Pokrewne
- Strona Główna
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV
- Cole Courtney Beautifully Broken. Tom 3. Zanim miłoć nas połšczy
- Winston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]
- Tom Clancy Jack Ryan, Jr. 05 Zwierzchnik [2014]
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- Cornwell Bernard Trylogia Arturiańska Tom 1 Zimowy Monarcha (3)
- Howard Robert E Conan Droga do tronu
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006
- Van Vogt A. E Producenci broni
- Rossi L. Ernest Hipnoterapia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wpserwis.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wykonałem swego zadania.Wzięły nas przez zaskoczenie.Jesteśmy zgubieni.— Nie widzę żadnych potworów — stwierdził d'Averc.— Twoi pobratymcy walczą między sobą.— Tak, właśnie w ten sposób Charki nas wyniszczają.Emitują promieniowanie, jakiegoś rodzaju fale mózgowe, które przywodzą nas do szaleństwa, powodują, że najbliższych przyjaciół i braci bierzemy za wrogów.Gdy my zajęci jesteśmy walką, one przenikają do kamppów.Wkrótce tu będą!— Co to za niebieski dym? — dopytywał się Francuz.— On nie ma nic wspólnego z Charkami.Pochodzi z naszych spalonych generatorów.Nie dysponujemy już energią, nawet gdybyśmy potrafili się opanować, nic by to nie dało.Gdzieś w górze rozległy się straszliwe uderzenia i tąpnięcia, wstrząsające całym pomieszczeniem.— To Charki — mruknął Zhenak-Teng.— Niedługo ich fale dosięgną i mnie, nawet mnie.— Dlaczego ty nie uległeś dotychczas ich oddziaływaniu? — wtrącił Hawkmoon.— Niektórzy z nas są nieco bardziej odporni.Wygląda na to, że na was te fale w ogóle nie działają.Inni ulegają im natychmiast.— Czy nie możemy stąd uciec? — Książę Dorian rozglądał się po pokoju.— Kula, którą tu przybyliśmy.— Za późno.Już za późno.D'Averc chwycił Zhenak-Tenga za ramię.— Chodźże, człowieku.Może zdołamy uciec, jeśli się pospieszymy.Tylko ty umiesz kierować kulą!— Muszę umrzeć wraz z całą rodziną, do której zniszczenia zresztą sam się przyczyniłem.— W Zhenak-Tengu trudno było rozpoznać cywilizowanego, pewnego siebie mężczyznę, z którym rozmawiali poprzedniego dnia.Całkowicie upadł na duchu.Jego oczy zaczynały błyszczeć i Hawkmoon odniósł wrażenie, że już za chwilę ulegnie on straszliwej mocy Charek.Błyskawicznie podjął decyzję, uniósł miecz i uderzył.Trafił rękojeścią w nasadę czaszki Zhenak-Tenga i ten padł bez zmysłów.— Chodźmy, d'Avercu — rzekł posępnym tonem.— Zabierajmy go do wnętrza kuli.Szybko!Krztusząc się coraz gęściejszym niebieskim dymem, wyśliznęli się z pokoju i powędrowali korytarzami, wlokąc między sobą bezwładne ciało.Hawkmoon pamiętał drogę do komory, w której zostawili kulę, i teraz prowadził d'Averca.Nagle całym korytarzem wstrząsnęły gwałtowne uderzenia, tak że zmuszeni zostali do oparcia się o ścianę, by nie stracić równowagi.Jednocześnie.— Ściana kruszy się! — krzyknął d'Averc, odskakując do tyłu.— Szybko poszukajmy innej drogi!— Musimy dostać się do kuli! — zawołał Hawkmoon.— Ruszajmy dalej!W dół posypały się kawałki stropu, a przez powstałą szczelinę do wnętrza korytarza przeniknęła szara, jakby wyciosana z kamienia macka.Na jej końcu widniałaprzyssawka, podobna do tej, jakie pokrywają odnóża ośmiornicy, która rozchylała się niczym usta do pocałunku.Hawkmoon wzdrygnął się i ukłuł czubkiem miecza wypustkę; cofnęła się i wydęła nieco, jak gdyby dotyk ostrej stali potraktowała jako chęć nawiązania przyjaźni, po czym opadła z powrotem.Tym razem ciął z całej siły, a gdzieś z tyłu za nimi rozległ się pomruk i głośny syk.Stworzenie musiało być zaskoczone faktem, że ktoś stawia mu opór.Hawkmoon przerzucił nieprzytomnego Zhenak-Tenga przez ramię, jeszcze raz ciął mackę mieczem, po czym przeskoczył ją i pobiegł osypującym się korytarzem.— Szybciej, d'Avercu! Do kuli!Francuz także przeskoczył mackę i popędził za nim.Ściana rozpadła się nagle, ukazując kłębowisko drgających odnóży, pulsującą głowę oraz twarz, będącą karykaturą rysów człowieka, rozpromienioną idiotycznym uśmiechem.— Chce, żebyśmy go zabawili! — zawołał d'Averc z wisielczym humorem, robiąc unik przed sięgającą ku niemu macką.— Czy musisz aż tak bardzo ranić jego uczucia, Hawkmoonie?Lecz książę Dorian zajęty był odryglowywaniem drzwi, wiodących do komory mieszczącej kulę.Zhenak-Teng, spoczywający na podłodze obok niego, jęknął i objął rękoma głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Nie wykonałem swego zadania.Wzięły nas przez zaskoczenie.Jesteśmy zgubieni.— Nie widzę żadnych potworów — stwierdził d'Averc.— Twoi pobratymcy walczą między sobą.— Tak, właśnie w ten sposób Charki nas wyniszczają.Emitują promieniowanie, jakiegoś rodzaju fale mózgowe, które przywodzą nas do szaleństwa, powodują, że najbliższych przyjaciół i braci bierzemy za wrogów.Gdy my zajęci jesteśmy walką, one przenikają do kamppów.Wkrótce tu będą!— Co to za niebieski dym? — dopytywał się Francuz.— On nie ma nic wspólnego z Charkami.Pochodzi z naszych spalonych generatorów.Nie dysponujemy już energią, nawet gdybyśmy potrafili się opanować, nic by to nie dało.Gdzieś w górze rozległy się straszliwe uderzenia i tąpnięcia, wstrząsające całym pomieszczeniem.— To Charki — mruknął Zhenak-Teng.— Niedługo ich fale dosięgną i mnie, nawet mnie.— Dlaczego ty nie uległeś dotychczas ich oddziaływaniu? — wtrącił Hawkmoon.— Niektórzy z nas są nieco bardziej odporni.Wygląda na to, że na was te fale w ogóle nie działają.Inni ulegają im natychmiast.— Czy nie możemy stąd uciec? — Książę Dorian rozglądał się po pokoju.— Kula, którą tu przybyliśmy.— Za późno.Już za późno.D'Averc chwycił Zhenak-Tenga za ramię.— Chodźże, człowieku.Może zdołamy uciec, jeśli się pospieszymy.Tylko ty umiesz kierować kulą!— Muszę umrzeć wraz z całą rodziną, do której zniszczenia zresztą sam się przyczyniłem.— W Zhenak-Tengu trudno było rozpoznać cywilizowanego, pewnego siebie mężczyznę, z którym rozmawiali poprzedniego dnia.Całkowicie upadł na duchu.Jego oczy zaczynały błyszczeć i Hawkmoon odniósł wrażenie, że już za chwilę ulegnie on straszliwej mocy Charek.Błyskawicznie podjął decyzję, uniósł miecz i uderzył.Trafił rękojeścią w nasadę czaszki Zhenak-Tenga i ten padł bez zmysłów.— Chodźmy, d'Avercu — rzekł posępnym tonem.— Zabierajmy go do wnętrza kuli.Szybko!Krztusząc się coraz gęściejszym niebieskim dymem, wyśliznęli się z pokoju i powędrowali korytarzami, wlokąc między sobą bezwładne ciało.Hawkmoon pamiętał drogę do komory, w której zostawili kulę, i teraz prowadził d'Averca.Nagle całym korytarzem wstrząsnęły gwałtowne uderzenia, tak że zmuszeni zostali do oparcia się o ścianę, by nie stracić równowagi.Jednocześnie.— Ściana kruszy się! — krzyknął d'Averc, odskakując do tyłu.— Szybko poszukajmy innej drogi!— Musimy dostać się do kuli! — zawołał Hawkmoon.— Ruszajmy dalej!W dół posypały się kawałki stropu, a przez powstałą szczelinę do wnętrza korytarza przeniknęła szara, jakby wyciosana z kamienia macka.Na jej końcu widniałaprzyssawka, podobna do tej, jakie pokrywają odnóża ośmiornicy, która rozchylała się niczym usta do pocałunku.Hawkmoon wzdrygnął się i ukłuł czubkiem miecza wypustkę; cofnęła się i wydęła nieco, jak gdyby dotyk ostrej stali potraktowała jako chęć nawiązania przyjaźni, po czym opadła z powrotem.Tym razem ciął z całej siły, a gdzieś z tyłu za nimi rozległ się pomruk i głośny syk.Stworzenie musiało być zaskoczone faktem, że ktoś stawia mu opór.Hawkmoon przerzucił nieprzytomnego Zhenak-Tenga przez ramię, jeszcze raz ciął mackę mieczem, po czym przeskoczył ją i pobiegł osypującym się korytarzem.— Szybciej, d'Avercu! Do kuli!Francuz także przeskoczył mackę i popędził za nim.Ściana rozpadła się nagle, ukazując kłębowisko drgających odnóży, pulsującą głowę oraz twarz, będącą karykaturą rysów człowieka, rozpromienioną idiotycznym uśmiechem.— Chce, żebyśmy go zabawili! — zawołał d'Averc z wisielczym humorem, robiąc unik przed sięgającą ku niemu macką.— Czy musisz aż tak bardzo ranić jego uczucia, Hawkmoonie?Lecz książę Dorian zajęty był odryglowywaniem drzwi, wiodących do komory mieszczącej kulę.Zhenak-Teng, spoczywający na podłodze obok niego, jęknął i objął rękoma głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]