego rÄ™ce przywieraÅ‚y do koÅ‚a jakprzykute.TrzymaÅ‚ kurs, rzucajÄ…c wyzwanie wichrom.OkrÄ™t zsunÄ…Å‚ siÄ™ w dolinÄ™fali. Podaj cenÄ™, stary draniu! ZapÅ‚acÄ™, ile trzeba!OkrÄ™t wspiÄ…Å‚ siÄ™ na grzbiet fali i skrÄ™ciÅ‚ w stronÄ™ rozdziawionej paszczy,ciemnej i bezkresnej, która otworzyÅ‚a siÄ™ na niebie.ZiaÅ‚a, wyrzucajÄ…c grzmotÅ›miechu, by poÅ‚knąć nas na zawsze.To koniec, pomyÅ›laÅ‚am, zamykajÄ…c oczy.Nagle poczuÅ‚am, że Joscelin już mnie nie osÅ‚ania. PiosenkÄ…! PoznaÅ‚am wytężony i przepeÅ‚niony nadziejÄ… gÅ‚os.JoscelinzÅ‚apaÅ‚ mnie za ramiÄ™ i poderwaÅ‚ na nogi, choć statek koÅ‚ysaÅ‚ siÄ™ na szczyciewysokiej fali. TakÄ…, jakiej nigdy nie sÅ‚yszaÅ‚eÅ›, Panie CieÅ›niny, na morzu! krzyknÄ…Å‚ do wykutego z fal oblicza, które piÄ™trzyÅ‚o siÄ™ ponad nami. ZapÅ‚acimypiosenkÄ…! JakÄ… piosenkÄ…? zapytaÅ‚am go z rozpaczÄ….Statek poÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ na burcie.Wiatr tarmosiÅ‚ mokrymi wÅ‚osami Joscelina, który znowu mnie przytrzymywaÅ‚.Z tego, co widziaÅ‚am, mogliÅ›my być jedynymi pozostaÅ‚ymi przy życiuÅ›miertelnikami. Joscelinie! JakÄ… piosenkÄ…?WykrzyczaÅ‚ odpowiedz; widziaÅ‚am, choć nie mogÅ‚am jej usÅ‚yszeć.WiatrporwaÅ‚ sÅ‚owa, rozdarÅ‚ je na strzÄ™py.Ale razem przeszliÅ›my tyle, ile tylkoczÅ‚owiek może znieść, w Å›nieżycy i w burzy, gdy wszystkie żywioÅ‚y przysiÄ™gÅ‚ysiÄ™ przeciwko nam.Nie musiaÅ‚ mówić gÅ‚oÅ›no, odczytaÅ‚am sÅ‚owa z ruchu jegowarg. Osada Guntera.Ponieważ nie mieliÅ›my nic do stracenia, zaÅ›piewaÅ‚am pieśń z osady Guntera:pieśń chwytajÄ…cÄ… za serce, jednÄ… z tych, których nauczyÅ‚a mnie Hedwiga i innekobiety, pieśń o czekaniu, o tÄ™sknocie, o przystojnym woju, który zginÄ…Å‚ mÅ‚odo,o rzece krwi i smutku, o orce, siewie i żniwie, o wczeÅ›nie nadchodzÄ…cej staroÅ›cii o tkaniu przy ogniu, gdy za drzwiami piÄ™trzÄ… siÄ™ Å›niegi zimy.Nie jestem Thelesis de Mornay, której gÅ‚os narzuca milczenie i każe sÅ‚uchaćz uwagÄ…, ale mam talent do jÄ™zyków, rozwiniÄ™ty przez Delaunaya.Te pieÅ›nipowierzyÅ‚am pamiÄ™ci, gryzmolÄ…c nadpalonÄ… gaÅ‚Ä…zkÄ… po stole przy kominie.ByÅ‚yto zwyczajne pieÅ›ni skaldyjskich kobiet, na które żaden uczony nigdy niezwróciÅ‚ uwagi.ZpiewaÅ‚am je w wichurze, wydzierajÄ…cej sÅ‚owa z moich ust,Å›piewaÅ‚am je Panu CieÅ›niny, którego twarz unosiÅ‚a siÄ™ ponad wodÄ…,niewiarygodnie wielka i straszna.A on sÅ‚uchaÅ‚.Nagle sztorm zaczÄ…Å‚ przycichać, okropne rysy roztopiÅ‚y siÄ™ wfaÅ‚ach.Nikt dotÄ…d nie przyniósÅ‚ tych pieÅ›ni nad morze.ZpiewaÅ‚am, gdy morze siÄ™ uspokajaÅ‚o i fale biÅ‚y leniwie o burty okrÄ™tu.Joscelin mnie podtrzymywaÅ‚, gdy mój gÅ‚os zaczÄ…Å‚ siÄ™ rwać.Marynarze, którzystruchleli w obliczu rychÅ‚ej zagÅ‚ady, powoli wracali na pokÅ‚ad.ZpiewaÅ‚amochryple o rodzÄ…cych siÄ™ dzieciach i o jodÅ‚ach zrzucajÄ…cych szyszki, gdyKwintyliusz Rousse potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…, jakby wychodzÄ…c z transu, i zawoÅ‚aÅ‚: Przyjmujesz naszÄ… zapÅ‚atÄ™?!Fale zadygotaÅ‚y, na powierzchni wody utworzyÅ‚a siÄ™ twarz, tym razemdobrotliwa i zadowolona, choć równie ogromna.Jej usta mogÅ‚yby poÅ‚knąć caÅ‚ystatek. TAAAAK. nadeszÅ‚a odpowiedz, cicha i straszna. MO%7Å‚ECIEPAYN.Twarz zniknęła.Sztorm przeminÄ…Å‚ z nagÅ‚oÅ›ciÄ… niespodziewanego ciosu.Fale wygÅ‚adziÅ‚y siÄ™,powiaÅ‚a zachodnia bryza, niebo pojaÅ›niaÅ‚o; jeszcze kilka godzin dzieliÅ‚o nas odzmierzchu.GÅ‚Ä™boko zaczerpnęłam tchu, czujÄ…c ból w gardle [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]