[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozumie się, iż najlepszą rzeczą, jaką mógłbym zrobić wtedy, kiedy oni nie chcą, żebym dowodził, to dowodzić.Dupleine wpatrywał się w Cletusa z ekranu ze znuże­niem.- Ostrzegam pana, Grahame! - powiedział.- Jeśli coś przydarzyło się Traynorowi lub jeśli nie znajdziemy go w ciągu kilku następnych godzin, osobiście przejmę dowództ­wo nad tutejszymi siłami sojuszniczymi, a pierwszą rzeczą, którą zamierzam zrobić, będzie unieważnienie rozkazów Bata i aresztowanie pana!Mały ekran telefonu przygasł, rozmowa skończyła się.Nieco zmęczony Cletus odstawił aparat na płytę ekranu i przetarł oczy.Zwrócił się do Marcusa Doddsa.- W porządku, Marc - powiedział.- Nie będziemy dłużej zwlekać.Zacznijmy odprawiać ludzi do Two Rivers.Rozdział XIVCletus odleciał pierwszym z sześciu transportowców, które dziesięć kilometrów w górę od Two Rivers zrobiły kilka okrążeń zrzucając po obu stronach dolin rzecznych oddziały skoczków.Samolot zwiadowczy, latając nisko nad dżunglą w ciemności, która zapadła zaraz po zachodzie księżyca, zaobserwował dwie duże grupy wojsk neulandzkich w dolinach obu rzek, siedem kilometrów powyżej miasta, czekających na świt.Inna, mniejsza, rezerwowa grupa obozowała tuż pod przełęczą Etter, ale jej liczebność była zbyt mała, by Dorsajowie musieli obawiać się jakiegoś ataku z tej strony.Cletus przyglądał się płomieniom odrzutowym wydobywającym się z aparatów ludzi opadających w dół, a następnie rozkazał pilotowi transportowca lecieć nisko nad rzeką, w dół jej biegu.Pół kilometra poniżej miasta rzeka skręcała w prawo i zaraz za tym zakrętem nadeszła odpowiedź od Wefera Lineta.Samolot obniżył się i sunął tuż nad powierzchnią dopóty, dopóki z ciemnej wody nie wyrósł czarny kształt wieżyczki ogromnego, podwodnego buldożera.Kiedy Cletus schodził po drabince opuszczonej nad wie­życzką, otworzył się luk i pojawił się w nim Wefer.Obaj mężczyźni stanęli na łagodnej pochyłości metalowej pokrywy pod wieżyczką.- Jesteśmy więc - powiedział Wefer.- Trzy Marki V, jak pan doktor zaordynował.- Okryta ciemną czupryną jego życzliwa, zawadiacka twarz zdawała się podekscytowana, co można było zauważyć nawet w tak nikłym świetle.- Co chcesz, byśmy zrobili?- Neulandzkie oddziały, regularne oddziały, zgrupowane są w dolinach obu rzek kilka kilometrów powyżej miasta.Będą posuwały się tymi dolinami, równiną poniżej urwistych brzegów, i podejdą pod miasto.Nie sądzę jednak, aby próbowali wejść do miasta z przeciwnej strony.Tak więc powinieneś mieć możliwość swobodnego działania.- Z pewnością - powiedział Wefer wciągając niczym węszący pies chłodne, poranne powietrze.- Ale co mamy zrobić?- Czy możesz zryć dno rzeki tuż pod miastem tak, aby podnieść poziom wody koło, a także powyżej miasta?- W tej małej strudze? - odparł Wefer.- Bez kłopotu.Po prostu podniesiemy dno w takim punkcie, w którym urwiska z obu stron rzeki podchodzą aż do samej wody.Woda będzie musiała się spiętrzyć, chcąc przedostać się tamtędy.Jak wysoka ma być zapora? O ile ma się podnieść poziom wody?- Chcę, aby rzeka miała metr osiemdziesiąt głębokości półtora kilometra powyżej miasta - powiedział Cletus.Wefer skrzywił się po raz pierwszy.- Metr osiemdziesiąt? Zatopisz miasto.Płaski teren między rzekami, na którym zbudowane jest miasto, nie leży wyżej niż metr osiemdziesiąt czy dwa ponad poziomem wody.Jakieś półtora metra wody popłynie ulicami miasta.O to ci chodzi?- Dokładnie o to mi idzie - odparł Cletus.- No cóż.w dzielnicy handlowej jest oczywiście sporo solidnych budynków, na które ludzie będą mogli się wdra­pać - stwierdził Wefer.- Po prostu nie chcę, by marynarkę obwiniano o spowodowanie powodzi.- Nie obawiaj się - powiedział Cletus.- Jako dowódca Dorsajów jestem tutaj pod bezpośrednimi rozkazami generała Traynora.Wezmę na siebie całą odpowiedzialność.W coraz jaśniejszym świetle wstającego dnia Wefer zerknął na Cletusa, pokiwał głową i gwizdnął z podziwem.- Bierzmy się więc do roboty - powiedział.- Powinieneś mieć swoje dwa metry wody powyżej obecnego poziomu za jakieś cztery godziny.- Dobrze - rzekł Cletus.Podszedł do opuszczonej dra­binki i machnął w kierunku transportowca, aby go wciąg­nięto.- Powodzenia.- A ja życzę powodzenia tobie i twoim Dorsajom! - odwzajemnił się Wefer.- Bardziej go potrzebujesz.My będziemy wykonywali jedynie swoją zwykłą pracę.Kiedy Cletus znalazł się znowu w samolocie, nakazał powrót w kierunku Two Rivers.Niebo szybko się teraz rozjaśniało, dzięki czemu w mieście łatwo można było rozróżnić po­szczególne budynki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl