[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Videssańczycy najwyraźniej bardziej troszczyli się o wejścia niż wyjścia.Również ich strażnicy spełniali swe obowiązki z mniejszą dbałością niż Marek uznałby za możliwą do zniesienia.Kiedy wyłonił się z budynku i stanął w złotym blasku późnego popołudnia, zastał obu strażników rozciągniętych przed wejściem i pogrążonych we śnie.Pasy z mieczami mieli rozpięte, ich włócznie leżały obok hełmów, które zdążyli zdjąć już wówczas, kiedy Skaurus zobaczył ich po raz pierwszy.Ich gnuśność rozwścieczyła trybuna.Będąc na służbie u Imperatora wartego ochrony - i to pierwszego takiego od lat - ci tępi gburzy nie potrafili zrobić nic lepszego jak tylko przespać cały dzień.Tego Rzymianin nie mógł już ścierpieć.- Powstać! - ryknął.Równocześnie kopnął ich porzucone hełmy, które potoczyły się z głośnym brzękiem.Wartownicy wzdrygnęli się i powstali niezdarnie, macając za odłożoną na bok bronią.Marek roześmiał się pogardliwie.Sklął zaskoczonych wartowników wszystkimi bez wyjątku videssańskimi przekleństwami, jakich się nauczył.Żałował, że nie ma z nim Gajusza Filipusa; centurion miał szczególny dar do obelg.- Gdybyście byli pod moim dowództwem, zostalibyście wychłostani czymś więcej niż tylko moim językiem, bądźcie pewni - zakończył.Pod wpływem tej tyrady na twarzach Videssańczyków pojawił się ponury wyraz, zastępując wcześniejsze osłupienie.Starszy z nich, krępy, pokiereszowany bliznami weteran, mruknął do swego towarzysza: - Co sobie myśli ten nieokrzesany barbarzyńca, że kim jest?Chwilę później leżał na ziemi, tak samo bez życia jak wówczas, kiedy spał.Marek stanął nad nim, rozcierając bolące kłykcie i obserwując drugiego wartownika w oczekiwaniu na jakiś ruch, który mógł uczynić.Z wyjątkiem cofnięcia się, nie uczynił żadnego.Widząc, że nie musi przejmować się tym wartownikiem, Marek szarpnął mężczyzną, którego zwalił z nóg.Nie był człowiekiem, z którym musiałby obchodzić się zbyt delikatnie.Wartownik potrząsnął głową, próbując pozbyć się uczucia oszołomienia.Pod jego lewym okiem już zaczynał tworzyć się siniak.- Kiedy przychodzi wasza zmiana? - warknął Skaurus do obu wartowników.- Mniej więcej za godzinę - odpowiedział młodszy, potulniejszy wartownik.Mówił bardzo ostrożnie, jak ktoś mógłby mówić do tygrysa, który zapytał go o godzinę.- Dobrze wiec.Opowiedzcie im, co wam się przydarzyło i poinformujcie, że znajdzie się ktoś, kto ich sprawdzi na warcie.I niech wasz Phos pomoże im i wam, jeśli zostaną przyłapani na spaniu!Odwrócił się plecami do wartowników i odmaszerował, nie dając im możliwości zadania jakiegoś pytania czy wyrażenia protestu.W rzeczywistości nie miał zamiaru nikogo posyłać na przeszpiegi następnej warty.Sama groźba powinna wystarczyć, by zachowali czujność.Kiedy przechodził obok budynku koszar należącego do najemników z Księstwa Namdalen, usłyszał jak ktoś woła jego imię.Z okna na piętrze wychylała się Helvis, trzymając coś w ręku.Rzymianin znajdował się zbyt daleko, by rozpoznać, co to jest, dopóki słońce nie odbiło się jasnym blaskiem złota - prawdopodobnie była to jakaś błyskotka, którą kupiła za pieniądze, jakie wygrała stawiając na niego.Uśmiechnęła się i machnęła ręką.Uśmiechając się, machnął ręką w odpowiedzi, w jednej chwili zapominając o swej złości na strażników.Była przyjacielską dziewczyną i tylko siebie mógł winić za to, że poprzedniego wieczoru pomyślał, że nie jest z nikim związana.Hemond był również dobrym przyjacielem; Marek polubił go od chwili pierwszego spotkania przy Srebrnej Bramie.Jego uśmiech skrzywił się nieco, kiedy przyszło mu do głowy, że obie kobiety, które zainteresowały go najbardziej w Videssos, wydawały się całkowicie niedostępne.Zrozum, że to nie koniec świata - powiedział do siebie - zważywszy, że jesteś w tym mieście krócej niż tydzień.Jego nastrój łagodnej kpiny z samego siebie został gwałtownie rozwiany przez widok wysokiej, odzianej w białe szaty postaci Avshara.Ręka Marka znalazła się na rękojeści miecza, nim jeszcze zdał sobie z tego sprawę.Wydawało się jednak, że poseł z Yezd nie zauważył go.Avshar stał w pewnej odległości od niego, zajęty bez reszty rozmową z przysadzistym, pałąkonogim mężczyzną w futrach i skórach koczowników Pardraji.Trybun doznał uczucia, że widział już tego mieszkańca równin wcześniej, ale nie potrafił przypomnieć sobie kiedy ani gdzie - być może na wczorajszym przyjęciu, pomyślał niepewnie.Tak był zajęty Avsharem, że nie zwrócił uwagi, dokąd niosą go stopy.Pierwsze wrażenie, że nie jest sam na ścieżce pojawiło się, gdy walnął w nadchodzącego z przeciwnej strony mężczyznę.- Wybacz, proszę! - zawołał, odwracając wzrok od Yezdy, by zobaczyć, kogo zepchnął ze ścieżki.Jego ofiara, niski pucołowaty mężczyzna, miał na sobie błękitne szaty kapłanów Phosa.Jego ogolona głowa w jakiś dziwny sposób pozbawiała go wieku, lecz nie był stary; siwizna nie poznaczyła jego brody, a na twarzy miał ledwie kilka zmarszczek.- Wszystko w porządku, wszystko w porządku - powiedział.- To moja wina, że nie zauważyłem, jak bardzo jesteś zamyślony.- To ładnie z twojej strony, ale nie usprawiedliwia to mojej niezdarności.- Nie martw się tym.Czy nie mylę się, rozpoznając w tobie dowódcę nowej kompanii zagranicznych najemników?Marek potwierdził to.- Zatem to właśnie z tobą chcę się spotkać od pewnego czasu.- Oczy kapłana zmarszczyły się w kącikach, gdy się uśmiechnął.- Choć może nie tak nagle.- Masz przewagę nade mną - zauważył trybun.- Hmm? Och, rzeczywiście.Czy nie chodzi o to, że powinieneś znać moje imię? Zwą mnie Nepos.Chciałbym móc twierdzić, że moje zainteresowanie twoją osobą jest całkowicie bezinteresowne, ale obawiam się, że nie mogę.Widzisz, jestem jednym z profesorów katedry czarów Akademii Videssańskiej.Skaurus skinął głową ze zrozumieniem.W kraju, gdzie czarodziejstwo ma tak silną pozycję, czy mogło być coś bardziej logicznego niż to, że zajmuje równorzędne miejsce wraz z innymi dziedzinami nauki, takimi jak filozofia czy matematyka? A ponieważ powszechnie wiedziano, że Rzymianie nie przybyli do Videssos w normalny sposób, ich pojawienie się musiało wywołać wśród czarodziei Imperium ogromną ciekawość.Może więc on - Nepos, będzie potrafił pomóc mu lepiej zrozumieć ową przerażającą chwilę, która przeniosła ich do tego świata.Zmierzył wzrokiem zachodzące słońce.- Moi ludzie już niedługo powinni zasiąść do kolacji.Czy nie miałbyś ochoty przyłączyć się do nas? Po kolacji mógłbyś zadawać tyle pytań, ile dusza zapragnie.- Nic nie mogłoby mnie bardziej ucieszyć - odpowiedział Nepos, uśmiechając się promiennie do Marka.- Prowadź, a ja podążę za tobą najlepiej jak potrafię; twoje nogi są dłuższe od moich, obawiam się.Mimo swej krągłej budowy, maleńki kapłan nie miał żadnych kłopotów z dotrzymaniem kroku Rzymianinowi.Jego obute w sandały stopy migały nad ziemią i idąc, nieustannie mówił.Kipiał nie kończącym się strumieniem pytań, nie tylko dotyczących religijnych i magicznych praktyk Rzymian i Galów, lecz również spraw społecznych i politycznych.- Sądzę - rzekł Rzymianin, zastanawiając się nad związkiem występującym pomiędzy pewnymi sprawami, o które pytał Nepos - że wasza wiara odgrywa znacznie większą rolę we wszystkim, co robicie, niż ma to miejsce w naszym świecie.- Sam zacząłem dochodzić do tego wniosku - przytaknął kapłan [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl