[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Freddy?! - spytałam ostro.- Uzależniona od leków na migrenęFreddy? - Wcale nie jest uzależniona - zaprzeczyła Ant, która też niejednątabletkę w życiu łyknęła.- Po prostu często miewa migreny.- Jak dla mnie to mogłaby nawet mieć sto guzów mózgu! Niebędzie pilnowała Małego Jona!- To nie zależy od ciebie - warknęła Ant.A po chwili dodała: - Akto inny?- Kiedy to spotkanie? - szybko wtrąciła się Laura.- Na pewno udanam się coś wymyślić.Ant dmuchnęła na kosmyk włosów wchodzący jej do oka, alenawet nie drgnął.- Laura, doceniam twoje starania, ale nie ma o czym rozmawiać.To ja zdecyduję, co jest najlepsze do mojego dziecka.Już miałam urwać jej łeb i kopnąć na schody, żeby ojciec - jeślikiedykolwiek wróci - miał makabryczną niespodziankę, alepowstrzymały mnie słowa Laury:- Tak jak zdecydowałaś poprzednio? O rany.- Co? - spytała Ant.- Co?! - ostrzegłam, nieruchomiejąc w połowie drogi domalutkiej łepetyny Ant.- Dziecko.To wcześniejsze.Zdecydowałaś, co będzie dla niegonajlepsze.że nie potrafisz się nim zająć.- Teraz? - spytałam siostrę, która najwyrazniej oszalała, gdy niepatrzyłam.- Teraz chcesz o tym rozmawiać?Co za fatalne wyczucie czasu: genetyczne dziedzictwo, odktórego biedna Laura nie miała szans się uwolnić. - Ja wcale.wcale.Opuściłam ręce.Ant miała teraz ważniejsze zmartwienia niżdekapitacja przez pasierbicę.- To była dobra decyzja - dodała Laura - ale najbardziej posłużyłapani.Ale zastanawia się pani kiedykolwiek, co się z nią stało?Myśli pani o niej?- Nie - powiedziała Ant, wpatrując się w niewiarygodnieniebieskie oczy Laury.- Nigdy o niej nie myślę.Tak samo jak niemyślę o tobie, kiedy cię tu nie ma.To stare dzieje.Nigdy niemyślę o tym, że jak zepniesz włosy, wyglądasz jak moja mama.Tak wyglądała, gdy wolała nas od butelki.Nigdy o tym nie myślęi nigdy nie myślę o niej, i nigdy, przenigdy nie myślę o tobie.- Aha.- Laura przełknęła ślinę, a ja walczyłam, żeby nie upaść nastojące w holu kwiaty.Wiedziała! Wiedziała! I nie zdradziła się ani słowem!- Rozumiem.- Jesteś naprawdę miłą dziewczyną, Lauro.Ucieszyłam się, gdycię poznałam.Zawsze się cieszę, gdy mnie odwiedzasz.Ale jestjuż pózno i czas na was.- O.oczywiście.- Było nam niewypowiedzianie miło - powiedziałam, idąc zaLaurą do drzwi.- Jak zawsze.Zołzo.Ant nic nie odpowiedziała, tylko stała długo w drzwiach.Upewniała się, że nie dorwie nas Parkingowy Zabójca.Albo żenaprawdę sobie poszłyśmy. Rozdział 23Podeszłyśmy do auta.Wsiadłyśmy.Zapaliłam silnik.Siedziałyśmy tak przez chwilę, czekając na ogrzewanie (nieprzejmowałyśmy się zbytnio Parkingowym Zabójcą).Ruszyłyśmy.Ant zamknęła drzwi (pewnie czekając na naszodjazd, odmroziła sobie swoje fitnesowe dupsko).W końcu nie wytrzymałam milczenia i wypaliłam:- Nie wierzę, że wiedziała.Nie wierzę, że wiedziała! Pewniewiedziała od samego początku, jak tylko cię zobaczyła.Jesteśpodobna do jej zmarłej matki alkoholiczki.A ona.onapozwalała nam przychodzić i opiekować się Jonem! Cały tenczas! A ty przyszłaś na jej przyjęcie! I przyniosłaś cholernyprezent od Tiffany'ego!- Jest.silną kobietą - Laura powiedziała cicho.- Jest AoooMatkoooooBoskaaaa!- Co? Co?!Laura obracała się na fotelu, a jej dłoń powędrowała na rękojeśćniewidzialnego miecza.Miała go zawsze przy sobie, ale stawałsię widoczny tylko wtedy, gdy Laura tego chciała.I tylko onamogła go dotknąć. Spojrzałam na nią, następnie na siedzącą na tylnym siedzeniublondynkę we wstecznym lusterku i znowu na Laurę.- Yy.zobaczyłam.wiewiórkę.Laura spojrzała na tylną kanapę, na podłogę, rozejrzała siędookoła samochodu.- Rany boskie, gdzie? Pod hamulcem?! Blondyna nie odrywałaode mnie wzroku, a ja usiłowałam skupić się na drodze.- Po prostu.przestraszyła mnie.Tak nagle wyskoczyła.-Posłałam piorunujące spojrzenie w lusterko.- Bez ostrzeżenia.- Sorry - odezwała się blondynka.- Nie strasz mnie więcej w ten sposób! - warknęła Laura.- To byłwystarczająco stresujący wieczór.- Co ty nie powiesz - wtrąciła blondyna siedząca z tyłu.Moje serce dudniło przez napływ adrenaliny (no dobrze, nienapływ, tylko strużkę, a dudnienie oznaczało jakieś dziesięćuderzeń na minutę), co było wystarczająco stresujące bezkonieczności obserwowania Laury, ducha na kanapie oraz drogi.- Czy ty.Czy.- jąkałam się.- Czy ty to planowałaś? Poprawka:od jak dawna to planowałaś?- Wcale tego nie planowałam - przyznała.- Takie carpe diem miwyszło.- Laura, mam nadzieję.mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę,że jak na An.jak na twoją matkę, to i tak poszło niezle.Słuchaj,była niemal miła.Co na jej standardy oznacza bardzo miła.- Tak, wiem. - Daj jej trochę czasu.Na pewno.- Wyhoduje duszę? - Jeszczejedno.nie zrozum mnie zle, ale jeśli masz zamiar porozmawiaćz naszym ojcem.- Jezu - zdumiała się kobieta z tyłu.- To lepsze niż Dynastia.- Zamknij się!- Co za dobra rada - odezwała się Laura.- Nie, yy.Chodziło mi o to.nie sądzę, żeby to był dobrypomysł.jeszcze nie teraz.- Nie martw się - wycedziła Laura przez zaciśnięte usta.- Niemiałam takiego zamiaru.- Co za ulga - odezwała się truposzka z tylnego siedzenia. Rozdział 24No, dzisiejszy wieczór był.- Przygnębiający.Pełen napięcia.Gdybym wciąż żyła, dwa razy bym pod siebie narobiła.-Interesujący.- Nie wchodzisz? - spytała Laura, zatrzymując się przedfrontowymi drzwiami.%7ładne z nas nie używało bocznego wejścia.Nie miałam pojęciaczemu.No dobra, miałam.Nikt nie chciał, żeby wzięto go zasłużącego.Nawet służący (gosposie, pani od kwiatów, ogrodnik)wchodzili frontowymi drzwiami.- Nie, nie.Zostanę tutaj - na mrozie i zaciekłym wietrze - izaczerpnę świeżego powietrza.- Choć wcale nie muszęoddychać.Idealne czoło Laury się zmarszczyło.- Jesteś pewna?- Co?! - oburzył się duch.- Nawet mnie nie wpuścisz?- Jest taka ładna noc.A ja chcę.obejrzeć ogród w świetleksiężyca. - Chyba jaja sobie robisz - zaprotestował duch.-Od ponadtygodnia jestem uwięziona na dworze, a ty mnie nawet niewpuścisz?- Z drugiej strony - powiedziałam - chyba jednak wejdę.- Mam nadzieję, że jesteś lepszą gospodynią niż kierowcą -zrzędziła truposzka.- Zamknij się.Robię, co chciałaś, nie?!- Ale ja tylko spytałam, czy jesteś pewna - zaprotestowała Laura.- Przepraszam, przepraszam.Jestem zła na Ant w twoim imieniu itak mi się wyrwało.- Co za krowa - przyznał duch.- Co tydzień pozwalała swojemuujadającemu kundlowi srać na moim trawniku.Myślała, że tegonie widzę.- Dość tego! - zawołałam.- Zgadzam się - Laura niemal warknęła.- To była długa noc.- Kochana, nie masz pojęcia, o czym mówisz.- Ale jutro i tak się spotykamy?- I idziemy na świąteczne zakupy - zgodziła się Laura,natychmiast się uspokajając.Na szczęście jej włosy nie zmieniłykoloru.- Widzimy się tutaj o szóstej, okej?- Normalnie nie mogę się doczekać - prychnęła umarła.- No dobrze - powiedziałam.- Dobranoc.Patrzyłam, jak Lauraodjeżdża swoim żółtymvolkswagenem, kupionym przezjej-zbyt-dobrych-że-by-mogli-być-prawdziwi rodzicówadopcyjnych, na który musieli odkładać trzy lata. Spojrzałam na ducha, który był ode mnie niższy o kilkacentymetrów, a jej ciemne blond włosy były spięte w kitkę.Miałana sobie spraną zieloną bluzę Sea World z podwiniętymi połokcie rękawami i czarne, rozciągliwe spodnie.Skarpety [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl