[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I jakby to było mało, zabiłam Helen Badi­jian.- Nieprawda.Nie możesz się o to obwiniać.- Jak sobie z tym radzisz? Jak możesz codziennie iść do pracy wiedząc, co cię czeka?- Ludzie są w większości dobrzy.Ciągle to sobie powtarzam, żeby nie stracić odpowiedniej perspektywy.To tak jak z koszykiem brzoskwiń.Gdzieś w środku jedna brzoskwinia jest zgniła.Ty ją znajdujesz i usuwasz.I myślisz: tak to już jest z tymi brzoskwiniami.dobrze, że byłem w pobliżu i zapobiegłem dalszej zgni­liźnie.- A strach?- Trzeba się skoncentrować na robocie, nie na strachu.Łatwo powiedzieć, pomyślałam.- Zakładam, że przyszedłeś pod dom Kuntza po mnie?- Zadzwoniłem do ciebie, żeby ci przekazać wieści.Nie było cię w domu.Zadałem sobie pytanie, czy jesteś na tyle głupia, żeby śledzić Kuntza.Odpowiedź była twierdząca.- Sądzisz, że Kuntz zabił Helen?- Trudno powiedzieć.Jest czysty.Nie był notowany.Wiedział, że masz się spotkać z Helen, ale to może nie mieć żadnego znaczenia.Może jest ktoś inny, kto pracuje zupełnie niezależnie i wpada na te same ślady co ty.- Ktokolwiek to jest, udało mu się mnie wyprzedzić.Pierwszy dotarł do Helen.- Mogła nie wiedzieć zbyt wiele.To było całkiem możliwe.Może miała tylko te zapałki.Morelli spojrzał na mnie twardym wzrokiem.- Nie pójdziesz znowu do Kuntza, co?- Nie dziś.Sally zadzwonił w chwili, kiedy siedziałam nad ekspresem i czekałam, aż kawa przestanie kapać.- Szyfr był fajny, ale wiadomość nudna - powiedział.- “Następna wiado­mość jest w pudełku z dużym czerwonym iksem".- I tyle? Żadnych wskazówek, gdzie ma być to pudełko?- Tylko tyle.Chcesz tę kartkę? Trochę się podarła.Kiki sprzątał dziś w kuch­ni i niechcący wrzucił ją do niszczarki.Miałem fuksa, że ją znalazłem.- Ciągle się wścieka?- Nie.To jeden z tych, co ciągle sprzątają i gotują.Wstał o świcie i zrobił grzanki, smażoną kiełbaskę, świeży sok z pomarańczy, omlet z grzybami, wsadził do piekarnika ciasto czekoladowe, wyszorował kuchnię do połysku i pojechał, żeby kupić nowe poduszki na kanapę.- Cholera.Bałam się, że jest zły, bo pożyczyłam tę perukę.- Nie.Dziś był jak ten anioł.Powiedział, że możesz pożyczać peruki, ile razy zechcesz.- Co za facet!- Aha, i robi zajebiste wafle.Mam o dziesiątej próbę w Hamilton.Mogę ci po drodze podrzucić wiadomość.Nalałam sobie kubek kawy i zadzwoniłam do Eddiego Kuntza.- Była tu! - obwieścił ponuro.- Ta dziwka mnie wczoraj podglądała! Roz­mawiałem przez telefon i usłyszałem jakieś głosy na zewnątrz, więc wybiegłem, ale uciekła.Było ich dwie, Maxine i jeszcze jakaś.Pewnie jedna z jej walniętych koleżanek.- Jesteś pewien, że to Maxine?- No a kto?Ja, ty debilu.- Mam rozpracowaną wiadomość z placka.Następna wiadomość będzie w pu­dełku z dużym czerwonym iksem.Widzisz jakieś pudełka na trawniku?- Nie.Wyglądam przez okno i nie widzę żadnych pudełek.- A na tyłach domu?- To idiotyzm.Wiadomości, pudełka.Cholera, znalazłem.Jest na tylnych schodkach.Co mam zrobić?- Otworzyć.- Nigdy.Zapomnij.Tam może być bomba.- Słuchaj, Kuntz, tam nie ma bomby.- Skąd wiesz?- To nie w stylu Maxine.- Powiem ci coś o Maxine.Ona nie ma żadnego stylu.Maxine jest chora.Jeśli jesteś jej taka pewna, to przyjedź i sama otwórz to pudełko.- Świetnie.Żebyś wiedział, przyjadę i otworzę.Zostaw je tam, gdzie jest, a ja zaraz tam będę.Skończyłam kawę i nasypałam Rexowi chrupki o smaku papryki.- Oto plan na ten dzień - powiedziałam.- Zaczekać na Sally'ego.Potem pojechać do Kuntza i otworzyć pudełko.A potem spędzić resztę dnia w Point Pleasant, szukając Maxine.Fajny plan, nie?Rex wycofał się ze swojej puszki po zupie, wepchnął sobie do policzków wszystkie chrupki i znowu się schował.Tyle na ten temat.Zastanawiałam się właśnie, czy po drugiej filiżance kawy dostanę palpitacji serca, kiedy ktoś zapukał do drzwi.Otworzyłam je i spojrzałam na posłańca z kwia­ciarni, prawie niewidocznego zza ogromnego bukietu.- Stephanie Plum?- Tak!- Dla pani.Rany! Kwiaty.Uwielbiam dostawać kwiaty.Wzięłam bukiet i cofnęłam się do wnętrza mieszkania.A posłaniec kwiaciarni wszedł razem ze mną i wymierzył we mnie broń.Miałam przed sobą Maxine.- Oj, oj - powiedziała z naganą.- Nabrałaś się na ten stary numer z bukie­tem.Co jest, wczoraj z drzewa zeszłaś?- Wiedziałam, że to ty.Chciałam z tobą porozmawiać, więc udawałam, że i mnie nabrałaś.- Taaa, jasne.- Maxine zamknęła kopniakiem drzwi i rozejrzała się.- Połóż kwiaty na stole i stań przy lodówce, ręce na drzwiach,Posłuchałam, a ona przykuła mnie kajdankami do uchwytu lodówki,- Teraz porozmawiamy - oznajmiła z satysfakcją.- Chcę zawrzeć z tobą umowę.Przestań mi utrudniać życie, to nie umrzesz.- Naprawdę byś mnie zastrzeliła?- Bez wahania.- Nie sądzę.- Ooo, spryciulka.- O co chodzi z tymi wiadomościami?- Wiadomości są dla tamtego idioty.Niech skacze tak, jak ja kiedyś.Ale ty musiałaś się w to wmieszać i odwalić za niego całą brudną robotę.Jak on to robi? Co te baby w nim widzą?- Mogę mówić tylko za siebie.Robię to dla pieniędzy.- Idiotka ze mnie.Ja to robiłam za darmo.- Tu się dzieje coś więcej.Coś poważnego.Wiesz, że ktoś przeszukał twoje mieszkanie? Wiesz o Margie i twojej matce?Nie chcę się w to zagłębiać.Na razie nie mogę nic na to poradzić.Ale mogę ci coś powiedzieć.Zamierzam wycisnąć z tego sukinsyna Eddiego Kuntza wszystko do ostatniej kropelki.Zapłaci mi za wszystko.- Na przykład za oskalpowanie twojej matki?- Na przykład za to, że złamał mi nos.I za te wszystkie wieczory, kiedy się upijał i mnie bił.I za to, że mnie zdradzał.I kradł mi wypłatę.I kłamał, że się ze mną ożeni.Właśnie za to mi zapłaci.- Powiedział, że masz jego listy miłosne.Maxine odchyliła głowę i wybuchnęła śmiechem.Był to miły, szczery śmiech, który pewnie by się mi udzielił, gdybym nie była przykuta do lodówki.- Tak ci powiedział? A to dobre! Eddie Kuntz i listy miłosne.Pewnie wierzysz też, że bociany przynoszą dzieci?- Słuchaj, ja tylko próbuję pracować.- Tak, a ja próbuję żyć.Teraz dam ci radę.Zapomnij o mnie, ponieważ mnie nigdy nie złapiesz.Jestem tu tylko po to, żeby się zabawić z tym idiotą, a potem się zmywam.Jak tylko przestanę się pastwić nad Kuntzem, już mnie tu nie ma.- Masz na to pieniądze?- Mam więcej pieniędzy niż gwiazd na niebie.Teraz powiem ci coś o tym pudełku.Jest pełne psich gówienek.Przez cały dzień chodziłam po parku z szufelką.Wiadomość jest w środku.Życzę sobie, żeby idiota w tym pogrzebał.I wierz mi chce mnie znaleźć tak bardzo, że odważy się na wszystko.Więc daj spokój i mu nie pomagaj.Przeszył mnie zimny dreszcz.Psie gówienka.Nooo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl