Pokrewne
- Strona Główna
- Salvatore Robert Tom 03 Morze Mieczy
- 090. Gwiazda PO GWIEDZIE (Troy Denning) 27 lat po Nowa Era Jedi
- NEJ 10 Denning Troy Gwiazda po gwiedzie
- Denning Troy Gwiazda po gwiezdzie (SCAN dal
- Eddings Dav
- Jan Potocki Rekopis znaleziony w Sragossie
- Burroughs Edgar Rice Ksiezniczka Marsa
- Wojny Rady Tom 1 Tam Będą Smoki Ringo John
- VanVogh A.E. Wojna z Rullami
- publicystyka otwiecenia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniadka.keep
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lander nie dostrzegł śladu wielbłądów.- To wspaniałe! - wykrztusił.- Elah'zad było domem bogini księżyca - wyjaśniła Ruha zmuszając wielbłąda do klęknięcia.- At'ar jednak przepędziła ją, a tu uwięziła Matkę Wód.- Dlaczego? - zapytał Harfiarz.Ruha posłała Landerowi nęcące i ironiczne spojrzenie.- Z powodu, dla którego najczęściej wybuchają kobiece kłótnie.At'ar była zazdrosna o urodę Eldath.Lander był zaskoczony słysząc z ust Ruhy znajome imię bogini wód.- Eldath jest wolna - zaoponował.- Czci się ją w całym Faerun.Wdowa obejrzała się przez ramię.W oddali, tuż za ostatnią grupą wzgórz, białe piaski Shoal of Thirst ciągle srebrzyły się w słońcu.- W Sembii może i jest wolna - rzekła.- Ale na Anauroch więzi ją At'ar.Zsunęła się z wielbłąda i skinęła na Landera, by uczynił to samo.Sprowadzili zwierzęta ze wzgórza aż do pierwszego źródła.Ruha ostrożnie przywiązała wielbłąda do smolnego drzewa na tyle daleko, by nie mógł sam dotrzeć do wody.- Wielbłądom nie wolno pić świętych wód - wyjaśniła.- Jacyś chłopcy przyjdą zaraz, żeby zaprowadzić je do wodopoju.Lander uniósł brew.- Skąd wiesz?- W międzyczasie wartownicy powiedzieli Sa'arowi i Utaibie o naszym przybyciu.Któryś z nich wyśle chłopców ze swojego szczepu, by zaopiekował się naszymi wielbłądami.- To ma sens - odrzekł Sembijczyk.Nie słyszał żadnych odgłosów alarmu i dlatego nie pomyślał, że wokół oaz z pewnością zostali rozstawieni wartownicy.- Dlaczego nie sły szeliśmy żadnych amarat?- Nie wiem i to mnie martwi.Jestem jednak pewna, że nas dostrzeżono.- Czy ich milczenie powinniśmy odbierać jako ostrzeżenie? - zapytał.- Czy Utaiba i Sa'ar mogli zmienić zdanie i zaplanowali jakąś pułapkę? Wdowa pokręciła głową.- Większość Beduinów dotrzymuje słowa - powiedziała ściągając z grzbietu wierzchowca djebira zawierającą księgę czarów Qoha'dar.- Aczkolwiek jest tam wielu innych szejków, nic nie wiedzących o naszej umowie.Lander nachmurzył się, a jego żołądek skurczył się na myśl a wygnaniu ich po tak trudnej podróży.Kiedy nie ruszył się w stronę wielbłądów Ruha powiedziała:- Chodźmy.Stojąc tu nie zatrzymamy Zhentarimczyków i Yhekala.Ruszyła w dół wzgórza pozostawiając wielbłądy, ryczące w proteście, że nie pozwoliła im się napić.Gdy przechodziła obok wierzchowca Landera, ten próbował ją nawet uszczypnąć.Harfiarz rozumiał doskonale wściekłość zwierząt.Niczego nie piły od opuszczenia Sister of Rains, czyli już od trzech dni.Następnego ranka po ataku asasyna Lander zabrał wielbłądy, aby napoić je w źródłach, podczas gdy Ruha obmywała zwłoki Kadumiego.Gdy ciało zostało przygotowane do podróży zakopali je niedaleko muru.Potem przygnietli mogiłę kamieniami, aby drapieżniki nie mogły się dokopać do zwłok.W przypadku Zhentarimczyka nie przejawiali podobnej troski, a zamiast tego, Lander zdjął z palca mężczyzny magiczny pierścień i ciało porzucił poza oazą - pozostawiając na pastwę sępów.Na koniec zerwali resztki dzikich fig i popędzili przez północny skraj Shoal of Thirst.Choć wędrówka wydawała się dużo gorętsza, niż za pierwszym razem, drogę ułatwiał im zapas pitnej wody oraz fakt, że wielbłądzice znowu zaczęły dawać mleko.Teraz Lander marzył o solidnym posiłku.Nie licząc fig i królika, którego Kadumi złapał w Sister of Rains, od czasu Bitwy o Chasm razem z Ruhą posilali się jedynie mlekiem i krwią wielbłądzią.Sam się dziwił jak dobrze to zniósł, efekty wodnej diety jednak zaczęły dawać o sobie znać.Teraz, zamiast dwa, musiał okręcać się trzy razy własnym pasem.Przeżuwał młode gałązki po prostu po to, żeby sprawdzić swoje zęby.Właśnie schodzili do jeziora.W górę stoku na ich spotkanie rzuciła się garstka chłopców i gdy zrównali się, Ruha powiedziała im gdzie znajdą wielbłądy.Popędzili spełnić swoją powinność.Kilka chwil później nadeszła inna grupka chłopców, tym razem starszych, około dziesięcio-dwunastoletnich.- Macie iść z nami do namiotu szejka Sa'ara - oznajmił najwyższy z nich.Obejrzał ich uważnie i popatrzył w kierunku, z którego nadeszli.- Powiedziano nam, że ma być was troje.- Kadumiego z nami nie ma - odparł prosto Lander, nawet nie próbując tłumaczyć co się stało.Chłopcy patrzyli z podejrzliwymi minami to na Harfiarza, to na Ruhę, wymieniając przy tym między sobą znaczące spojrzenia.- Prowadź - rozkazał Lander, zniecierpliwiony niesłusznymi podejrzeniami, które wyczuwał z zachowania młodzieńców.Chłopcy wreszcie otoczyli parę i powiedli do jednego z obozów na przeciwnym krańcu jeziora.Prowadzonym przez krąg obozów przypatrywały się czujnie kobiety i dzieci.Oczy dzieciaków rozszerzały się z ciekawości, dlaczego parze okazywano tyle uwagi.Miny z twarzy kobiet, przeważnie ukrytych pod woalami, trudno było odczytać.Ich oczy jednak zdradzały zarówno ciekawość, jak i strach, chociaż Lander nie potrafił się domyślić, co niepokoiło kobiety.Harfiarz zauważył, że wszystko w obozie wygląda na nowe i świeże.Khreima zostały niedawno pokolorowane sokiem z henny i innymi barwnikami.Były w tak dobrym stanie, że łatwo było mu odgadnąć, iż były nowe.Mahawowie stracili wszystkie swoje khreima uciekając przed Zhentarimczykami z Colored Waters.Lander był zaskoczony, że odzyskali je tak szybko i nawet zastanawiał się, czy to nie inne plemiona im w tym pomogły.Jeśli tak było istotnie - było to dobrą wróżbą, ponieważ oznaczało, że Beduini zaczęli współpracować.Pochód zatrzymał się przed dużym, zamkniętym namiotem, wokół którego zebrały się dziesiątki dorosłych wojowników.Lander rozpoznał Kabinę oraz kilku innych Mahawów i Raz'hadich, ale większość twarzy była mu nieznana.Ich keffiyeh zdobiły rozmaite znaki, popularne wśród różnych plemion: czerwono-białe szachownice, szerokie brązowe, czarne oraz zielone pasy i wiele innych.Niektórzy nosili nawet turbany.Kabina odprawił chłopców i z cierpką miną spojrzał na Landera i Ruhę.Nikt nie powiedział słowa, zgromadzenie milczało niczym Shoal of Thirst.Z namiotu dochodził zapach pieczonego mięsa i pomruki przyciszonej uprzejmej rozmowy.Landerowi ślinka napłynęła do ust, poczuł jak jego kolana miękną.Nieświadomie zrobił krok w stronę otwartej khreima, ale w tym momencie Kabina uniósł w powstrzymującym geście rękę.- Nie - powiedział.- Szejkowie ucztują.- Powiedz im, że tu jesteśmy - zażądała Ruha.- Odbyliśmy długą podróż - jej wzrok padł na namiot [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Lander nie dostrzegł śladu wielbłądów.- To wspaniałe! - wykrztusił.- Elah'zad było domem bogini księżyca - wyjaśniła Ruha zmuszając wielbłąda do klęknięcia.- At'ar jednak przepędziła ją, a tu uwięziła Matkę Wód.- Dlaczego? - zapytał Harfiarz.Ruha posłała Landerowi nęcące i ironiczne spojrzenie.- Z powodu, dla którego najczęściej wybuchają kobiece kłótnie.At'ar była zazdrosna o urodę Eldath.Lander był zaskoczony słysząc z ust Ruhy znajome imię bogini wód.- Eldath jest wolna - zaoponował.- Czci się ją w całym Faerun.Wdowa obejrzała się przez ramię.W oddali, tuż za ostatnią grupą wzgórz, białe piaski Shoal of Thirst ciągle srebrzyły się w słońcu.- W Sembii może i jest wolna - rzekła.- Ale na Anauroch więzi ją At'ar.Zsunęła się z wielbłąda i skinęła na Landera, by uczynił to samo.Sprowadzili zwierzęta ze wzgórza aż do pierwszego źródła.Ruha ostrożnie przywiązała wielbłąda do smolnego drzewa na tyle daleko, by nie mógł sam dotrzeć do wody.- Wielbłądom nie wolno pić świętych wód - wyjaśniła.- Jacyś chłopcy przyjdą zaraz, żeby zaprowadzić je do wodopoju.Lander uniósł brew.- Skąd wiesz?- W międzyczasie wartownicy powiedzieli Sa'arowi i Utaibie o naszym przybyciu.Któryś z nich wyśle chłopców ze swojego szczepu, by zaopiekował się naszymi wielbłądami.- To ma sens - odrzekł Sembijczyk.Nie słyszał żadnych odgłosów alarmu i dlatego nie pomyślał, że wokół oaz z pewnością zostali rozstawieni wartownicy.- Dlaczego nie sły szeliśmy żadnych amarat?- Nie wiem i to mnie martwi.Jestem jednak pewna, że nas dostrzeżono.- Czy ich milczenie powinniśmy odbierać jako ostrzeżenie? - zapytał.- Czy Utaiba i Sa'ar mogli zmienić zdanie i zaplanowali jakąś pułapkę? Wdowa pokręciła głową.- Większość Beduinów dotrzymuje słowa - powiedziała ściągając z grzbietu wierzchowca djebira zawierającą księgę czarów Qoha'dar.- Aczkolwiek jest tam wielu innych szejków, nic nie wiedzących o naszej umowie.Lander nachmurzył się, a jego żołądek skurczył się na myśl a wygnaniu ich po tak trudnej podróży.Kiedy nie ruszył się w stronę wielbłądów Ruha powiedziała:- Chodźmy.Stojąc tu nie zatrzymamy Zhentarimczyków i Yhekala.Ruszyła w dół wzgórza pozostawiając wielbłądy, ryczące w proteście, że nie pozwoliła im się napić.Gdy przechodziła obok wierzchowca Landera, ten próbował ją nawet uszczypnąć.Harfiarz rozumiał doskonale wściekłość zwierząt.Niczego nie piły od opuszczenia Sister of Rains, czyli już od trzech dni.Następnego ranka po ataku asasyna Lander zabrał wielbłądy, aby napoić je w źródłach, podczas gdy Ruha obmywała zwłoki Kadumiego.Gdy ciało zostało przygotowane do podróży zakopali je niedaleko muru.Potem przygnietli mogiłę kamieniami, aby drapieżniki nie mogły się dokopać do zwłok.W przypadku Zhentarimczyka nie przejawiali podobnej troski, a zamiast tego, Lander zdjął z palca mężczyzny magiczny pierścień i ciało porzucił poza oazą - pozostawiając na pastwę sępów.Na koniec zerwali resztki dzikich fig i popędzili przez północny skraj Shoal of Thirst.Choć wędrówka wydawała się dużo gorętsza, niż za pierwszym razem, drogę ułatwiał im zapas pitnej wody oraz fakt, że wielbłądzice znowu zaczęły dawać mleko.Teraz Lander marzył o solidnym posiłku.Nie licząc fig i królika, którego Kadumi złapał w Sister of Rains, od czasu Bitwy o Chasm razem z Ruhą posilali się jedynie mlekiem i krwią wielbłądzią.Sam się dziwił jak dobrze to zniósł, efekty wodnej diety jednak zaczęły dawać o sobie znać.Teraz, zamiast dwa, musiał okręcać się trzy razy własnym pasem.Przeżuwał młode gałązki po prostu po to, żeby sprawdzić swoje zęby.Właśnie schodzili do jeziora.W górę stoku na ich spotkanie rzuciła się garstka chłopców i gdy zrównali się, Ruha powiedziała im gdzie znajdą wielbłądy.Popędzili spełnić swoją powinność.Kilka chwil później nadeszła inna grupka chłopców, tym razem starszych, około dziesięcio-dwunastoletnich.- Macie iść z nami do namiotu szejka Sa'ara - oznajmił najwyższy z nich.Obejrzał ich uważnie i popatrzył w kierunku, z którego nadeszli.- Powiedziano nam, że ma być was troje.- Kadumiego z nami nie ma - odparł prosto Lander, nawet nie próbując tłumaczyć co się stało.Chłopcy patrzyli z podejrzliwymi minami to na Harfiarza, to na Ruhę, wymieniając przy tym między sobą znaczące spojrzenia.- Prowadź - rozkazał Lander, zniecierpliwiony niesłusznymi podejrzeniami, które wyczuwał z zachowania młodzieńców.Chłopcy wreszcie otoczyli parę i powiedli do jednego z obozów na przeciwnym krańcu jeziora.Prowadzonym przez krąg obozów przypatrywały się czujnie kobiety i dzieci.Oczy dzieciaków rozszerzały się z ciekawości, dlaczego parze okazywano tyle uwagi.Miny z twarzy kobiet, przeważnie ukrytych pod woalami, trudno było odczytać.Ich oczy jednak zdradzały zarówno ciekawość, jak i strach, chociaż Lander nie potrafił się domyślić, co niepokoiło kobiety.Harfiarz zauważył, że wszystko w obozie wygląda na nowe i świeże.Khreima zostały niedawno pokolorowane sokiem z henny i innymi barwnikami.Były w tak dobrym stanie, że łatwo było mu odgadnąć, iż były nowe.Mahawowie stracili wszystkie swoje khreima uciekając przed Zhentarimczykami z Colored Waters.Lander był zaskoczony, że odzyskali je tak szybko i nawet zastanawiał się, czy to nie inne plemiona im w tym pomogły.Jeśli tak było istotnie - było to dobrą wróżbą, ponieważ oznaczało, że Beduini zaczęli współpracować.Pochód zatrzymał się przed dużym, zamkniętym namiotem, wokół którego zebrały się dziesiątki dorosłych wojowników.Lander rozpoznał Kabinę oraz kilku innych Mahawów i Raz'hadich, ale większość twarzy była mu nieznana.Ich keffiyeh zdobiły rozmaite znaki, popularne wśród różnych plemion: czerwono-białe szachownice, szerokie brązowe, czarne oraz zielone pasy i wiele innych.Niektórzy nosili nawet turbany.Kabina odprawił chłopców i z cierpką miną spojrzał na Landera i Ruhę.Nikt nie powiedział słowa, zgromadzenie milczało niczym Shoal of Thirst.Z namiotu dochodził zapach pieczonego mięsa i pomruki przyciszonej uprzejmej rozmowy.Landerowi ślinka napłynęła do ust, poczuł jak jego kolana miękną.Nieświadomie zrobił krok w stronę otwartej khreima, ale w tym momencie Kabina uniósł w powstrzymującym geście rękę.- Nie - powiedział.- Szejkowie ucztują.- Powiedz im, że tu jesteśmy - zażądała Ruha.- Odbyliśmy długą podróż - jej wzrok padł na namiot [ Pobierz całość w formacie PDF ]