[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimoto Owińscy, jak dotąd ze swoim licznym potomstwem w liczbieczterech sztuk, czuli się znakomicie, promienieli radością życia,tryskali energią.Wiesław przyjechał na stację swoim śnieżnobiałym autem,wycałował mnie  z dubeltówki i nie przestając ani na chwilęrozprawiać na różne tematy, związane szczególnie z bujnymrozkwitem talentu Danki i jej najnowszymi osiągnięciami wuprawianej dziedzinie sztuki (zakochany w niej po uszy, jak w momencie ślubu przed piętnastoma laty), zawiózł mnie zpompą i paradą pod samą willę.Danka wyczekująca naszego przybycia z niecierpliwością woknie, zbiegła ze schodków w jakiejś salopie-kitlu poplamio-nym różnymi kolorami farb, jak przystało na rasową malarkę, irzuciła mi się na szyję z głośnymi okrzykami radości.Zawszeceniłam w niej to, że umie tak bezpośrednio i żywiołowowyrażać swoje uczucia.Za nią leciał w podskokach, szaleńczoujadając, ulubiony pies Wisior, stanowiący mieszaninę pudla zjamnikiem, zaś koło jej nóg plątał się mniej więcej dwuletnipotomek płci męskiej, ucieszony moją wizytą tak jak mama,aczkolwiek widział mnie po raz pierwszy w swoim życiu.Widocznie uosabiałam w jego dziecinnej wyobrazni jakąśsymboliczną ciocię, której przybycie do domu stanowizapowiedz nowych, interesujących wydarzeń, odbiegających odmonotonii jego krótkiego żywota.Danka po pierwszych wybuchach radości wywołanej poja-wieniem się mojej osoby, odsunęła się ode mnie na odległośćkilku kroków i otaksowała okiem profesjonalistki. Wyglądasz jak primabalerina Operetki Wiedeńskiej oświadczyła. Czyś ty dostała jakiś spadek? Nie mylisz się  odparłam zgodnie z prawdą.Jednak tediabelskie norki robią na wszystkich silne wrażenie.W hallu, aż roiło się od potomstwa, przynajmniej takoceniłam to ja  bezdzietna wdowa.Pięcioletni Jacek pędziłwłaśnie cwałem na koniu na biegunach, a siedmioletni Marcinzjeżdżał z narażeniem życia po poręczy.Tylko dziesięcioletniaKasia z powagą młodej damy dbającej o swój wygląd zew-nętrzny, a szczególnie o spływające na ramiona blond włosy,schodziła dostojnie z książką w ręku, po schodach.Cała gromadka natychmiast zajęła się konsumowaniemprzywiezionych przeze mnie czekolad, nie wyłączając Kasi,która w tym momencie zapomniała o powadze obowiązującej jąz racji płci i statusu najstarszej z rodzeństwa.Danka zaciągnęłamnie do swojej pracowni malarskiej, a Wiesław pośpieszył dokuchni, aby przygotować posiłek dla całej czeredy.Czynił to od lat, nie narzekając na swój los pantoflarza, jako że jegoumiłowana połowica, zapamiętała w swojej twórczości, żyła woderwaniu od świata i jego cielesnych potrzeb.Nie widziałamnigdy bardziej zgranego i kochającego się małżeństwa,przepełnionego wyrozumiałością dla wad i dziwactw swojegopartnera, a jednocześnie wzajemnym uwielbieniem.To sięzdarza tylko w powieściach.W pracowni Danki na poddaszu stało kilka sztalug z rozpię-tymi płótnami, przedstawiającymi najczęściej krajobraz morskiprzed burzą, w czasie burzy i po burzy.Jednak koloryt tychobrazów, ich specyficzny, niepokojący klimat, ekspresyjność iwyrazistość pejzażu, kwalifikowały je do rzędu małycharcydzieł.Wyraziłam swoje uznanie, co wywołało rumieniec na twarzywrażliwej i uczuciowej Danki. Na długo jedziesz do Szwecji?  zapytała, ochłonąwszypo moich komplementach. Na dwa tygodnie.Nie chcę dłużej siedzieć Gerdmanomna karku, w końcu znamy się tylko z fotografii.Mogę sięktóremuś z nich nie spodobać co stworzyłoby kłopotliwąsytuację.Zresztą najwyższy czas, abym się wzięła do pracy.Ostatnio zaniedbałam się kompletnie, nic mi nie wychodzi,przeżywam okres zupełnego zniechęcenia. Słuchaj, zdejmij te norki, już ci mówiłam, że wyglądaszw nich fantastycznie, zupełnie jak członkini angielskiejrodziny królewskiej, ale musi ci być w nich piekielniegorąco, bo się spociłaś.Daj, to ci je powieszę.Posłusznie zsunęłam z ramion futro, które Danka bezcere-monialnie ulokowała na wieszaku stojącym w pobliżu palet zfarbami. Wiesiek coś przygotuje do zjedzenia, a potem cięodwiezie do portu gdańskiego.Mam nadzieję, że w drodzepowrotnej zanocujesz u nas.Dopiero się nagadamy! Jeżeli tylko pozwolisz. Ach, już się na to cieszę, widujemy się tak rzadko.Alemówiłaś przed chwilą, że masz jakieś zahamowania wpracy.Z jakiego powodu? Może się znów zakochałaś i twój nowy obiekt zanadto cię absorbuje? %7łebym nie zapomniała cipowiedzieć.Masz pozdrowienia od Witka.Stale się o ciebiewypytuje.Muszę go zaprosić, kiedy będziesz wracała zeSzwecji.Ostatnio fantastycznie mu się powodzi, buduje sobiedomek na Karwinach.Witek to brat Wiesława, starszy od niego o dziesięć lat,wdowiec, którego parę razy widziałam u Owińskich.Zostało miw pamięci przyjemne spojrzenie szarych oczu, budzące zmiejsca zaufanie do wszystkich jego poczynań, eleganckasylwetka i ujmujący sposób bycia.Słowem mężczyzna ideał, naktórego opiekuńczym ramieniu każda kobieta chciałaby sięoprzeć.Coś w rodzaju Edwarda, tylko w o wiele ciekawszej,cielesnej powłoce.Z zawodu architekt, prowadził jakąś firmębudowlaną na Wybrzeżu z udziałem kapitału zagranicznego.Obrotny, przedsiębiorczy, zaradny.Jedyny dorosły syn wAmeryce.Aż dziw, że od siedmiu lat pędził samotny żywot iuchował się od zakusów babek, polujących zajadle na tegorodzaju facetów.Oczywiście absolutnie nie wierzyłam w jegospecjalne zainteresowanie moją osobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl