[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Weszłam dośrodka, zamknęłam drzwi na klucz i rozejrzałam się po kuchni.Od razu zauważyłam, żegospodarzyła tam Earline Poffard, kucharka - blat był nieskazitelnie czysty, a podzlewozmywakiem znajdował się kosz pełen śmieci.Earline przychodzi dwa razy w tygodniu igotuje dla Winthropów na kilka dni naprzód aż do następnej wizyty.Nie miałam okazji jejpoznać, ale poznałam wyniki jej pracy - dokładnie opisuje wszystko, co przygotowuje,wszystkie śmieci lądują w koszu, sama zmywa wszystkie naczynia, wyciera i odkłada namiejsce.Od czasu do czasu muszę tylko przetrzeć z zewnątrz kuchenkę mikrofalową i drzwizmywarki, zmyć mopem podłogę i kuchnia lśni czystością.Po raz pierwszy zapragnęłam zamienić z nią kilka słów.Może Earline równieżciekawiło, kto sprząta u Winthropów.Rutyna kilku ostatnich lat dala o sobie znać i zabrałam się do pracy.Nie chciałam sięspóznić na wieczorny trening.Niecierpliwie wyczekiwałam spotkania z Marshallem - moimkochankiem - i nie chciałam, by Marshall - mój sensei - obrzucił mnie niepochlebnymspojrzeniem jak ostatnio.Skończyłam odkurzać i zaczęłam zmywać podłogi, gdy usłyszałam chrzęst klucza wzamku.- Cześć, Lily! - zawołał niedbały męski głos.- Cześć, Bobo - odpowiedziałam, notując w pamięci, że Beanie powinna kupićnowego mopa.- Słyszałem, że gdzieś niedaleko twojego domu zamordowali jakiegoś starszegofaceta.Wiesz coś o tym? - zapytał Bobo.Jego głos zbliżał się coraz bardziej.Spojrzałam za siebie.Chłopiec - mierzący prawie metr dziewięćdziesiąt - opierał się ozlewozmywak.Musiałam przyznać, że prezentował się bardzo przystojnie w obciętychdżinsach i koszuli Umbro.Szeroki uśmiech zdradzał jego wiek, ale reszta ciała najwyrazniejpostanowiła dorosnąć wcześniej.Gdy pracuję u Winthropów, odbieram telefony.Latemwiększość dzwoniących to dziewczęta chcące rozmawiać z Bobo.Oczywiście ma własnąkomórkę, lecz numer daje tylko najbliższym przyjaciołom, co bardzo irytuje jego matkę.- Nie żyje - odpowiedziałam.- Lily, nie bądz taka! Kto jak kto, ale ty na pewno wiesz o tym wszystko.- Jestem pewna, że nie więcej od ciebie. - Czy to prawda, że ktoś w nocy zadzwonił do starego Friedricha i powiedział mu,gdzie jest ciało?- Tak.- Widzisz? Właśnie o takie rzeczy mi chodzi.- Przecież o tym już wiesz.- Moja cierpliwość była na wyczerpaniu.- Tak, ale.interesują mnie jakieś sensacje.Musisz wiedzieć coś, o czym nie pisali wgazetach.- Wątpię.Bobo uwielbiał mówić i wiedziałam, że będzie się snuł za mną po całym domu, jeślichoćby w minimalnym stopniu go do tego zachęcę.- Ile ty masz lat, Bobo? - zapytałam.- Jestem w ostatniej klasie i mam siedemnaście lat - powiedział.- Właśnie dlategowróciłem dziś wcześniej z lekcji.Będziesz za mną tęsknić, kiedy w przyszłym roku pojadę docollege'u? - Pewnie.- Wyjęłam z szafki płyn Mop & Glow, a potem odkręciłam kurek zgorącą wodą.- A twoi rodzice pewnie zaoszczędzą parę dolarów, bo nie będę musiała potobie sprzątać.- A przy okazji, Lily.Nie dokończył zdania, więc znów się obejrzałam i zauważyłam, że zarumienił się pouszy.Uniosłam brwi, żeby pokazać, że czekam, co powie, i psiknęłam trochę płynu napodłogę.Woda była gorąca.Wycisnęłam jej nadmiar i zaczęłam wycierać.- Kiedy sprzątałaś mój pokój, znalazłaś.coś.mhm.osobistego?- Jak na przykład prezerwatywę?- Hm.Właśnie.Tak.- Bobo wbił wzrok w coś fascynującego w pobliżu swojej prawejstopy.- Mhm.- Co z nią zrobiłaś?- O co ci chodzi? Wyrzuciłam.A co, może miałam ją sobie włożyć pod poduszkę,żeby mi się lepiej spało?- Chodzi mi o to.czy powiedziałaś o tym mojej mamie? Albo tacie?- Nie moja sprawa - mruknęłam.Nie mogłam nie zauważyć, że Howell Winthrop junior zajmował wysokie drugiemiejsce na liście osób, których obawiał się Bobo.- Dzięki, Lily! - zawołał z entuzjazmem. Nasze spojrzenia spotkały się przelotnie.Zauważyłam, że już się nie garbi.Jeżelinawet nie był w siódmym niebie, to bardzo blisko.- Pamiętaj, zawsze trzeba się zabezpieczać.- Co? Aha.No pewnie.Jeżeli to możliwe, Bobo poczerwieniał jeszcze bardziej.Wyszedł, okazując przesadnąnonszalancję.Podzwaniał kluczami i pogwizdywał, zadowolony, że odbył dorosłą rozmowę oseksie ze starszą od siebie kobietą.Założę się, że w przyszłości będzie staranniej sprzątał posobie.Najwyższy czas.Zaczęłam śpiewać - coś, czego nie robiłam od lat.Kiedy jestem sama, najczęściejwybieram pieśni religijne.Znam ich tak wiele z niezliczonych niedziel, które spędzałam zrodzicami i Vareną w kościele - zawsze w tej samej ławce, piąty rząd od przodu po lewejstronie.Przypomniałam sobie miętowe cukierki, które mama zawsze nosiła w torebce, pióro inotes mojego ojca, które mi dawał, żeby mnie czymś zająć, gdy zaczynałam się za bardzowiercić.Niestety, wspomnienia z dzieciństwa rzadko przynoszą mi cokolwiek innego próczbólu.Kiedyś rodzice nie uciekali wzrokiem na bok, gdy do mnie mówili.Nie unikalitematów, które mogły wywołać przygnębienie u sponiewieranej córki.Mogłam się do nichprzytulać, nie obawiając się fizycznego kontaktu.Dzięki długiej praktyce potrafiłam przerwać ten bezproduktywny, choć dobrze znanytok myśli.Skoncentrowałam się na przyjemności płynącej ze śpiewu.Zawsze zdumiewamnie, że mam ładny głos.Przez kilka lat brałam lekcje.Zpiewałam solo w kościele i od czasudo czasu występowałam na ślubach.Teraz postanowiłam zaśpiewać Amazing Grace.Gdyskończyłam, odruchowo sięgnęłam dłonią, chcąc odsunąć włosy z twarzy, i ze zdumieniemodkryłam, że są ścięte na krótko. ROZDZIAA 8Prawie zapomniałam o udziale mojego mało wysportowanego sąsiada w środowym treningu.Miałam wrażenie, że karate niezbyt mu się spodobało, więc gdy weszłam na salę i ukłoniłamsię, ze zdziwieniem zobaczyłam Carltona w trakcie rozgrzewki.Starał się dotknąć palców unóg.Po grymasie malującym się na jego ustach domyśliłam się, że ten wyczyn przysparzałmu bólu.- Wszystko cię boli po treningu, co? - zagadnęłam go, siadając na podłodze, by zdjąćbuty.- Nawet włosy - wystękał przez zaciśnięte zęby.Z ogromnym wysiłkiem ledwo udało mu się dotknąć palcami grzbietów stóp.- Drugi dzień jest zawsze najgorszy - powiedziałam.- I to ma mnie podnieść na duchu?- Pomyślałam, że lepiej się poczujesz ze świadomością, że odtąd będzie już tylkolepiej.Starannie zwinęłam skarpetki i wsunęłam do prawego buta.Wstałam, powolipokręciłam głową, a potem zgięłam się wpół i położyłam ręce płasko na podłodze.Rozciągając grzbiet, westchnęłam z radości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl