[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co? - warknął Bulwa niecierpliwie.- Dlaczego ten człowiek powiedział nam, kim jest? Przecież musiał wiedzieć, że go znajdziemy.Bulwa wzruszył ramionami.- Może nie taki z niego cwaniak, jak mu się zdaje.- Nie, mam wrażenie, że nie w tym rzecz.Wręcz przeciwnie.Uważam, że on przez cały czas wyprzedza nas o krok, również teraz.- Nie mam czasu na teorie, Ogierek.Brzask już blisko.- I jeszcze coś.- Czy to ważne?- Tak sądzę.- No?Ogierek stuknął w klawisz laptopa i jeszcze raz przejrzał dane o Artemisie.- Ten superprzestępca, ten król zbrodni, który wymyślił cały misterny plan.- No, co takiego?Ogierek podniósł wzrok, a w jego złocistych oczach zalśniło coś na kształt podziwu.- On ma dwanaście lat.To niewiele, nawet jak na człowieka.Bulwa sarknął i wsunął nową baterię do trójlufowe-go miotacza.- Pewnie ogląda za dużo telewizji.Myśli, że jest Sherlockiem Holmesem.- Raczej profesorem Moriartym - sprostował Ogierek.- Holmes, Moriarty, co za różnica.Obaj będą wyglądali tak samo, kiedy obedrę ich ze skóry.I wygłosiwszy tę elegancką ripostę, Bulwa wzniósł się w ślad za swoją grupą w nocne niebo.Grupa Odzysku leciała w szyku bojowym z Bulwą na czele.Zmierzali na południowy zachód, kierując się obrazem, przekazywanym na ekrany w ich kaskach.Ogierek nawet zaznaczył dwór Fowlów czerwoną krop­ką.Dla idiotów, mruknął do mikrofonu, akurat dość głośno, by usłyszał go komendant.Posiadłość Fowlów rozciągała się wokół zmoderni­zowanego późnośredniowiecznego zamku, wzniesio­nego w piętnastym wieku przez lorda Hugona Fowla.Przez wieki Fowlom udało się uchronić rodową siedzi­bę przed zniszczeniem.Przetrwała wojny, zamieszki oraz kilka inspekcji podatkowych, więc Artemis nie zamierzał być pierwszym, który ją utraci.Majątek otaczał pięciometrowy kamienny mur z blankami, w którym zachowały się oryginalne przejś­cia i wieże strażnicze.Funkcjonariusze Odzysku wylą­dowali tuż w obrębie umocnień i natychmiast zaczęli badać okolicę, szukając ewentualnych wrogów.- Zająć pozycje co dwadzieścia metrów - zarządził Bulwa.- Przeczesać teren.Meldunek co sześćdziesiąt sekund.Jasne?Grupa przytaknęła.Jasne, że jasne.W końcu byli zawodowcami.Porucznik Pałka, dowódca grupy Odzysku, podążył za Bulwą na wieżę strażniczą.- Wiesz, co robić, Juliuszu?Obaj studiowali razem w Akademii i wychowali się w tym samym tunelu.Pałka był jednym z pięciorga elfów, którzy zwracali się do Bulwy po imieniu.- Wiem, co twoim zdaniem powinniśmy zrobić -odparł komendant.- Wysadzić cały interes w powietrze.- A to ci niespodzianka.- Tak będzie najczyściej.Jedna płukanka i po kłopo­cie.Minimalne straty.„Płukanka" stanowiła żargonowe określenie strasz­liwej bomby biologicznej, której SKRZAT używał niezwykle rzadko.Odznaczała się tą niezwykłą zaletą, że niszczyła tylko żywą tkankę.Krajobraz pozostawał niezmieniony.- Tak się składa, że wśród owych „minimalnych strat", o których mówisz, jest moja podwładna.- A, tak - cmoknął Pałka.- Kobieta w SKRZAT.Przyjęta na próbę.No cóż, nie sądzę, żebyś miał proble­my z uzasadnieniem rozwiązania taktycznego.Oblicze Bulwy nabrało znajomego, fioletowego od­cienia.- Najlepiej zrobisz, jak zejdziesz mi z oczu, bo ina­czej będę zmuszony spuścić płukankę prosto w bagno, które nazywasz swoim mózgiem!- Obelgi niczego nie zmienią, Juliuszu - rzekł nie­wzruszony Pałka.- Wiesz, co mówi Księga.Pod żad­nym pozorem nie wolno nam dopuścić do ujawnienia Sił Krasnoludzkich.Masz do dyspozycji jedno zatrzy­manie czasu, a potem.Porucznik nie dokończył wypowiedzi.Nie musiał.- Wiem, co mówi Księga - odciął się Bulwa.- Po prostu wolałbym, żebyś nie przejawiał takiej beztroski.Gdybym cię nie znał, powiedziałbym, że w twoich żyłach płynie ludzka krew.- Wypraszam sobie - nadął się Pałka.- Wykonuję po prostu swoją pracę.- No dobrze, przepraszam - ustąpił komendant.Rzadko kto słyszał to słowo z ust Bulwy, ale tym razem komendant rzeczywiście bardzo obraził roz­mówcę.Butler siedział przy monitorach.- Jest coś? - zapytał Artemis.Służący aż podskoczył; nie słyszał, kiedy jego miody pan wszedł do pokoju.- Nie, nic.Raz czy drugi wydawało mi się, że widzę jakiś błysk, ale okazało się, że to nic takiego.- Nic to nic - oznajmił Artemis zagadkowo.- Sko­rzystaj z nowej kamery.Butler skinął głową.Nie dalej jak w zeszłym miesią­cu panicz Fowl nabył przez Internet kamerę filmową - dwa tysiące klatek na sekundę, najnowszy produkt Industrial Light and Magie, przeznaczony do kręcenia filmów przyrodniczych, skrzydeł kolibra i temu podo­bnych, przetwarzający obrazy wielokrotnie szybciej niż ludzkie oko.Została zainstalowana za cherubinkiem nad głównym wejściem.Służący uruchomił konsolę.- Gdzie?- Spróbuj w alei.Mam przeczucie, że nasi goście są już w drodze.Masywne palce służącego z trudem manipulowały joystickiem wielkości wykałaczki.Na monitorze uka­zał się obraz na żywo.- Nic- mruknął Butler.- Cicho jak w grobowcu.Artemis puknął w konsolę.- Zatrzymaj obraz.Butler omal nie zakwestionował polecenia.Omal.Jednak w ostatniej chwili ugryzł się w język i nacisnął klawisz.Kwiaty wiśni na ekranie zamarły, schwytane w locie.Ale, co ważniejsze, zatrzymały się także czarne sylwetki, które nagle pojawiły się w alei.- Co to? - zawołał Butler.- Skąd oni się tu wzięli?- Mają tarcze osłonowe - wyjaśnił Artemis.- Wibru­ją z ogromną częstotliwością.Zbyt szybko dla ludzkie­go oka.-.ale nie dla kamery - dokończył Butler.Panicz Artemis zawsze wyprzedzał wszystkich o dwa kroki.- Gdybym tylko mógł ją wziąć ze sobą.- Gdyby.Ale mamy tutaj coś prawie równie dob­rego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl